środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 12

    Teraz już wiedzieliśmy o kogo chodzi. Zayn świetnie to z nim  rozegrał.... Ale nadal nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi.
- Zayn... Jeżeli chcesz o czymś pogadać to wal śmiało stary. - Zacząłem łagodnie.
Od jakichś 20 minut siedzieliśmy w całkowitym milczeniu siedzieliśmy we dwójkę w jego pokoju.
- Nie... Ja... Martwię się o Rachel i o Lily....
- Okay... To może inaczej... Co masz wspólnego z tym mężczyzną? Dlaczego chciał porwać Lily? - Tak bardzo nie chciałem żeby brzmiało to jak przesłuchanie, ale nie miałem wyboru!
- Louis... Pamiętasz Samanthe? - Spytał szeptem.
- No pewnie, przecież byliśmy razem...7 lat temu...
To właśnie ją znalazłem kiedyś martwą.
- Powiem to tylko dla dobra Lily i Rachel. Sam i ja mieliśmy romans kiedy była z Tobą. Wiem jestem najgorszym przyjacielem na całym świecie... Ja miałam wtedy problemy... Wkopałem się w bardzo złe towarzystwo... No i był tam taki James. Był dilerem i pracował z mafią... Miałem u niego duży dług... Dowiedział się, że jestem z Sam. Po jej śmierci dostałem od niego wiadomość: TO DOPIERO POCZĄTEK!....Rozumiesz.. Sam zginęła prze ze mnie!
Po jego policzku spłonęła jedna samotna łza. Siedział z głową opuszczoną i bał się mi spojrzeć w oczy. Ja... Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć.
- Zayn... Czemu mi wtedy nie powiedziałeś, że masz z nimi problemy?
- Louis przepraszam! Jeżeli coś się stanie Rachel ja sobie tego nie wybaczę...
Miałem mętlik w głowie. Szczerze, mało mnie juz obchodziło czy był z Sam czy nie. Trzeba było się zająć aktualnymi wydarzeniami, ochroną Lily i odbiciem Rach.
- Chłopaki... - W progu pokoju stanął Liam.
- Co jest? - Spytałem zaniepokojony.
- Ja nie mogę tak czekać... Znam ją. Ona jest silna ale może tego nie wytrzymać. - W jego głosie drżał niepokój, a w oczach miał strach.
- Wiem Liam... Zostań z Zaynem ja jadę po Lili i chłopaków do szkoły. -  Co dziennie ktoś z nas po nich jeździł.
***
      Kiedy się obudziłam śniadanie w pokoju już czekało. Nie miałam zamiaru go tknąć. Co to soku... Pragnienie było silniejsze. Wzięłam delikatne szklankę. Wysłałam troszkę do kwiatka i odczekałam kilka minut. Nic się nie wydarzyło. Powąchałam sok. Pachniał normalnie. Pomału wzięłam pierwszy łyk. Normalny sok pomarańczowy. Ze wstrętem przemykałam każdy kolejny łyk.
    W całym pokoju panowała przerażająca cisza. Czułam, że muszę iść do łazienki, ale się bałam. W końcu pomału otworzyłam drzwi pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu. Pusto. Z poprzedniego dnia wiem, że łazienka jest obok mojego pokoju.
Ostrożnie wyszłam na korytarz i szybko weszłam do łazienki.
Powiedziałam tam trochę i nasłuchiwałam czy nikt nie idzie. Szybko otworzyłam drzwi i w ostatniej chwili powstrzymałam się żeby nie krzyknąć.
- O wiedzę, że toaletę przed drogą mamy załatwioną. Idziemy! - Szarpnął moim ramieniem.
Był czymś ewidentnie wkurzony. Bałam się, że swój gniew będzie chciał wylądować na mnie.
Szybkim krokiem wyszliśmy z domu i udaliśmy się do  auta. Ponownie zajęłam miejsce na tyłach.
- Gdzie jedziemy? - Spytałam po jakichś pięciu minutach drogi.
- Zobaczysz...
***
    Przyjechałem o wiele za wcześnie. Cały czas siedziałem w aucie i myślałem. O wszystkim i o niczym.... Tak bardzo chciałem coś zrobić, ale byłem bezradny.
- Weź się w garść człowieku! Cholera jesteś gliną! - Krzyczałem sam na siebie i waliłem w kierownicę.
Tak bardzo brakowało mi jej uśmiechu, jej docinek....
- Hej... - Usłyszałem cichy głos Lily, który wyrwał mnie z tego transu.
- Hej... Wsiadajcie. - Oznajmiłem krótko.
- Coś wiadomo? - Spytał Harry.
- Nic... - Tak bardzo chciałem im przekazać w końcu jakieś dobre wieści.
- Będzie dobrze... Musi być... - Wyszeptał blondas.
      Odwiozłem chłopaków i wróciliśmy do domu.
- Hej aniołku... -  Przytulił Lily, Zayn na powitanie.
- Cześć braciszku.
Poszedłem do siebie. Widziałem jak bardzo się teraz na wzajem potrzebują... Jak wszyscy teraz potrzebujemy wsparcia.
Mój pokój nie był pusty. Na łóżku siedział Liam.
- Wiesz czego się najbardziej boje... Tego, że jak będę w szpitalu to ją zobaczę. Jak wiozą ja do prosektorium Louis!
Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Każdy z nas się tej bał, ale on jako pierwszy powiedział to na głos.
- Liam... Ja... Dręczy nie ta bezczynność! - Zająłem miejsce obok niego.
Dopiero teraz spostrzegłem, że miał mokre policzki od płaczu, a z oczu wypływały już kolejne.
- Zrobię wszystko żeby ją uratować...
- A ja Ci pomogą. - odparł pewnie i stanowczo.
- Louis! - Usłyszałem nawoływanie Zayna.
Obydwoje zerwaliśmy się z łóżka i pobiegliśmy do kuchni.
- Co jest?! - Spytałem lekko zdenerwowany.
W kuchni również stał Tom. W ręku trzymał jakąś kopertę. Wydarłem mu ją z ręki. Ręce mi się drżały.
"Zmiana planu, macie... Dwa dni! Ceny te same. Powodzenia. "
***

     Jechaliśmy z jakieś pół godziny. Naszym celem okazała się opuszczona fabryka i magazyny. Było strasznie zimno i ponuro. Szliśmy szybkim i energicznym.Wszędzie było pusto. Ta pustka była przerażająca. W końcu doszliśmy do bardziej nowoczesnej części. Kazał mi się usiąść na stary, skórzany fotel. Sam chodził poddenerwowany i niespokojny w te i wew te.
- Na kogoś czekamy? - Spytałam nieświadoma tego co się tutaj dzieje.
Zero odpowiedzi i jakiej kol wiek reakcji. Straciłam rachubę czasu. Zaobserwowałam tylko, że zrobiło się ciemniej i jeszcze bardziej ponuro.
Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki. Ewidentnie kobiece. Wyraźnie było słychać, że osobo porusza się na szpilkach i to dość wysokich i cienkich.
- Witaj. - Czułam, że robi mi się słabo.
Amanda... Teraz już wszystko na nic! Ochrona Lily na nic...
- Amando. - Przywitał się James i wyszedł.
- Witaj...Lily...
Nie miałam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. To już się naprawdę zaczynało robić chore!
Nie byłam w stanie nic jej odpowiedzieć, byłam w kompletnym szoku.
- Dlaczego?.... - Wyszeptałam tylko, a ona podeszła do mnie. Wyciągnęła małą strzykawkę, a ja poczułam lekkie ukucie....

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 11

    Leżałam na czymś miękkim. Długo leżałam z zamkniętymi oczami. Nie wiedziałam jaki straszny widok mnie czeka. W końcu się podniosła i uniosłam powieki. Okazało się, że byłam w małym, przytulnym pokoiku. Leżałam na miękkim kocu, wśród stosu poduszek. Przez moment myślałam, że to wszystko mi się śni. Pomału wstałam. Na krześle wisiała sukienka w odcieniach różu. Moje ubrania gdzieś zniknęły, a ja stałam w samej bieliźnie. Szybko się ubrałam.
Otworzyłam niepewnie drzwi. Wszędzie panowała cisza. Na palcach przeszłam przez cały korytarz, aż doszłam do schodów gdzie się zawahałam. Po chwili namysłu jednak ruszyłam. Ciągle na palcach, delikatnie pokonywałam każdy stopień.
    Odnalazłam kuchnię. Pusto... Na stole było przygotowane śniadanie dla dwóch osób. Nagle w drzwiach pojawił się mężczyzna. On. Teraz dobrze widziałam jego twarz. Nie był szpetny... Wręcz przeciwnie. Był całkiem przystojnym brunetem. Właśnie wracał spod prysznica, był w samych bokserkach i z porannikiem narzuconym na ramiona. W dłoni trzymał... Pistolet.
- Witaj. Ślicznie wyglądasz. - Oznajmił. Odłożył pistolet na blat kuchenny i zasiadł przy stole.
- Czego Ty ode mnie chcesz?! 
To wszystko było chore. On był po prostu psychopatą.
- Siadaj to się dowiesz...
Był bardziej spokojny i opanowany. Ciągle się uśmiechał co mnie strasznie denerwowało. Niepwnie usiadłam się na przeciwko niego.
- Lily słuchaj... Ja do ciebie nic nie mam na prawdę, ale Twój braciszek trochę narozrabiał i teraz musi ponieść konsekwencje...
***
   Wszyscy byli w szoku. To co się stało...
- Louis.. Nawet nie wiesz jak się ciesze, że miałeś tą kamizelkę ale mogłeś nam powiedzieć... Przecież Rachel... Ona teraz... - Lily nie miała pojęcia jak ująć. Przecież nawet nie byliśmy pewni czy żyje.
- Tak... Dobrze, że miałam kamizelkę. Teraz będę mógł własnoręcznie zatłuc tego gnoja...!
Ja, Lily, Zayn, Niall, Harry, Liam i rodzice Rach siedzieliśmy u nas w domu. Policja szukała, a mi dali wolne. Stwierdzili, że tak będzie lepiej, bo ta sprawa jest za bardzo osobista.
     Zbliżała się 16:00. Rodzina Rach pojechała to siebie. Byli całkowicie roztrzęsieni tym zdarzeniem. Zresztą jaki rodzic by nie był. Siedziałem w kuchni... W tym samym miejscu, gdzie pierwszy raz rozmawiałem z Rachel. Nie miałam nawet siły na papierosa. Czułem jak łzy mi spływają po policzkach. Bałem się że ja stracę... Że już jej więcej nie zobaczę.
- Hej... Stary. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Zayn usiadł się na przeciwko mnie i mówił do mnie teraz tym swoim uspokajającym głosem.
- Zayn... Pamiętasz zabójstwo Emily?
- Ciężko zapomnieć... - Spuścił wzrok na dół.
- Wiesz po co do niej szedłem? Po to by jej powiedzieć, że wiem i żeby wiedziała, że ja o nic nie winię.. Zayn ja widziałem, że ona nie z tobą zdradza... - Tyle lat ukrywałem to, że wiem całą prawdę.
- Louis... Ja...
- Wybaczam ci. Jesteśmy jak bracia co nie? Było minęło...
Obaj poczuliśmy ulgę. We dwójkę siedzieliśmy przy stoliku. Harry i Niall postanowili zostać u nas. Nie mieliśmy nic przeciwko temu. Po godzinie 21:00 wszyscy leżeli juz w łóżku. Niall nocował u Lili, a Harry zajął kanapę. W całym mieszkaniu panowała cisza. Wpatrywałem się w sufit. Nie mogłem spać... Chciałem wiedzieć, że chociaż żyje.
***
     Cały dzień siedziałam w pokoju, w którym się obudziłam. Nic nie jadłam. Louis... Cały czas myślałam o nim. On już nie żył.. Jego już nie było...!!! Siedziałam przy oknie i wpatrywałam się w gwiazdy. Tak strasznie mi go brakowało... Ich wszystkich. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić jak bardzo cierpią teraz mama, tata i Liam... Tak bardzo się bałam co się stanie. Nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam szans ucieczki. Byłam na pierwszym piętrze bez żadnej możliwości ucieczki. Chciało mi się spać się bałam się zasnąć... Bałam się, że się nie obudzę, chociaż może i byłoby tak lepiej. Jednak potrzeba snu była silniejsza ode mnie.
    
      Obudziłam się bardzo wcześnie. Siedziałam po cichu w pokoju. Wszędzie panowała cisza. Byłam zamyślona chodź tak na prawdę nie myślałam o niczym. Wpatrywałam się w blado żółte ściany pokoiku. Nagle usłyszałam jak On rozmawia przez telefon blisko mojego pokoju.
- 50 tys. za nią albo 100 tys. za żywą. Masz pięć dni!
Tyle usłyszałam. Siedziałam jak wryta. Klamka w drzwiach poruszyła się, a drzwi wolno otwarły.
- Witaj Lily. Tak w ogóle to ci się nie przedstawiłem. Jestem James. - Wszedł do pokoju, w ręce trzymał talerz, a pod pachą miał butelkę soku pomarańczowego.
Położył to na stoliczku i usiadł koło mnie.
- Zapewne słyszałaś rozmowę. Rozmawiałem z twoim bratem. To tylko od niego zależy czy będziesz żyć.... Będzie mi bardzo przykro jeżeli będę musiał cie zabić.
Zayn... On...
- Co ci powiedział mój brat? - Spytałam.
- "Lily na być cała, gorzko tego pożałujesz" i takie tam...
Ha! Oni teraz wiedzą, że to chodziło o Lily... Jest genialny! Nie dał po sobie poznać, że to nie Lily została porwana.
     Kiedy spojrzałam na Jamesa wyglądał inaczej. Był czymś zaniepokojony. Dopiero po chwili zorientowałam się, że patrzyłam na niego za długo. Swój wzrok przyniósł na mnie. Był pełen gniewu. Serce stanęło mi w gardle. Nie widziałam co zrobi.
- Na prawdę nie chcę Cię zabić. Ty jesteś niewinna.....
Powiedział to tak łagodnie, tak spokojnie. Byłam w szoku. Po wypowiedzeniu tego wyszedł spokojnie z pokoju i delikatnie zamknął za sobą drzwi.
     Jeszcze pięć dni... Zobaczmy czy wyląduje na kanapie z rodziną czy w kostnicy.

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 10

     Rano długo leżałam wpatrzona w sufit. Najwyraźniej udało mi się na trochę zasnąć. Nie chciałam wstawać, nie chciałam z nimi o tym rozmawiać.
- Czas wstawać kochanie... Za chwilę będzie śniadanie. - Wyszeptał Lou kładąc się koło mnie. Zdążył już wziąć prysznic i się "ogarnąć".
Zawiesiłam mu ręce na szyi i przyciągnęłam do siebie. Potrzebowałam go i to bardzo.
- Nie chce mi się wstawać... - Wymamrotałam.
- Chodź, pamiętaj że zawsze będę przy tobie.
Te słowa przekonały mnie z zwlokłam się z łóżka, normalnym wstaniem z niego nie można było tego nazwać.
    Założyłam leginsy i koszule w kratę, której prawnym właścicielem był Liam ale czegóż się nie robi dla swojej młodszej siostrzyczki. Włosy zostawiłam rozpuszczone, lekko je tylko z psikałam lakierem. Zeszliśmy na dół gdzie wszyscy już czekali.
- No to co to za ważna informacja? -  Jako pierwszy Harry zabrał głos.
- Jesteś w ciąży?! -  Zapytał... Z radością Niall. Jego pytanie mnie trochę zaskoczyło, z reszta mojego chłopaka też co można było wywnioskować po minie typu "WTF?". 
- Nie...! - Wydusił z siebie TOMMO.
Zajęliśmy miejsca przy stole, koło naszych przyjaciół i.. Amandy.
Nie wiedziałam jak zacząć. Siedziałam chwile ze spuszczona głową. W końcu zaczęłam. Opowiedziałam im wszystko tak jak w nocy jemu.
Długo nic nie mówił. Ja również milczałam.
- Rachel... - Zaczął Harry, jednakże nie skończył.
Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Czułam jak na moją skroń spływa łza, jego łza... Musiałam być twarda... Tak jak zawsze! Czułam, że muszą, żeby oni się bardziej nie zamartwiali.
***
   Około godziny 13:00 rozpadło się niemiłosiernie. Nie zapowiadało się na wypogodzenie. Nie ukrywam, że popsuło to nasze plany aby spędzić po południe na świeżym powietrzu. Niall zamówił trzy pizzy. Usiedliśmy się w salonie i na nie czekaliśmy. Zapowiadał się nudny dzień. Szukające krople deszczu w okna były bardzo usypiające.
     Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Louis poszedł odebrać osobiście i zapłacić.  Ucieszyliśmy się, że będziemy mieć jakiś zajęcie... Jedzenie. Kiedy Niall otworzył nasz posiłek wszyscy zamarliśmy w bezruchu. Na każdej pizzy bym jeden wyraz napisany keczupem... Mieliśmy nadzieję że to keczup. Razem wyrazy tworzyły to: GRA SIĘ ZACZĘŁA!  To było jak w jakimś horrorze. Tommo wybiegł przed domu znaleźć kolesia od pizzy ale już nikogo nie było. Nie pytałam jak wyglądał, bałam się, że opisze... Jego!
Harry i Louis poszli wrzucić pizzy za dom do kontenera. Długo nie wracali, zaczynaliśmy się trochę martwić, nawet Amanda się lekko przejęła.
- Musimy po nich iść! - Zarządziłam stanowczo i skierowałam się w stronę drzwi.
- Ej... Zostać... Na pewno za raz przyjdą... - Próbowała mnie uspokoić Lily.
Jej prośby poszły na nic. Wzięłam kurtkę i wyszłam w dwór. Przestało mocno padać, teraz padało tak... Normalnie, z resztą sama nie wiem nie myślałam zbytnio o tym, chciałam tylko zdradzić czy chłopakom się nic nie stało. Musiałam iść wolno. Ziemia była jedną wielką glajdą, łatwo o zwichnięcie kostki, a do tego to mam tendencje.
- Idź to domu! - Krzyknęli gdy mnie tylko zobaczyli.
- Co się stało...? - Spytałam drżącym głosem z przerażenia.
Byli już cali przemoknięci, z reszta ja już też.
- Rachel posłuchaj.... - Zaczął delikatnie Lou.
-Tam są zwłoki! - Wypalił Harry.
Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Nie... To był jak jakiś koszmar albo głupi żart od losu.
- Czyje? - Zapytałam prawie szeptem.
- Chyba kolesia od pizzy ale nie tego co nam ją przyniósł tylko tego właściwego... - Wytłumaczył Lou.
To był On, to musiał być On no bo kto inny?!
- Policja jest już w drodze. My tu poczekamy, a ty idź zawiadom resztę. - Oznajmił Harry, już bardziej opanowany głosem.
Do domu wracałam z kamienną twarzą, starałam iść się najszybciej jak potrafię, jednakże deszcz ciągle nie ustępował.
- Co się dzieje?! - Naskoczył na mnie Niall, kiedy stałam jeszcze w progu.
Nie odpowiedziałam mu. Weszłam na spokojnie do środka i wzięłam łyk wody. Wszyscy usiedli się koło mnie, a ja zaczęłam opowiadać co tam się stało.
    Ich miny stały się podobne do mojej. Amanda również bardzo się tym wszystkim przejęła, wtedy patrzy raz ujrzałam w niej, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, człowieka. Nikt nic nie mówił, niż widział co. Po około 15 minutach, które zdawały się wiecznością, przyjechała policja wraz z kartką. Wyszliśmy przed dom. Nie mogliśmy usiedzieć na miejscu. Chłopaki też do nas dołączyli. W szóstkę staliśmy w deszczu, który nadawał jeszcze większy dramatyzm całej tej sytuacji. Idealny dzień na morderstwo, nie ma co.... W pewnej chwili podszedł do nas policjant.
- Hej Louis. Słuchaj będziemy musieli teraz z każdym z osobna pomówić i spisać zeznania. - Oznajmił mężczyzna.
Wygląda na to, że pracują ze sobą.
Louis tylko skinął głową i weszliśmy do środka, a wraz z nami kilku innych policjantów. Przesłuchano nas pojedynczo, w starym dziecięcym pokoiku. Naszą poczekalnią stał się salon. Dwóch policjantów było przy przesłuchaniu i dwóch z nami na dole. Jako pierwszy poszedł Louis, potem Harry, Niall, Lily, Amanda i ja na samym końcu. Kiedy wchodziłem po schodach nogi miałam jak z waty. Czułam, że tak cała sytuacja mnie przerasta.
- Imię, nazwisko? - Spytam policjant.
- Rachel Payne.
- Widziałaś już kiedyś człowieka, który to zrobił?
- Tak...
- Opisz w jakich sytuacjach i gdzie.
- Pierwszy raz przez okno mojego pokoju, drugi kolo parku (uzupełnić), trzeci wczoraj wieczorem pod oknem sypialni mojej i Loui'ego.
To było moje pierwsze przesłuchanie. Coś strasznego.
- Wiesz kto to mógł być?
Gdybym widziała to chyba już dawno bym powiedziała...
- Nie, nie wiem.
Skinął głową na znak, że mogę już odejść. Na dole panowała... Grobowa... Cisza.... Amanda z Harrym siedzieli w kuchni, Lily wtulona w Nialla na kanapie, a Louis chodził niespokojnie po całym pokoju.
- Przy głównej drodze i wjeździe do was postawiliśmy patrol. Może znowu się pojawi...
Bardzo pocieszające. Dowiedzieliśmy się jeszcze, że o 20:00 przyjdzie na zwiady jakiś policjant.
    Każdy z nas wziął szybki prysznic i poszliśmy każdy do siebie. Nawet nie powiedzieliśmy sobie dobranoc.
Siedziałam na łóżku, nie mogłam zasnąć.... Bałam się.
- Nic Ci się nie stanie. Obiecuje... - Wyszeptał i pocałował nie w ramię.
Zbliżała się 20:00. Louis wyczekiwał policjanta. Za świecił wszędzie światło i chodził z gór na dół i z powrotem. Niall i Lily zeszli razem ze mną do salonu. Chwilę później przyszli Harry i Amanda. 20:00.
- Na pewno za chwilę przyjdzie... - Próbowała nad jakoś uspokoić Lily.
Louis zadzwonił do jednego z policjantów stojących przy wjeździe do nas. Nic... Zero odpowiedzi. Do stojących przy głównej drodze przed lasem... Brak sygnału. byliśmy sami, odcięci od jakiej kol wiek pomocy.
- Co teraz? - Spytał Harry.
- Nie wiem... - Odparł bezradnie Louis.
I wyjeździe nie było mowy. Po pierwsze mieliśmy tylko jeden samochód, a po drugie jedyną drogą żeby się stąd wydostać był owy główny wjazd, a nie wiadomo na co mogliśmy tam natrafić. No oczywiście jest druga droga. Cztery kilometry przez ciemny las. 20:30. Nadal nic. "Głucha cisza spowijała tę krainę". Ten cytat z Białego Kła idealnie pasuje.
Nagle telefon Lou zaczął dzwonić. Od razu włączył na głośno mówiący.
- Halo.
- Louis nasi ludzie zniknęli!
- Tomas jak to zniknęli?!
To był ten jego kolega z policji. Był przerażony. Zniknęli... Czyli on tu wciąż był!
- Jedziemy do was! Zostańcie w domu. Wszystko po zamykane i wszędzie światła!
- Jasne... Pośpiesz się!
Wszystko z powyższych nakazów było już zrobione. Czekaliśmy... Od głównego wjazdu do nas było jakieś 15-20 minut drogi, no chyba, że tak jak dzisiaj cały dzień leje może się przeciągnąć do 30 minut.
- Haloo Haloo! Jest tam kto!?
 Nawoływaniedobiegło z zewnątrz. To był on. Louis szybko pobiegł na górę i wrócił z pistoletem.
- Pizza smakowała?!
Był coraz bliżej, a policji jeszcze nie widać.
Usłyszeliśmy tupanie nie werandzie. Przytuliłam Lily, była roztrzęsiona. Louis, Harry i Niall stali z przodu. 2/3 z nich nie miała pistoletu ale... Patelnie i kij bejsbolowy. Wtedy dopiero zauważyłam, że Lily ma te same dresy i bluzkę co ja, kupiliśmy sobie ten zestaw przed przyjazdem tu. 
- Ale leje! Łoo! Wpuścicie mnie?!
Był rozbawiony, sprawiało mu to radość i przyjemność.
- Nie?! Ojć... Szkoda takich ładnych drzwi!
Dwa precyzyjne strzały w zawiasy. Nasza jedyna obrona osłabła. Bez większego problemu je wyważył. Wszedł...
- Witajcie.
Był nieco wyższy od Lou. Ubrany w dres, tym razem bez kaptura. Cały czas się uśmiechał. Strzał! Tym razem ze strony Lou. Dostał w ramię. Cofnął się i lekko zachwiał.
- Nie rozważnie... - Wyszeptał i strzelił w stronę Lou. Prosto w jego klatkę... Twarzą upadł w stronę drzwi.
Nie byłam w stanie krzyknąć. Po prostu rozbeczałam się jak małe dziecko. Chłopaki próbowali interweniować ale na nic. Był od nich silniejsze. A może nie?...może strach i przerażenie nas paraliżowało. Stanął na przeciwko mnie. Nie patrzyłam na niego. Spoglądałam na leżącego kolo kanapy i wijącego się z bólu Nialla. Pan psychopata stanął tak, że nawet nie mogłam spojrzeć na Lou... Powędrował za moim wzrokiem. Kiedy napotkał Nialla uśmiechnął się jeszcze bardziej i szarpnął mnie za ramię. Lily z Amanda zaczęły krzyczeć, a on wycelował w nie pistolet. Niall i Harry próbowali się podnieść ale bez skutecznie, a Louis... Louis leżał tam, tyłem do nas i pewnie się już wykrwawił.
Wyprowadził mnie na dwór. Było strasznie zimno ale nie myślałam o tym. Błagam aby ta cholerna policja przyjechała. Nic... Weszliśmy do lasu. Było strasznie ciemno. Potykałam się o własne nogi. Po pewnej chwili moje oczy się dopiero przyzwyczaiły to ciemności i zaczynałam rozróżniać kształty. Szarpałam się z nim ale to było na nic. Był dla mnie za silny. Nagle się zatrzymał, wyjął szmatkę i zakneblował mi usta. Usłyszałam Nadjeżdżającą policję... Za późno. Już nawet nie widziałam domku. Straciłam orientację, zupełnie nie widziałem gdzie się znajdujemy. Zauważyłam jakieś zarysy, zarysy auta. Spojrzałam pod nogi. Szliśmy teraz po...jakby drodze. Drodze! Oczywiście...kiedyś była tu taka stara, właściwie to dróżka. Nikt tędy nigdy nie chodził. Kompletnie o niej zapomnieliśmy. Już pomnie...To była jedyna myśl w mojej głowie. Zbliżyliśmy się do auta. Otworzył tylne drzwi i wepchnął mnie do środka, sam zajął miejsce obok mnie.
- Jedziemy Steve! - Wydał komendę, a kierowca energicznie ruszył.
Zwinęłam się w drugim kącie auta. Ciągle mnie obserwował.
- Witaj Lily. - Powiedział w moją stronę.
Co? Cholera...on chciał Lily. Od początku to o nią chodziło!

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 9

    Cały tydzień byłam cała podekscytowana. Tak bardzo chciałam żeby ten biwak już się zaczął.
   W poniedziałek około godziny 14:00 wyjechaliśmy z Londynu. Lily, Niall, Harry i Amanda jechali jednym, a ja z TOMMO drugim. Zayn zgodził się pomóc nam w dojeździe na miejsce i to on kierował przepełnionym samochodem. My wieźliśmy nasza bagaże i większą część jedzenia, w tamy był Niall i Lily wiec nie warto ryzykować.
    Podróż minęła nam szybko i przyjemnie. Zayn jechał pierwszy. Oboje z Lou lubią szybką jazdę, wiec Tomlinson nie musiał się specjalnie wysilać żeby Zayn nie zniknął z naszego pola widzenia.
Ja byłam odpowiedzialna za muzykę w naszym aucie więc praktycznie cały czas leciało AC/DC albo Stonesi.
    Nad jezioro jedzie się około czterech godzin, ale że Louis i Zayn jeżdżą innym tempem niż nasi rodzice, na miejscu byliśmy po około trzech godzinach.
   Nic się nie zmieniło. Domek stał na małym wzniesieniu przy jeziorze, prowadziły do niego kamienne schody będące tu już przed domkiem. Tata Niall i mój trochę je "obrobili" i całość wygląda niesamowicie. Zayn od razu pojechał z powrotem. Chciał wstąpić do kumpla i tak też miał zostać na noc.
Kiedy weszliśmy do środka ustaliliśmy jak się dzielimy pokojami. Wyszło na to, że parami. Znajdowały się tam trzy małe i sypialnie rodziców i jeden pokoik gdzie zawsze spaliśmy w czwórkę .
Pamiętam jak mieliśmy po siedem lat. Pewnej nocy była mocna burza. Bardzo się wtedy bałam, a na dodatek miałam koszmar. Nie chciałam nikogo budzić, wiec próbowałam spać. Wtuliłam się w poduszkę, a koszmarny sen nie znikał. Cichutko zaszlochałam, miałam nadzieję, że nikt nie usłyszy. Usłyszał. Niall spał w najlepsze ale nie Harry. Przyszedł do mojej łóżka i usiadł się koło mnie. Ja również się podniosłam. Jego loczki zasłaniały mu większość czoła, a zielone oczy dość wyraźnie się odbijały w ciemności.
- Wiem, że nie jestem Li ale nienawidzę patrzeć jak płaczesz... -  Wyszeptał i mocno mnie przytulił. Liama z nami nie było był na wakacjach u kuzynostwa.
Pamiętam, że w tedy zrozumiałam, że Harry jest moim najlepszym przyjacielem. Leżał przy mnie całą noc i opowiadał różne historyjki na dobranoc.
Uwielbiam wspominać kiedy byliśmy mali. 
     Poszliśmy do swoich sypialni. Domek był wykonany głównie w drewna i miał cudowny klimat. Kiedy się rozpakowaliśmy nadszedł czas na zrobienie jakiegoś posiłku. Louis stwierdził, że on w tym udziału nie bierze, gdyż prędzej kuchnia stanie w ogniu. Poszedł po drzewo na opał, natomiast nasza piątka postanowiła coś wymyślić. Właściwie to czwórka, bo Amanda usiadła się na krześle i nie miała zamiaru się ruszyć, twierdząc iż ona nie została stworzona do takiej pracy.
Postanowiliśmy zrobić ogromną michę makaronu, szpinak, usmażone mięso i pomidory. Pierwszy raz mi to wyszło. Zasiedliśmy razem do stołu i delektowaliśmy się posiłkiem. Po jego zakończeniu postanowiliśmy zrobić sobie ognisko. Wzięliśmy koce i poduszki. Wieczór był chłodny ale bardzo przyjemny. Powietrze było takie świeże i czyste. Miła odskocznia od londyńskiego gwaru. Na ognisku piekły się pianki i chleb, a płomienie miło ogrzewały nasze twarze i ręce. Każdy był wtulony w swoją drugą połówkę. Lily i Niall wyglądali tak ślicznie. Tak bardzo się troszczył żeby było jej ciepło i wygodnie. Widać, że Lily to jego cały świat. Ona leżała na jego ramieniu i tylko szeroko się uśmiechała, Niall potrafił być czasami lekko nad opiekuńczy.
Amanda leżała na kolanie Harr'ego i oganiała się od komarów, starała się nie pobrudzić swojego stroju... Tak bardzo romantycznie...    
Ja natomiast leżałam, podobnie jak Lily, wtulona w ramię Loui'ego. Obejmował mnie lewą ręką, a prawą bawił się moimi włosami. Oddychał spokojnie i równomiernie, sprawiało to, że czułam się jakbym miała zasnąć.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a czasami leżeliśmy po prostu w ciszy i było słychać tylko syki płomieni i odgłosy świerszczy.  
    Około 21:00 wróciliśmy do środka.  Poszliśmy się wykompać i ostatecznie powiedzieliśmy sobie dobranoc po 23:00. Jak zawsze wtuliłam się w klatkę piersiową Lou. Byłam przykryta kołdrą do podbródka. Czułam się strasznie zmęczona po tej jeździe. Nie wiem kiedy odpłynęłam w objęcia błogiego snu Morfeusza.
     Przebudziłam się około godziny 3:00 w nocy. Wierciłam się trochę. Nie chciałam go obudzić wiec poszłam bez celu do łazienki . Kiedy wracałam zerknęłam jeszcze przez okno w naszej sypialni. Z trudem powstrzymałam się żeby nie krzyknąć. Zamarłam w bezruchu. On tam stał. Ten mężczyzna.... To na pewno był on! Wiedziałam, że na mnie patrzy.
- Rachel...? - Usłyszałam zasypany i cichy głos Lou.
Nic nie odpowiedziałam. Strach mnie sparaliżował, nie byłam w stanie wydobyć z sobie żadnego dźwięku. Nagle pokój nabrał stłumionych barw za sprawą małej lampki nocnej. Słyszałem jak Louis poderwał się z łóżka. Czułam jak okręca mnie w swoją stronę. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Objął mnie. Spojrzałam jeszcze przez okno. Nie było go, zniknął.
   Opowiedziałam mu wszystko. Był wściekły, że nic mu nie powiedziałam. Całkowicie to rozumiałam. Na jego miejscu tez bym było wściekła.
- Rach... Kocham Cię... Ale ty musisz mi mówić o takich rzeczach. Pragnę żebyś była bezpieczna. Jasne? - Wyszeptał kiedy się trochę uspokoił i wszystko przetrawił.
- Ja ciebie też bardzo kocham... Przepraszam Louis...
Czułam się źle, że mu wcześniej nie powiedziałam. Nie ciągnął dalej tej rozmowy. Objął mnie mocno. Czułam się bezpiecznie.
     To już był tylko pół sen. Louis w ogóle nie spał. Bałam się jak zareaguje Harry, że jemu też o niczym nie powiedziałam. Nie chciałam żeby znowu czym się odtrącony czy coś w tym stylu. Miałam jeszcze około szczęść godzin żeby zobaczyć ich reakcje.

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 8

   Długo leżałam z zamkniętymi oczami. Nie chciałam jeszcze wstawać. Louis był wtulony w moje plecy, a jego ręce i nogi oplotły mnie mnie. Byłam przykryta po uszy. Robił się już co raz zimniej, a my byliśmy... cóż... nago, a do tego jestem strasznym zmarzluchem. W końcu delikatnie się obróciłam tak, że leżałam przy klatce piersiowej Lou.
- Dzień dobry księżniczko... - Usłyszałam cichy, zaspany głos.
- Dzień dobry... ty już nie śpisz?
- Od jakiejś godzinki. Nie miałem serca Cię budzić, tak słodko spałaś. - Mówiąc to ucałował mnie w czoło.
Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, niczym mały kotek.
- Pobudkaaaaa!!! - Krzyknął Zayn. 
Odruchowo przykryłam się jeszcze bardziej. Malik stanął na przeciwko nas.
- Zayn... chwila... - Wymamrotał Lou.
- Dzwonili z pracy. Masz przyjechać. Zostawiłeś telefon w kuchni i odebrałem. - Wytłumaczył.
Louis wywrócił oczami i skinął głową, na znak, że ten może już opuścić pokoju.
    Leniwie wstaliśmy i zaczęliśmy się ubierać. Lou pożyczył mi jakąś świeżą bluzkę. Ogólnie mogłam poprosić o to Lily, byliśmy podobnych rozmiarów ale uważałam tą opcję za bardziej romantyczną. Przeszliśmy do kuchni gdzie była już Lily i Zayn z śniadaniem. Louis zjadł w pośpiechu i pojechał.
- Spoko ten twój blondasek siostra. - Stwierdził nagle Zayn.
- No ja wiem... - Rozmarzyła się Lily.
- Zostawiam was same drugie panie i idę się uczyć. - Odszedł od stołu.
- No i jak...?!! - Wybuchnęła dziewczyn.
Po prostu czekałam aż nie wytrzymie.
- No... super! - Odpowiedziałam jej z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To był twój pierwszy... - Zapytała troszkę niepewnie.
- Tak i było cudownie. Louis był genialny, taki kochany i delikatny ale i namiętny... - Rozmarzyłam się na wspomnienia z nocy.
- Szczęścia... A czy Niall już kiedyś...?  - Spuściła wzrok.
Czuła się nieswojo mówiąc o tym.
- Nie jeszcze nie... ciągle czeka na tą jedyną i muszę ci powiedzieć, że to chyba jesteś ty. - Nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się sama do siebie, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
    Około godziny 13:00 byłam już na  Baker St. Cały czas myślałam jak noc spędził Harry. Kiedy weszłam do domu mama zasypała mnie tysiącem pytań. Przeszłyśmy razem do salonu gdzie jej wszytko opowiedziałam... no może nie z szczegółami. Poszłam wziąć prysznic i przebrać się w świeże ubrania. Wybrałam stare, przedarte już na kolanach, jeansy oraz luźną bluzkę. Postanowiłam trochę poczytać... dawno tego nie robiłam, po prostu nie miałam czasu. Z półki sięgnąłem moja ukochaną powieść: Sherlock Holmes-Pies Baskerwill'ów. Skończyłam na momencie gdzie John pisz pierwszy raport do  Sherlocka. Lektura mnie pochłonęła do końca.
- No ile Cię można wołać?!!! - Usłyszałam nagle głos mamy, który wyrwał mnie z zamyślenia.
Szybko pobiegłam do niej. Stała przy otwartych drzwiach, a za nimi był Harry. Strasznie ucieszyłam się na jego widok. Ubrałam pośpiesznie trampki wzięłam kurtkę i wyszliśmy na ulicę.
- No opowiadaj! - Zażądałam. Byłam bardzo ciekawa jak mu minęła noc.
- No to poznałem taką fajną dziewczynę, Amanda, i było fajnie.... - Cały Harry, jak on coś opowie to po prostu wiesz wszystko.
- Wow... - Wydusiłam z siebie ironicznie.
- No co jejku?... No było bardzo fajnie... ma fajny pokój i wiesz.... - Siedziałam koło niego z ogromnym uśmiechem na twarzy, a on był lekko speszony.
- No to fajnie.... u mnie też było bosko.
- Co?!! Ty i Louis?! - Wybuchnął.
- Tak... No, a ty i Amanda to na pewno książki czytaliście! - Odgryzłam się mu.
Po tych słowach uspokoił się. Chwilę szliśmy w milczeniu. Wybuchnęliśmy śmiechem. Zawsze po naszych "kłótniach" tak mieliśmy, mamy i będziemy mieć.
    Zajęliśmy miejsce na ławeczce i rozmawialiśmy o wszystkim. Dużo się śmialiśmy, oboje byliśmy w znakomitych humorach. Przeniosłam wzrok na drugą stronę ulicy. Zobaczyłam mężczyznę... tego mężczyznę! Szybko przeniosłam wzrok na Hazze.
- Chodźmy do galerii! - Zaproponowałam szybko ukrywając zdenerwowanie.
- Okay.
Wstaliśmy i nadała, dość szybkie tempu marszu. Szybko znaleźliśmy się u celu. Nie oglądałam się po drodze wstecz. Gdybym go zobaczyła,  na pewno zaczęła bym biec, a to już by było trudniej wytłumaczyć mojemu przyjacielowi. Bieg dla zdrowia? Nie uwierzyłby, dobrze wie że nie przepadam za bieganiem.
   W galerii zaczęliśmy naszą wędrówkę po sklepach. Chodziliśmy stała trasa. Omijaliśmy niektóre  sklepy, w których nasze kieszonkowe mogłoby zacząć rzewnie płakać. Kupiłam sobie zwiewna bluzkę, a Harry jakąś koszule. Pobyt tam zajął nam około dwóch godzin.
- Harry!!! - Usłyszeliśmy oboje kiedy byliśmy już przed budynkiem. Było to głos kobiecy, przepełniony entuzjazmem. Odwróciliśmy się w stronę dobiegającego dźwięku.
- Amanda! - Harry poszedł się z nią przytulić, ja podreptałam za nim.
Dziewczyna była w naszym wieku. Miała długie blond włosy sięgające pośladków. Delikatne rysy i błękitne oczy oraz idealna cera, bez jakich kol wiek defektów. Ubrana w najlepsze markowe ciuchy i perfekcyjny makijaż.
- Rachel to Amanda, Amanda to Rachel. - Przedstawił nas sobie.
Podałam jej rękę na przywitanie, na co w ogóle nie zareagowała. Poczułam się lekko nie swojo. Dziewczyna cały czas bacznie mnie obserwowała. Stałam lekko na boku ze spuszczoną głową. Umówili się na środę albo czwartek. Starałam się nie podsłuchiwać.
- Pójdę już... - Powiedziałam po cichu do Harr'ego i poszłam sobie. Skinął tyko głową. Teraz to ja czułam się odrzucona i zazdrosna. Kiedy zbliżałam się do pewnej kawiarni zauważyłam dwa machające mi punkciki w jej głębi. Niall i Lily. Weszłam do budynku i pomaszerowałam do ich stolika.  Zamówiłam siebie sałatkę i coś do picia. Opowiedziałam im o tej całej Amandzie. Niall był w szoku, że Harry się tak zachował względem mnie.
    Lily siedziała z Niallem na małej kanapie, a ja na krześle na przeciwko nich. Wyglądali razem cudownie. Niall mocno ją do siebie przytulał. Ich słodkość przepełniała całą restauracje, a śmiech Nialla cały Londyn...
- Hej! Może chciałabyś jechać razem z Lou z nami na biwak nad jezioro? Pamiętasz ten domek mojego wujka nie? - Zapytał nagle Niall.
- Tak pamiętam, oczywiście, że pamiętam! - Zaczęliśmy się śmiać.
Jak byliśmy mali jeździliśmy tam na biwaki. Jezioro, ognisko, gitary.... cudowne czasy.
- Jedziemy teraz na te pięć dni co mamy w szkole. O! Zapytamy Hazze może pojedzie z tą swoją Amandą. - Zaproponował blondas.
Bym w bardzo podekscytowany.
    Po pobycie w restauracji Niall z Lily poszli do Harr'ego. Ja postanowiłam zadzwonić do Lou. Nie odbiera...
Od: Tommo xD
Jestem w pracy. Za pół godziny mam przerwę. Czekaj koło tej budki z kebabami co ci ostatnio mówiłem xd
Poszłam w wyznaczone mi miejsce. Odkąd zmieniłam nazwę na Tommo xD, nadal zastanawiałam się czy nie zapisać go jako Diva! ale się jakoś powstrzymałam.
- Hej piękna. - Przytulił mnie na powitanie.
- Jest sprawa Lou. Chciałbyś jechać z Niallem, Lily, mną i być może Harrym i jego dziewczyną Amandą na biwak nad jezioro? - Na koniec uśmiechnęłam się szeroko.
Nie podzielał mojego entuzjazmu. Przez chwilę nic nie odpowiadał.
- Okay...  - Wyszeptał.
- Jak nie chcesz nie musisz...
- Dla Ciebie wszystko księżniczko! - Uwiesiłam się mu na szyję i szeptałam cały czas dziękuję dziękuję....  Dawno tam nie byliśmy, a teraz mogliśmy już być tam sami. Bez żadnych opiekunów... ale z policjantem... Ale nie ważne! Strasznie się cieszyłam.
    Przerwa Lou szybko minęła. Poszłam do domu. Wypadało by powiadomić o tym rodzicom i bratu.
Tata miał pewne wątpliwości ale moja mama w stu procentach chciała żebym jechała. Liam nie miał zbytnio do gadania.
     Wieczorem siedziałam przy biurko i robiłam zadanie z matmy.
Od:Lily
Wszyscy jedziemy!  :D
Już się nie mogłam doczekać czułam, że to będzie niezapomniany wypadzik.

czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 7

      Dzień był na prawdę przyjemny. Dość ciepło i bezchmurnie. Po lekcjach od razu poszliśmy do pobliskiego parku. Zajęliśmy dość dużą ławkę i delektowaliśmy się pięknym dniem. Ja i Lily usiadłyśmy się w środku, a Niall z Harrym po zewnętrznych stronach. Oczywiście Niall koło Lily. W końcu mogli się sobą cieszyć i nie ukrywali tego. Lily siedziała wtulana w blondaska, a on nie przestawał się uśmiechać. Akurat to nie jest nowość ale nie o to chodzi, ważne, że byli szczęśliwi. Ja z Harrym słuchałam muzyki przez słuchawki. Mieliśmy swoją własną playlistę i w kółko jej słuchaliśmy. Oparłam się o Lily i położyłam nogi na Harolda.
- Ejjjjj! - Usłyszeliśmy, była to Lily.
- Rachel tak zawsze robi jak ma oświecenie jakieś. - Harry zaczął się śmiać, za co dostał ode mnie w tył głowy.
- Idźcie nam po coś do picia. -Stwierdziła.
- Genialny pomysł siostro. - Razem z Lily przybiłyśmy piątki.
Nie mieli innego wyjścia. Wstali i poszli zrobić zakupy. Stwierdziłam, że fajnie mieć siostrę, taką przyjaciółkę, której się możesz zawsze wyżalić. Pomachałyśmy chłopcom na pożegnanie z wilkimi uśmiechami na twarzach ich miny były mnie entuzjastyczne.
- Dziękuję, że tak...okiełznałaś Loui'ego. - Zaśmiałam się na te słowa.
- Ty lepiej opowiadaj jak to się zaczęło! - Zażądałam.
-No więc...zostawił u mnie zeszyt, więc przyszedł po niego w sobotę. No i tak zaczęliśmy gadać i w ogóle stwierdziłam, że jest mega uroczy i przystojny. Wiesz kocham niebieskookich blondynów. Zamówiliśmy sobie jedzenie i było bardzo przyjemnie. W pewnym momencie nasze twarze znalazły się bardzo blisko sobie i tak jakoś samo wyszło.- Wytłumaczyła z lekkimi rumieńcami na policzkach.
Szeroko się do niej uśmiechnęłam i przygarnęłam ją do siebie ramieniem. Nagle zobaczyłyśmy chłopaków idących w naszą stronę. Podziękowałyśmy im za fatygę i usiedliśmy się jak poprzednio.
- Ludzie idziemy w piątek na imprezę! - Ogłosił Niall.
Spojrzeliśmy na niego pytającym wzrokiem.
- Czemu? - Spytał Harry.
Nie lubiliśmy chodzić na imprezy, nigdy nas do tego nie ciągnęło.
- No dalej staruchy! Czas się zabawić! O Rach weź Lou. - Oznajmił radośnie Niall.
Po chwili wykręcania się głupimi wymówkami zgodziliśmy się. Niall podał nam szczegóły gdzie idziemy, a ja napisałam do Lou. Zaproponował, że nas zawiezie z czego się bardzo ucieszyliśmy, no może Harry trochę mniej ale tak czy siak mieliśmy podwózkę.

***
  
    W końcu doczekaliśmy się upragnionego piątku. Odwołałam lekcje skrzypiec. Odbyło się to bez problemu, gdyż moje nauczycielka chciała jechać do rodziny. Po lekcjach szybko poszliśmy do domu.
   W mieszkaniu był tylko Liam. Uczył się czegoś na jakieś zaliczenie, a ja poszłam się szykować. Umyłam włosy i wzięłam się za wybieranie stroju. Ostatecznie zdecydowałam się na czarną bokserkę, czarną spódniczkę oraz balerinki. na górę założyłam kurtkę dżinsową, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Zagarnęłam je tylko na bok jak to już miałam w zwyczaju.
- Ładnie? - Spytałam brata odrywając go od nauki.
- Ślicznie, jak zawsze. - Wstał i ucałował mnie w policzek, a następnie mocno przytulił.
Był na prawdę kochanym starszym bratem. Na pożegnanie zaczął mi jeszcze prawić jakieś kazania i w ogóle. Czasami był zbyt opiekuńczy ale i tak go kocham.  
   Przed budynkiem stał już Harry. Miał założone ciasne spodnie i koszule. Wyglądał świetnie! Równo z moim wyjściem na ulicy zaparkował Louis. W aucie już byli Niall i Lily. Harry dołączył do nich na tyłach, a ja zajęłam miejsce koło kierowcy. Na powitanie Louis dał mi buziaka, na co Lily zachichotała.
Po około 15 minutach byliśmy przed klubem. W środku było już dość dużo ludzi. Zbliżała się 21. Zajęliśmy zaokrągloną kanapę. Zamówiliśmy po drinku, oprócz naszego kierowcy. Lily z Niallem poszli szaleć na parkiecie. Wyglądali strasznie uroczo. Harry poszedł na podryw, a ja zostałam z Lou.
- Nie żal Ci, że nie możesz sobie nawet wypić? - Zapytałam.
- Przyzwyczaiłem się. W moim zawodzie lepiej być zawsze trzeźwym. - Zażartował.
Również poszliśmy tańczyć. Zawiesiłam swoje ręce na jego barkach, a on objął mnie w tali. Było bardzo przyjemnie. 
- Odbijany! - Zawołał jakiś mężczyzna.
Koło nas stanął mężczyzna około 1,90 m. Był o WIELE wyższy od Lou. Błagałam oby miał odznakę i broń. Nie, że miał strzelać ale go postraszyć czy coś. 
- Będę miły...spadaj! - Warknął Louis.
Louis osłonił mnie. Jeśli chodzi o siłę i wysokość to tamten wygrywał. 
- Jakiś problem Panowie? - Spytał jeden z ochroniarzy. 
- Nie wszystko w porządku. - Powiedział Louis i pokazał odznakę. 
Odetchnęłam z ulgą i nadzieją, że będzie po sprawie. Ochroniarz się odwrócił i odszedł. Louis uśmiechnął się do wielkoluda, a ten z nie nacka przywalił mu w twarz. Zachwiał się mocno ale szybko się otrząsnął. Już chciał mu oddać ale ochrona zareagowała. Szybko wyszłam z nim na zewnątrz z wargi leciała mu krew jak i z policzka. Na szczęście na uderzył w nos. 
- Wszystko dobrze? - Dopytywał się lekko jeszcze zdezorientowany. 
- Ze mną tak...mocno boli? - Spytałam. Martwiłam się, że coś mogło się mu stać. 
- Nie... - Wyszeptał i przytulił mnie. 
Napisałam do Lily i Hazzy, że my się już zwijamy i poszliśmy do auta. W wiadomościach dostałam informacje, że zamówią taksówkę czy coś. Zresztą to już dorośli ludzie. 
    Kiedy szliśmy do auta po drugiej stronie równo z nami szedł jakiś mężczyzna. Ten sam, którego widziałam w tedy.Wyszeptałam wszytko Lou, a on mnie skarcił wzrokiem za to, że nic mu nie powiedziałam. Przyśpieszyliśmy kroku... on też. Auto! Weszliśmy do niego jak najszybciej i ruszyliśmy. 
- Jak mogłaś mi nic nie powiedzieć?! - Był wściekły, miał prawo. 
- Przepraszam, ja nie chciałam Cię martwić. - Powiedziałam po cichu, a oczy naszły mi łzami. 
- Już dobrze... napisz do mamy, że zostajesz u mnie. Nie mogę Cię teraz zostawić. - Powiedział nie odwracając wzroku od jezdni. 
Wykonałam posłusznie zadanie bez żadnych protestów. Mama również ich nie miała. Na prawdę go polubiła. 
- Prawdopodobnie Zayn będzie w domu ale nie martw się nie będzie nam przeszkadzać. - Powiedział Lou,  kiedy wchodziliśmy do mieszkania. 
Uśmiechnęłam się tylko, nie wiem czy zauważył, gdyż wszędzie panował pół mrok. Weszliśmy do kuchni zapalając światło. W salonie już się świeciło i dobiegł z niego okrzyk.
- Louis?!
- A któż inny?
Zaczął się śmiać. Podszedł do lodówki i wyciągnął trzy pepsi. Przeszliśmy do salonu. Zayn siedział na kanapie i z czegoś się uczył. Usiedliśmy się koło niego, a ten odłożył na bok naukę.
- Dziękuję za chwilę przerwy! Co tam u Ciebie Rach? Spytał otwierając pepsi.
- A jakoś leci...a ty z czego się uczysz?
- Kodeksy prawne i takie tam...masakra! - Wzdychnął i opar się o kanapę. 
- W sobie poplotkujcie, a ja idę się opatrzyć. - Odstawił puszkę i poszedł do łazienki.
- Co mu się stało? - Zapytał z zdziwieniem.
Opowiedziałam mu całą historię, jakże ekscytującego, wieczoru. Zayn okazał się całkiem fajnym facetem.
- Jak ci idą studia? - Spytałam na stos książek leżący na stoliku.
- Wolno...A jak twojemu bratu? Tommo mi wspominał. - Odparł.
- Dobrze, nie narzeka zbytnio. Tommo? - Zapytałam patrząc na Zayna.
- Heh..no kiedyś wymyśliliśmy tą ksywkę naszemu kochanemu Lou. - Zaśmiał się. Udzielił mi się jego dobry nastrój i obydwoje śmialiśmy się z takiej błahostki.
- Ja mam jeszcze dwóch przyjaciół, Lou może Ci wspominał. Niall i Harry, no i jak byliśmy młodsi to był Nialler i Hazza, ogólnie to nadal tak na nich mówimy. Wszyscy już mówią normalnie, bo twierdzą, że to trochę dziecinne ale nam to nie przeszkadza. - Opowiedziałam.
- A na Ciebie jak mówią, mówili?
- Yyy...no chłopaki to mnie nazywają Divą i Księżniczką, a jak się ''wymądrzam'' to Sherlock Holmes... - Powiedziała czekając na jego reakcję.
- Ooo Tommo to też tak nasza mała Diva. - Mówiąc to spojrzał czy nie idzie.
- A na Ciebie jak?
- DJ Malik! - Rozłożył się na kanapie i zaczął znowu śmiać.
W końcu w drzwiach stanął Louis z zaczerwienionym nosem i policzkiem.
- Tommo! - Krzyknęłam razem z Zaynem.
Louis spojrzał na Malika, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć ale się powstrzymał. Usiadł się koło nas i wziął się za swoją pepsi. Spojrzałam na telefon....dopiero 23:30...
- Ejjj a jak Lily wróci do domu? - Spytał Zayn.
- Jest ze swoim chłopakiem, niech się o nią zatroszczy...wiesz, możesz zostać wujkiem. - Oznajmił jakby nigdy nic i skończył swoją pepsi.
- Louis...... - Wyszeptałam. On czasami na prawdę nie potrafił się powstrzymać.
- Czyli pojadę po nich. Wezmę twoje auto.
- WŁAŚNIE! Mógłbyś mi z łaski swej powiedzieć kiedy ty do cholery zrobiłeś prawo jazdy?! - Nasz mała Diva oburzyła się. Przepraszam...po prostu to określenie...
- Nie mówiłem ci..oj... czyli pojadę po nich, a właściwie jadę teraz. Może poznam jakąś fajną laskę. - Uśmiechnął się, wziął kluczyki Lou i wyszedł. Chłopakom jakoś krócej zajmuje wyjście na imprezę.
Louis usiadł się koło mnie i przygarnął mnie do siebie. Włączyliśmy telewizor i zaczęliśmy oglądać jakiś film.
- Boli? - Spytałam cicho.
- Nie, nie przejmuj się. - Odparł i pocałował mnie w skroń.
- Możemy już iść się położyć? - Zapytałam.
On tylko pokiwał twierdząco głową. Poszłam od razu do łazienki biorąc ze sobą rzeczy, które miałam u niego ostatnio założone na noc. Wzięłam szybki prysznic. I położyłam się na łóżko. Kiedy Lou się kąpał, rozłożyłam się wygodnie, wiedząc, że za chwilę będę musiał mu oddać kawałek łóżka. W końcu do mnie dołączył. Usiadł się na łóżku i wpatrywał we mnie. Zbliżył się i zaczął całować. Oplotłam go nogami. W końcu nikt nam nie przeszkadzał. Podciągnął moją koszulkę do góry. Wiedziałam, że to się stanie. Nie protestowałam. Ufałam mu i kochałam cały sercem

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 6

     Obudziłam się w podobnej pozycji co zasnęłam, tylko że bardziej na nim leżałam.
- Dzień dobry... - Wyszeptał.
- Dzień dobry. Długo już nie śpisz?
- Troszkę.. Słodko wyglądasz jak śpisz. - Stwierdził.
Uśmiechnęłam się do niego i dałam mu całusa na dzień dobry.
Poleżeliśmy z jakieś piętnaście minut i postanowiliśmy zrobić śniadanie.
Lily jeszcze spała. Nie dziwię jej się była dopiero 10:00.
- Ale mieliśmy wczoraj "Rocky Horror"! - Zażartował Louis.
Mnie nie było tak do śmiechu ale spostrzeżenie trafne. Kiedy skończyliśmy szykować posiłek do kuchni weszła Lily.
- Ja was zostawiam. - Szybkim krokiem wyszłam z kuchni.
Wolałam ich zostawić samych, nie chciałam się wtrącać. Poszłam do łazienki. Usiadłam się na kafelkach i czekałam aż będę mogła wrócić. Nagle drzwi do toalety się otwarły, a u progu stał Zayn, musiał wrócić w nocy.
- Czemu masz na sobie cichu Tomlinsona? - Spytał zaspany.
- Siadaj, to dość długa historia.
Zayn usiadł się obok mnie na kafelkach bez większego zdziwienia. Opowiedziałam mu całe wczorajsze zajście, które on tylko skomentował: O cholera....
Postanowiliśmy pójść do kuchni i sprawdzić czy jeszcze się nie pozabijali. Przeżyliśmy lekki szok. Louis i Lily z uśmiechami na twarzach właśnie zasiadali do śniadania.
- Właśnie miałam was wołać, a i Zayn weź nie rozwalaj lampy jak wchodzisz do pokoju. - Powiedział Louis.
Dołączyliśmy do nich przy stole. Z Zaynem co po chwilę wymieniliśmy pytające spojrzenia. Louis i Lily przyglądali mi się z rozbawionymi oczami, co było dosyć dziwne.
- Mogę wiedzieć co jest we mnie takiego śmiesznego?! - W końcu nie wytrzymałam.
- Mamy swoją teorię. - Powiedział tajemniczo Louis.
- O..? - Razem Zaynem równo  zapytaliśmy.
- O waszym podobieństwie. - Powiedział Lou.
- Jesteśmy zaginionymi bliźniaczkami i zostałyśmy rozdzielone w szpitalu. - Odpowiedziała najzwyczajniej w świecie Lily.
- A mój brat to Batman! - Powiedziała ironicznie.
- Nigdy nie wiesz czy to jest twój prawdziwy brat. - Stwierdził Louis.
Właściwie...nie! Liam jest moim bratem! Ale z drugiej strony moje zdjęcia rodzinne zaczynają się kiedy mam półtorej roku, a Liam ma pierwsze zdjęcie rodzinne od razu po urodzeniu. Wrzuciłam te myśli z głowy.
- A ty i Zayn? - Spytałam.
- O... bo ja ci nie mówiłam... - Zaczęła spokojnie dziewczyn.
- Lily jest adoptowana. - Powiedział Zayn i przygarnął dziewczynę lekko ramieniem.
- Zostałam adoptowana jak miałam jakiś półtorej roku i rodzice nigdy przede mną tego nie ukrywali. - Powiedziała Lily.
Zrobiło mi się duszno. To wszystko robiło się coraz bardziej chore.
     Nie wracaliśmy już do tego tematu. Cieszyłam się z tego powodu.
      Około godziny 12:00 byłam już u siebie w domu. Louis mnie odwiózł i pojechał na komisariat, gdyż dostał ważny telefon. Przekraczając próg domu czułam się jakoś dziwnie. Pierwszy raz pomyślałam sobie, że to może nie być moja prawdziwa rodzina, że wbrew pozorom to mogą być dla mnie zupełnie obcy ludzie.
Usiedliśmy się razem w salonie, a ja im wszytko opowiedziałam, łącznie z rozmową przy śniadaniu. Ich miny stały się zmieszanie, a Liam przytulił mnie do siebie.
- Kochanie nie widzieliśmy jak ci powiedzieć... - Zaczęła mama.
- Nie! To nie możliwe! - Zaczęłam krzyczeć i wybiegłam z mieszkania.
Widziałam, że jak co niedziel rodzice Harr'ego jadą gdzieś, a on woli zostać w domu.
Wybiegłam do niego bez pukania. Siedział na kanapie i oglądaj TV. Wtuliłam się w niego i wybuchnęłam płaczem. Mocno mnie objął i próbował uspokoić.
- Czy on Cię skrzywdził? - Spytał chłodnym głosem.
- Nie...ja...Harry ja jestem adoptowana! - Wybuchnęłam nową falą płaczu.
- Hej...to co? Przecież to nic nie zmienia! - Starał się opanować sytuację.
- Niby tak..aaale to nie jest moja prawdziwa rodzina...nnnnawet nie wiem czy tamci żyją... - Mówiłam przez płacz.
- To jest twoja prawdziwa rodzina Rachel. To oni Cię wychowali!
To był chyba najgorszy dzień w moim życiu. Posiedziałam chwilę u Hazzy i wyrobiłam do...siebie.
Siedzieli na kanapie. Byli bardzo smutni. Usiadłam się tam gdzie poprzednio. On ma rację oni są moją prawdziwą rodziną.
- To co dzisiaj na obiad...? - Spytałam cicho. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- Przepraszamy. - Powiedział tata.
- Czy moi biologiczni rodzice żyją?
- Nie, zginęli w wypadku. Nie mieli bliskiej rodziny, a my zawsze chcieliśmy mieć jeszcze córeczkę. - Spokojnie mówiła mama.
- Czy jest możliwość, że mam siostrę? - Musiałam o to spytać.
Mama wstała. Podeszła do szafki i poszperała trochę.
- Proszę to twój akt urodzenia w całości. - Wręczyła mi mama.
- Muszę gdzieś zadzwonić. - Poszłam do siebie. Wybrałam numer Lily i w między czasie zaczęłam się przebierać.
- Hallo? - Usłyszałam po drugiej stronie.
- Hej Lily. Masz może pod ręką akt urodzenia? - Niecodzienne pytanie no ale cóż...
- Mam...poczekaj...
Po kilku minutach dziewczyna wróciła do telefonu.
Wszystko się zgadzało, dzień, miesiąc, rok, szpital i... rodzice.
Stwierdziłyśmy, że pogadamy o tym jak pójdziemy do szkoły. Jak na jeden dzień to było zdecydowanie za dużo. 
     Atmosfera w domu była dość dziwna. Każdemu z nas było ciężko. Nic dziwnego. Szczerze to nie mogłabym sobie wymarzyć innej rodziny. Tylko, że to wszytko...ta cała sprawa z Lily...trochę mnie to przytłaczało. Bałam się co będzie dalej, jak potoczy się nasze dalsze życie.

***

     Czekałam na rogu ulicy za Lily. Poprosiłam Harr'ego żeby z Niallem szli sami do szkoły. Była to trochę delikatna sprawa i wolałam porozmawiać o tym w cztery oczy. Po chwili ujrzałam radośnie biegnącą do mnie Lily.
- Hej siostrzyczko! - Rzuciła mi się na szyję.
Całą tą sprawę przeszła zupełnie inaczej. Ja nie od razu się tak cieszyłam. Ona wiedział od początku, że jest adoptowana, ja dowiedziałam się z dnia na dzień.
- Cześć. - Lekko ją odsunęłam i uśmiechnęłam się do niej.
- Wiem, że to chore ale cieszę się, że mam siostrę.
- Ja też się cieszę Lily, bardzo ale trochę minie czasu jak zaczniemy być prawdziwymi siostrami. Wiesz o tym prawda? - Zaczęłam delikatnie.
- No pewnie! Najpierw będziemy się zaprzyjaźniać i w ogóle.
Bardzo cieszyłam się, że zrozumiała. Dalszą drogę do szkoły całą przegadałyśmy o wszystkich... głównie chłopakach.
    W szkole czas minął nam w bardzo miłej atmosferze. Oficjalnie przygarnęliśmy Lily do naszej paczki. Oczywiście przerwy były dla nas za krótkie i kończyliśmy tematy na lekcji, za co na się oberwało.
- Niall Horan, Harry Styles, Lily Malik i Rachel Payne! Cała wasza czwórka zostaje po lekcjach. Będziecie sprzątać w bibliotece. - Usłyszeliśmy od nauczyciela biologi.
Super...Po prostu genialnie. No ale sami sobie na robiliśmy. Po ostatniej lekcji powiadomiliśmy rodziców, że musimy zostać. Nie byli zbyt zadowoleni.
Przed naszą karą wyszliśmy na chwilę przed budynek szkoły. W bibliotece mieliśmy stawić się na kolejnej lekcji.
Nasze oczy ujrzały Loui'ego. Jako pierwsza ruszyłam do niego żeby się przywitać. Mina Harr'ego..hmm...jeszcze się do tego nie przyzwyczaił. Na parkingu było pełno uczniów, którzy wlepili w nas ślepia. Miałam to gdzieś! Louis na powitanie pocałował mnie, dość namiętnie. W tedy zaczęły się ciche szepty wśród gapiów.
- Coś nabroiła? - Spytał z uśmiechem na twarzy.
- A co aresztujesz mnie? - Zażartowałam.
- Wiesz w aucie mam kajdanki... - Puścił mi oczko.
Trzepnęłam go w głowę żeby się przymknął.
- Lily ci pisała?
- Mhm... - Dał mi buziaka w policzek na co mimo woli się uśmiechnęłam.
Podeszliśmy do naszej paczki. Niall był trochę przerażony. Po tym co się ostatnio stało miał prawo.
- Przepraszam stary, macie moje błogosławieństwo. - Powiedziała Lou i wyciągnął rękę do blondaska.
Zdziwiło go to trochę ale również wyciągnął rękę do niego. Jej! Zgoda! W końcu...tylko Harry. Louis obejmował mnie w pasie co mu się chyba nie podobało.
- Hej! Nie skrzywdzę jej, nie bój się. - Łagodnie powiedział do mojego przyjaciela.
- Okay... - Nie był jeszcze do końca przekonany jego deklaracji ale co miał zrobić.
Nagle zadzwonił dzwonek zwiastujący naszą karę. Pożegnałam się z Lou i poszliśmy do biblioteki. Nasza bibliotekarka była dla nas dość wyrozumiała. Dała nam kilka stosów książek i mieliśmy je powycierać w kurzu. Usiedliśmy się w koncie i zaczęliśmy pracę. Zajęłam miejsce blisko Hazzy. Nie chciałam żeby się czuł odtrącony.
Praca szła nam dość szybko i przed końcem lekcji skończyliśmy, więc bibliotekarka wypuściła nas do domu. Strasznie nie chciało mi się iść ale chciałam już być na miejscu... ach te problemy.
   W domu byłam około 15:00. Zjadłam obiad i poszłam do siebie. Byłam sama jak zwykle o tej porze. Strasznie mi się nudziło.

Do:Louis
Wpadniesz?

Oby nie był w pracy. Napisałabym do Harr'ego ale jechał gdzieś z rodzicami. Po chwili przyszedł sms.

Od:Louis
Będę za 5 minut. Kupić coś?

Do:Louis
Możesz :D

Od:Louis
To będę za 10 minut :)

Odłożyłam telefon na szafkę nocną i rozłożyłam się na łóżku. Tak dobrze mi się leżało ale usłyszałam pukanie do drzwi i musiałam wstać. U progu stał Lou z zakupami. Poszliśmy od razu do mojego pokoju i usiedliśmy się na łóżku. Kupił dwie bagietki i małe soczki pomarańczowe. Lubiłam z nim przebywać. Nie wiem czy to dlatego, że pracuje w policji ale czułam się przy nim bardzo bezpiecznie. Kiedy zjedliśmy nasz posiłek położyłam się. Louis patrzył na mnie tymi swoimi boskim oczami.
- Kładziesz się? - Spytałam.
- Mhm...
 Zamiast się położyć wstał i ściągnął kurtkę dżinsową. Ukazały mi się te wszystkie paski co mają tam pistolet i w ogóle tak jak w tych wszystkich filmach. wyciągnął pistolet i ściągnął to dziwne coś. Położył na biurko i dopiero wtedy się koło mnie położył.
- Jak śledztwo? - Zapytałam kładąc się na jego klatkę piersiową.
- Źle, nic nie mam...przepraszam ale nie mogę z tobą rozmawiać na te tematy. Nawet jakbyś była moją żoną miał bym ograniczone pole dla tego tematu i to bardzo. - Powiedział głaskając moje ramię.
Posłałam mu zdziwione spojrzenie. Dobrze wiedział o jaką część tego co powiedział mi chodziło.
- Rachel Tomlinson...ładnie. - Stwierdził.
Usiadłam się na przeciwko niego. Jesteśmy ze sobą bardzo krótko, a on z takim tematem wyskakuje.
- Zwolnijjjjj..... - Powiedziałam, na co się tylko zaśmiał.
- Nie martw się nie będę się z tobą żenił...jeszcze! - Roześmiał się jeszcze bardziej i mnie przytulił.
Zarzuciłam ręce na jego ramiona, a on...zaczął mnie łaskotać. Nienawidzę tego! Położyłam się i zaczęłam wierzgać nogami. On położył się na mnie i zaczął mnie całować. Miał szczęście, że przestał mnie łaskotać, bo za chwilę by dostał z nogi tam gdzie nie powinien. To był przyjemny moment. Opierał się na rękach, tak że jego twarz była nad moją. Nagle podniósł się, poprawił bluzkę i położył się tak jak wcześniej.
- Chodź. - Rozłożył ramię, a ja położyłam głowę na jego klatkę piersiową.
Mocno się w niego wtuliłam i nie wiadomo kiedy zasnęła.
     Kiedy się obudziłam na dworze zaczynało się już ściemniać. Obudziły mnie czyjeś rozmowy. Okazało się, że moja mama, jedną którą miałam, którą kocham, ucięła sobie pogawędkę z moim chłopakiem. Musiał pozostać w pozycji leżącej, gdyż zrobiłam sobie z niego poduszkę i misia do przytulania. Jak widać nie przeszkadzało mu tu. Nawet po moim przebudzeniu nie ruszył się.
- Która godzina? - Spytałam zaspana.
- Około osiemnastej. - Powiedziała mama.
- Będę się już zbierać. - Powiedział Lou i pomału wstał z łóżka.
- Możesz zostać, nie ma problemu! - Zaprotestowała mama.
- Dziękuję bardzo ale muszę jeszcze jechać na komisariat. - Odparł chowając pistolet.
Również wstałam i poszłam z nim do drzwi. Mama poszła do salonu. Mogliśmy się w spokoju pocałować na pożegnanie. Louis przytulił mnie mocno do siebie.
- Dziękuję za dzisiaj... - Wyszeptałam.
- To ja dziękuję. - Nie wypuszczał mnie z uścisku.
Było mi tak bardzo ciepło. Mogłabym tak z nim spać zawsze. Musiał już iść. Poszłam do kuchni i podeszłam do okna. Pomachałam mu na pożegnanie. Kiedy odjechał po drugiej stronie ulicy zobaczyłam mężczyznę ubranego na czarno, który się we mnie wpatrywał. Szybko odeszłam od okna. 
    Resztę wieczoru spędziłam z rodziną. Czułam, że musiałam przebywać z nimi więcej, że nie mogę zatracić tej więzi. Ciągle nie dawał mi spokoju to mężczyzna. Nie pisałam o tym do Lou, wiedziałam że mógłby rzucić wszystko i przyjechać. Nie powiedziałam nikomu. Wydawało mi się, że trochę dramatyzuję i starałam się po prostu o tym nie myśleć. Starałam się skoncentrować na mojej rodzinie, przyjaciołach, wspaniałym chłopaku oraz mojej nowej siostrze bliźniaczce...ale nie umiałam.