czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 10

     Rano długo leżałam wpatrzona w sufit. Najwyraźniej udało mi się na trochę zasnąć. Nie chciałam wstawać, nie chciałam z nimi o tym rozmawiać.
- Czas wstawać kochanie... Za chwilę będzie śniadanie. - Wyszeptał Lou kładąc się koło mnie. Zdążył już wziąć prysznic i się "ogarnąć".
Zawiesiłam mu ręce na szyi i przyciągnęłam do siebie. Potrzebowałam go i to bardzo.
- Nie chce mi się wstawać... - Wymamrotałam.
- Chodź, pamiętaj że zawsze będę przy tobie.
Te słowa przekonały mnie z zwlokłam się z łóżka, normalnym wstaniem z niego nie można było tego nazwać.
    Założyłam leginsy i koszule w kratę, której prawnym właścicielem był Liam ale czegóż się nie robi dla swojej młodszej siostrzyczki. Włosy zostawiłam rozpuszczone, lekko je tylko z psikałam lakierem. Zeszliśmy na dół gdzie wszyscy już czekali.
- No to co to za ważna informacja? -  Jako pierwszy Harry zabrał głos.
- Jesteś w ciąży?! -  Zapytał... Z radością Niall. Jego pytanie mnie trochę zaskoczyło, z reszta mojego chłopaka też co można było wywnioskować po minie typu "WTF?". 
- Nie...! - Wydusił z siebie TOMMO.
Zajęliśmy miejsca przy stole, koło naszych przyjaciół i.. Amandy.
Nie wiedziałam jak zacząć. Siedziałam chwile ze spuszczona głową. W końcu zaczęłam. Opowiedziałam im wszystko tak jak w nocy jemu.
Długo nic nie mówił. Ja również milczałam.
- Rachel... - Zaczął Harry, jednakże nie skończył.
Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Czułam jak na moją skroń spływa łza, jego łza... Musiałam być twarda... Tak jak zawsze! Czułam, że muszą, żeby oni się bardziej nie zamartwiali.
***
   Około godziny 13:00 rozpadło się niemiłosiernie. Nie zapowiadało się na wypogodzenie. Nie ukrywam, że popsuło to nasze plany aby spędzić po południe na świeżym powietrzu. Niall zamówił trzy pizzy. Usiedliśmy się w salonie i na nie czekaliśmy. Zapowiadał się nudny dzień. Szukające krople deszczu w okna były bardzo usypiające.
     Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Louis poszedł odebrać osobiście i zapłacić.  Ucieszyliśmy się, że będziemy mieć jakiś zajęcie... Jedzenie. Kiedy Niall otworzył nasz posiłek wszyscy zamarliśmy w bezruchu. Na każdej pizzy bym jeden wyraz napisany keczupem... Mieliśmy nadzieję że to keczup. Razem wyrazy tworzyły to: GRA SIĘ ZACZĘŁA!  To było jak w jakimś horrorze. Tommo wybiegł przed domu znaleźć kolesia od pizzy ale już nikogo nie było. Nie pytałam jak wyglądał, bałam się, że opisze... Jego!
Harry i Louis poszli wrzucić pizzy za dom do kontenera. Długo nie wracali, zaczynaliśmy się trochę martwić, nawet Amanda się lekko przejęła.
- Musimy po nich iść! - Zarządziłam stanowczo i skierowałam się w stronę drzwi.
- Ej... Zostać... Na pewno za raz przyjdą... - Próbowała mnie uspokoić Lily.
Jej prośby poszły na nic. Wzięłam kurtkę i wyszłam w dwór. Przestało mocno padać, teraz padało tak... Normalnie, z resztą sama nie wiem nie myślałam zbytnio o tym, chciałam tylko zdradzić czy chłopakom się nic nie stało. Musiałam iść wolno. Ziemia była jedną wielką glajdą, łatwo o zwichnięcie kostki, a do tego to mam tendencje.
- Idź to domu! - Krzyknęli gdy mnie tylko zobaczyli.
- Co się stało...? - Spytałam drżącym głosem z przerażenia.
Byli już cali przemoknięci, z reszta ja już też.
- Rachel posłuchaj.... - Zaczął delikatnie Lou.
-Tam są zwłoki! - Wypalił Harry.
Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Nie... To był jak jakiś koszmar albo głupi żart od losu.
- Czyje? - Zapytałam prawie szeptem.
- Chyba kolesia od pizzy ale nie tego co nam ją przyniósł tylko tego właściwego... - Wytłumaczył Lou.
To był On, to musiał być On no bo kto inny?!
- Policja jest już w drodze. My tu poczekamy, a ty idź zawiadom resztę. - Oznajmił Harry, już bardziej opanowany głosem.
Do domu wracałam z kamienną twarzą, starałam iść się najszybciej jak potrafię, jednakże deszcz ciągle nie ustępował.
- Co się dzieje?! - Naskoczył na mnie Niall, kiedy stałam jeszcze w progu.
Nie odpowiedziałam mu. Weszłam na spokojnie do środka i wzięłam łyk wody. Wszyscy usiedli się koło mnie, a ja zaczęłam opowiadać co tam się stało.
    Ich miny stały się podobne do mojej. Amanda również bardzo się tym wszystkim przejęła, wtedy patrzy raz ujrzałam w niej, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, człowieka. Nikt nic nie mówił, niż widział co. Po około 15 minutach, które zdawały się wiecznością, przyjechała policja wraz z kartką. Wyszliśmy przed dom. Nie mogliśmy usiedzieć na miejscu. Chłopaki też do nas dołączyli. W szóstkę staliśmy w deszczu, który nadawał jeszcze większy dramatyzm całej tej sytuacji. Idealny dzień na morderstwo, nie ma co.... W pewnej chwili podszedł do nas policjant.
- Hej Louis. Słuchaj będziemy musieli teraz z każdym z osobna pomówić i spisać zeznania. - Oznajmił mężczyzna.
Wygląda na to, że pracują ze sobą.
Louis tylko skinął głową i weszliśmy do środka, a wraz z nami kilku innych policjantów. Przesłuchano nas pojedynczo, w starym dziecięcym pokoiku. Naszą poczekalnią stał się salon. Dwóch policjantów było przy przesłuchaniu i dwóch z nami na dole. Jako pierwszy poszedł Louis, potem Harry, Niall, Lily, Amanda i ja na samym końcu. Kiedy wchodziłem po schodach nogi miałam jak z waty. Czułam, że tak cała sytuacja mnie przerasta.
- Imię, nazwisko? - Spytam policjant.
- Rachel Payne.
- Widziałaś już kiedyś człowieka, który to zrobił?
- Tak...
- Opisz w jakich sytuacjach i gdzie.
- Pierwszy raz przez okno mojego pokoju, drugi kolo parku (uzupełnić), trzeci wczoraj wieczorem pod oknem sypialni mojej i Loui'ego.
To było moje pierwsze przesłuchanie. Coś strasznego.
- Wiesz kto to mógł być?
Gdybym widziała to chyba już dawno bym powiedziała...
- Nie, nie wiem.
Skinął głową na znak, że mogę już odejść. Na dole panowała... Grobowa... Cisza.... Amanda z Harrym siedzieli w kuchni, Lily wtulona w Nialla na kanapie, a Louis chodził niespokojnie po całym pokoju.
- Przy głównej drodze i wjeździe do was postawiliśmy patrol. Może znowu się pojawi...
Bardzo pocieszające. Dowiedzieliśmy się jeszcze, że o 20:00 przyjdzie na zwiady jakiś policjant.
    Każdy z nas wziął szybki prysznic i poszliśmy każdy do siebie. Nawet nie powiedzieliśmy sobie dobranoc.
Siedziałam na łóżku, nie mogłam zasnąć.... Bałam się.
- Nic Ci się nie stanie. Obiecuje... - Wyszeptał i pocałował nie w ramię.
Zbliżała się 20:00. Louis wyczekiwał policjanta. Za świecił wszędzie światło i chodził z gór na dół i z powrotem. Niall i Lily zeszli razem ze mną do salonu. Chwilę później przyszli Harry i Amanda. 20:00.
- Na pewno za chwilę przyjdzie... - Próbowała nad jakoś uspokoić Lily.
Louis zadzwonił do jednego z policjantów stojących przy wjeździe do nas. Nic... Zero odpowiedzi. Do stojących przy głównej drodze przed lasem... Brak sygnału. byliśmy sami, odcięci od jakiej kol wiek pomocy.
- Co teraz? - Spytał Harry.
- Nie wiem... - Odparł bezradnie Louis.
I wyjeździe nie było mowy. Po pierwsze mieliśmy tylko jeden samochód, a po drugie jedyną drogą żeby się stąd wydostać był owy główny wjazd, a nie wiadomo na co mogliśmy tam natrafić. No oczywiście jest druga droga. Cztery kilometry przez ciemny las. 20:30. Nadal nic. "Głucha cisza spowijała tę krainę". Ten cytat z Białego Kła idealnie pasuje.
Nagle telefon Lou zaczął dzwonić. Od razu włączył na głośno mówiący.
- Halo.
- Louis nasi ludzie zniknęli!
- Tomas jak to zniknęli?!
To był ten jego kolega z policji. Był przerażony. Zniknęli... Czyli on tu wciąż był!
- Jedziemy do was! Zostańcie w domu. Wszystko po zamykane i wszędzie światła!
- Jasne... Pośpiesz się!
Wszystko z powyższych nakazów było już zrobione. Czekaliśmy... Od głównego wjazdu do nas było jakieś 15-20 minut drogi, no chyba, że tak jak dzisiaj cały dzień leje może się przeciągnąć do 30 minut.
- Haloo Haloo! Jest tam kto!?
 Nawoływaniedobiegło z zewnątrz. To był on. Louis szybko pobiegł na górę i wrócił z pistoletem.
- Pizza smakowała?!
Był coraz bliżej, a policji jeszcze nie widać.
Usłyszeliśmy tupanie nie werandzie. Przytuliłam Lily, była roztrzęsiona. Louis, Harry i Niall stali z przodu. 2/3 z nich nie miała pistoletu ale... Patelnie i kij bejsbolowy. Wtedy dopiero zauważyłam, że Lily ma te same dresy i bluzkę co ja, kupiliśmy sobie ten zestaw przed przyjazdem tu. 
- Ale leje! Łoo! Wpuścicie mnie?!
Był rozbawiony, sprawiało mu to radość i przyjemność.
- Nie?! Ojć... Szkoda takich ładnych drzwi!
Dwa precyzyjne strzały w zawiasy. Nasza jedyna obrona osłabła. Bez większego problemu je wyważył. Wszedł...
- Witajcie.
Był nieco wyższy od Lou. Ubrany w dres, tym razem bez kaptura. Cały czas się uśmiechał. Strzał! Tym razem ze strony Lou. Dostał w ramię. Cofnął się i lekko zachwiał.
- Nie rozważnie... - Wyszeptał i strzelił w stronę Lou. Prosto w jego klatkę... Twarzą upadł w stronę drzwi.
Nie byłam w stanie krzyknąć. Po prostu rozbeczałam się jak małe dziecko. Chłopaki próbowali interweniować ale na nic. Był od nich silniejsze. A może nie?...może strach i przerażenie nas paraliżowało. Stanął na przeciwko mnie. Nie patrzyłam na niego. Spoglądałam na leżącego kolo kanapy i wijącego się z bólu Nialla. Pan psychopata stanął tak, że nawet nie mogłam spojrzeć na Lou... Powędrował za moim wzrokiem. Kiedy napotkał Nialla uśmiechnął się jeszcze bardziej i szarpnął mnie za ramię. Lily z Amanda zaczęły krzyczeć, a on wycelował w nie pistolet. Niall i Harry próbowali się podnieść ale bez skutecznie, a Louis... Louis leżał tam, tyłem do nas i pewnie się już wykrwawił.
Wyprowadził mnie na dwór. Było strasznie zimno ale nie myślałam o tym. Błagam aby ta cholerna policja przyjechała. Nic... Weszliśmy do lasu. Było strasznie ciemno. Potykałam się o własne nogi. Po pewnej chwili moje oczy się dopiero przyzwyczaiły to ciemności i zaczynałam rozróżniać kształty. Szarpałam się z nim ale to było na nic. Był dla mnie za silny. Nagle się zatrzymał, wyjął szmatkę i zakneblował mi usta. Usłyszałam Nadjeżdżającą policję... Za późno. Już nawet nie widziałam domku. Straciłam orientację, zupełnie nie widziałem gdzie się znajdujemy. Zauważyłam jakieś zarysy, zarysy auta. Spojrzałam pod nogi. Szliśmy teraz po...jakby drodze. Drodze! Oczywiście...kiedyś była tu taka stara, właściwie to dróżka. Nikt tędy nigdy nie chodził. Kompletnie o niej zapomnieliśmy. Już pomnie...To była jedyna myśl w mojej głowie. Zbliżyliśmy się do auta. Otworzył tylne drzwi i wepchnął mnie do środka, sam zajął miejsce obok mnie.
- Jedziemy Steve! - Wydał komendę, a kierowca energicznie ruszył.
Zwinęłam się w drugim kącie auta. Ciągle mnie obserwował.
- Witaj Lily. - Powiedział w moją stronę.
Co? Cholera...on chciał Lily. Od początku to o nią chodziło!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz