niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 9

    Cały tydzień byłam cała podekscytowana. Tak bardzo chciałam żeby ten biwak już się zaczął.
   W poniedziałek około godziny 14:00 wyjechaliśmy z Londynu. Lily, Niall, Harry i Amanda jechali jednym, a ja z TOMMO drugim. Zayn zgodził się pomóc nam w dojeździe na miejsce i to on kierował przepełnionym samochodem. My wieźliśmy nasza bagaże i większą część jedzenia, w tamy był Niall i Lily wiec nie warto ryzykować.
    Podróż minęła nam szybko i przyjemnie. Zayn jechał pierwszy. Oboje z Lou lubią szybką jazdę, wiec Tomlinson nie musiał się specjalnie wysilać żeby Zayn nie zniknął z naszego pola widzenia.
Ja byłam odpowiedzialna za muzykę w naszym aucie więc praktycznie cały czas leciało AC/DC albo Stonesi.
    Nad jezioro jedzie się około czterech godzin, ale że Louis i Zayn jeżdżą innym tempem niż nasi rodzice, na miejscu byliśmy po około trzech godzinach.
   Nic się nie zmieniło. Domek stał na małym wzniesieniu przy jeziorze, prowadziły do niego kamienne schody będące tu już przed domkiem. Tata Niall i mój trochę je "obrobili" i całość wygląda niesamowicie. Zayn od razu pojechał z powrotem. Chciał wstąpić do kumpla i tak też miał zostać na noc.
Kiedy weszliśmy do środka ustaliliśmy jak się dzielimy pokojami. Wyszło na to, że parami. Znajdowały się tam trzy małe i sypialnie rodziców i jeden pokoik gdzie zawsze spaliśmy w czwórkę .
Pamiętam jak mieliśmy po siedem lat. Pewnej nocy była mocna burza. Bardzo się wtedy bałam, a na dodatek miałam koszmar. Nie chciałam nikogo budzić, wiec próbowałam spać. Wtuliłam się w poduszkę, a koszmarny sen nie znikał. Cichutko zaszlochałam, miałam nadzieję, że nikt nie usłyszy. Usłyszał. Niall spał w najlepsze ale nie Harry. Przyszedł do mojej łóżka i usiadł się koło mnie. Ja również się podniosłam. Jego loczki zasłaniały mu większość czoła, a zielone oczy dość wyraźnie się odbijały w ciemności.
- Wiem, że nie jestem Li ale nienawidzę patrzeć jak płaczesz... -  Wyszeptał i mocno mnie przytulił. Liama z nami nie było był na wakacjach u kuzynostwa.
Pamiętam, że w tedy zrozumiałam, że Harry jest moim najlepszym przyjacielem. Leżał przy mnie całą noc i opowiadał różne historyjki na dobranoc.
Uwielbiam wspominać kiedy byliśmy mali. 
     Poszliśmy do swoich sypialni. Domek był wykonany głównie w drewna i miał cudowny klimat. Kiedy się rozpakowaliśmy nadszedł czas na zrobienie jakiegoś posiłku. Louis stwierdził, że on w tym udziału nie bierze, gdyż prędzej kuchnia stanie w ogniu. Poszedł po drzewo na opał, natomiast nasza piątka postanowiła coś wymyślić. Właściwie to czwórka, bo Amanda usiadła się na krześle i nie miała zamiaru się ruszyć, twierdząc iż ona nie została stworzona do takiej pracy.
Postanowiliśmy zrobić ogromną michę makaronu, szpinak, usmażone mięso i pomidory. Pierwszy raz mi to wyszło. Zasiedliśmy razem do stołu i delektowaliśmy się posiłkiem. Po jego zakończeniu postanowiliśmy zrobić sobie ognisko. Wzięliśmy koce i poduszki. Wieczór był chłodny ale bardzo przyjemny. Powietrze było takie świeże i czyste. Miła odskocznia od londyńskiego gwaru. Na ognisku piekły się pianki i chleb, a płomienie miło ogrzewały nasze twarze i ręce. Każdy był wtulony w swoją drugą połówkę. Lily i Niall wyglądali tak ślicznie. Tak bardzo się troszczył żeby było jej ciepło i wygodnie. Widać, że Lily to jego cały świat. Ona leżała na jego ramieniu i tylko szeroko się uśmiechała, Niall potrafił być czasami lekko nad opiekuńczy.
Amanda leżała na kolanie Harr'ego i oganiała się od komarów, starała się nie pobrudzić swojego stroju... Tak bardzo romantycznie...    
Ja natomiast leżałam, podobnie jak Lily, wtulona w ramię Loui'ego. Obejmował mnie lewą ręką, a prawą bawił się moimi włosami. Oddychał spokojnie i równomiernie, sprawiało to, że czułam się jakbym miała zasnąć.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a czasami leżeliśmy po prostu w ciszy i było słychać tylko syki płomieni i odgłosy świerszczy.  
    Około 21:00 wróciliśmy do środka.  Poszliśmy się wykompać i ostatecznie powiedzieliśmy sobie dobranoc po 23:00. Jak zawsze wtuliłam się w klatkę piersiową Lou. Byłam przykryta kołdrą do podbródka. Czułam się strasznie zmęczona po tej jeździe. Nie wiem kiedy odpłynęłam w objęcia błogiego snu Morfeusza.
     Przebudziłam się około godziny 3:00 w nocy. Wierciłam się trochę. Nie chciałam go obudzić wiec poszłam bez celu do łazienki . Kiedy wracałam zerknęłam jeszcze przez okno w naszej sypialni. Z trudem powstrzymałam się żeby nie krzyknąć. Zamarłam w bezruchu. On tam stał. Ten mężczyzna.... To na pewno był on! Wiedziałam, że na mnie patrzy.
- Rachel...? - Usłyszałam zasypany i cichy głos Lou.
Nic nie odpowiedziałam. Strach mnie sparaliżował, nie byłam w stanie wydobyć z sobie żadnego dźwięku. Nagle pokój nabrał stłumionych barw za sprawą małej lampki nocnej. Słyszałem jak Louis poderwał się z łóżka. Czułam jak okręca mnie w swoją stronę. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Objął mnie. Spojrzałam jeszcze przez okno. Nie było go, zniknął.
   Opowiedziałam mu wszystko. Był wściekły, że nic mu nie powiedziałam. Całkowicie to rozumiałam. Na jego miejscu tez bym było wściekła.
- Rach... Kocham Cię... Ale ty musisz mi mówić o takich rzeczach. Pragnę żebyś była bezpieczna. Jasne? - Wyszeptał kiedy się trochę uspokoił i wszystko przetrawił.
- Ja ciebie też bardzo kocham... Przepraszam Louis...
Czułam się źle, że mu wcześniej nie powiedziałam. Nie ciągnął dalej tej rozmowy. Objął mnie mocno. Czułam się bezpiecznie.
     To już był tylko pół sen. Louis w ogóle nie spał. Bałam się jak zareaguje Harry, że jemu też o niczym nie powiedziałam. Nie chciałam żeby znowu czym się odtrącony czy coś w tym stylu. Miałam jeszcze około szczęść godzin żeby zobaczyć ich reakcje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz