Obudziłam się w podobnej pozycji co zasnęłam, tylko że bardziej na nim leżałam.
- Dzień dobry... - Wyszeptał.
- Dzień dobry. Długo już nie śpisz?
- Troszkę.. Słodko wyglądasz jak śpisz. - Stwierdził.
Uśmiechnęłam się do niego i dałam mu całusa na dzień dobry.
Poleżeliśmy z jakieś piętnaście minut i postanowiliśmy zrobić śniadanie.
Lily jeszcze spała. Nie dziwię jej się była dopiero 10:00.
- Ale mieliśmy wczoraj "Rocky Horror"! - Zażartował Louis.
Mnie nie było tak do śmiechu ale spostrzeżenie trafne. Kiedy skończyliśmy szykować posiłek do kuchni weszła Lily.
- Ja was zostawiam. - Szybkim krokiem wyszłam z kuchni.
Wolałam ich zostawić samych, nie chciałam się wtrącać. Poszłam do łazienki. Usiadłam się na kafelkach i czekałam aż będę mogła wrócić. Nagle drzwi do toalety się otwarły, a u progu stał Zayn, musiał wrócić w nocy.
- Czemu masz na sobie cichu Tomlinsona? - Spytał zaspany.
- Siadaj, to dość długa historia.
Zayn usiadł się obok mnie na kafelkach bez większego zdziwienia. Opowiedziałam mu całe wczorajsze zajście, które on tylko skomentował: O cholera....
Postanowiliśmy pójść do kuchni i sprawdzić czy jeszcze się nie pozabijali. Przeżyliśmy lekki szok. Louis i Lily z uśmiechami na twarzach właśnie zasiadali do śniadania.
- Właśnie miałam was wołać, a i Zayn weź nie rozwalaj lampy jak wchodzisz do pokoju. - Powiedział Louis.
Dołączyliśmy do nich przy stole. Z Zaynem co po chwilę wymieniliśmy pytające spojrzenia. Louis i Lily przyglądali mi się z rozbawionymi oczami, co było dosyć dziwne.
- Mogę wiedzieć co jest we mnie takiego śmiesznego?! - W końcu nie wytrzymałam.
- Mamy swoją teorię. - Powiedział tajemniczo Louis.
- O..? - Razem Zaynem równo zapytaliśmy.
- O waszym podobieństwie. - Powiedział Lou.
- Jesteśmy zaginionymi bliźniaczkami i zostałyśmy rozdzielone w szpitalu. - Odpowiedziała najzwyczajniej w świecie Lily.
- A mój brat to Batman! - Powiedziała ironicznie.
- Nigdy nie wiesz czy to jest twój prawdziwy brat. - Stwierdził Louis.
Właściwie...nie! Liam jest moim bratem! Ale z drugiej strony moje zdjęcia rodzinne zaczynają się kiedy mam półtorej roku, a Liam ma pierwsze zdjęcie rodzinne od razu po urodzeniu. Wrzuciłam te myśli z głowy.
- A ty i Zayn? - Spytałam.
- O... bo ja ci nie mówiłam... - Zaczęła spokojnie dziewczyn.
- Lily jest adoptowana. - Powiedział Zayn i przygarnął dziewczynę lekko ramieniem.
- Zostałam adoptowana jak miałam jakiś półtorej roku i rodzice nigdy przede mną tego nie ukrywali. - Powiedziała Lily.
Zrobiło mi się duszno. To wszystko robiło się coraz bardziej chore.
Nie wracaliśmy już do tego tematu. Cieszyłam się z tego powodu.
- Dzień dobry... - Wyszeptał.
- Dzień dobry. Długo już nie śpisz?
- Troszkę.. Słodko wyglądasz jak śpisz. - Stwierdził.
Uśmiechnęłam się do niego i dałam mu całusa na dzień dobry.
Poleżeliśmy z jakieś piętnaście minut i postanowiliśmy zrobić śniadanie.
Lily jeszcze spała. Nie dziwię jej się była dopiero 10:00.
- Ale mieliśmy wczoraj "Rocky Horror"! - Zażartował Louis.
Mnie nie było tak do śmiechu ale spostrzeżenie trafne. Kiedy skończyliśmy szykować posiłek do kuchni weszła Lily.
- Ja was zostawiam. - Szybkim krokiem wyszłam z kuchni.
Wolałam ich zostawić samych, nie chciałam się wtrącać. Poszłam do łazienki. Usiadłam się na kafelkach i czekałam aż będę mogła wrócić. Nagle drzwi do toalety się otwarły, a u progu stał Zayn, musiał wrócić w nocy.
- Czemu masz na sobie cichu Tomlinsona? - Spytał zaspany.
- Siadaj, to dość długa historia.
Zayn usiadł się obok mnie na kafelkach bez większego zdziwienia. Opowiedziałam mu całe wczorajsze zajście, które on tylko skomentował: O cholera....
Postanowiliśmy pójść do kuchni i sprawdzić czy jeszcze się nie pozabijali. Przeżyliśmy lekki szok. Louis i Lily z uśmiechami na twarzach właśnie zasiadali do śniadania.
- Właśnie miałam was wołać, a i Zayn weź nie rozwalaj lampy jak wchodzisz do pokoju. - Powiedział Louis.
Dołączyliśmy do nich przy stole. Z Zaynem co po chwilę wymieniliśmy pytające spojrzenia. Louis i Lily przyglądali mi się z rozbawionymi oczami, co było dosyć dziwne.
- Mogę wiedzieć co jest we mnie takiego śmiesznego?! - W końcu nie wytrzymałam.
- Mamy swoją teorię. - Powiedział tajemniczo Louis.
- O..? - Razem Zaynem równo zapytaliśmy.
- O waszym podobieństwie. - Powiedział Lou.
- Jesteśmy zaginionymi bliźniaczkami i zostałyśmy rozdzielone w szpitalu. - Odpowiedziała najzwyczajniej w świecie Lily.
- A mój brat to Batman! - Powiedziała ironicznie.
- Nigdy nie wiesz czy to jest twój prawdziwy brat. - Stwierdził Louis.
Właściwie...nie! Liam jest moim bratem! Ale z drugiej strony moje zdjęcia rodzinne zaczynają się kiedy mam półtorej roku, a Liam ma pierwsze zdjęcie rodzinne od razu po urodzeniu. Wrzuciłam te myśli z głowy.
- A ty i Zayn? - Spytałam.
- O... bo ja ci nie mówiłam... - Zaczęła spokojnie dziewczyn.
- Lily jest adoptowana. - Powiedział Zayn i przygarnął dziewczynę lekko ramieniem.
- Zostałam adoptowana jak miałam jakiś półtorej roku i rodzice nigdy przede mną tego nie ukrywali. - Powiedziała Lily.
Zrobiło mi się duszno. To wszystko robiło się coraz bardziej chore.
Nie wracaliśmy już do tego tematu. Cieszyłam się z tego powodu.
Około godziny 12:00 byłam już u siebie w domu. Louis mnie odwiózł i pojechał na komisariat, gdyż dostał ważny telefon. Przekraczając próg domu czułam się jakoś dziwnie. Pierwszy raz pomyślałam sobie, że to może nie być moja prawdziwa rodzina, że wbrew pozorom to mogą być dla mnie zupełnie obcy ludzie.
Usiedliśmy się razem w salonie, a ja im wszytko opowiedziałam, łącznie z rozmową przy śniadaniu. Ich miny stały się zmieszanie, a Liam przytulił mnie do siebie.
- Kochanie nie widzieliśmy jak ci powiedzieć... - Zaczęła mama.
- Nie! To nie możliwe! - Zaczęłam krzyczeć i wybiegłam z mieszkania.
Widziałam, że jak co niedziel rodzice Harr'ego jadą gdzieś, a on woli zostać w domu.
Wybiegłam do niego bez pukania. Siedział na kanapie i oglądaj TV. Wtuliłam się w niego i wybuchnęłam płaczem. Mocno mnie objął i próbował uspokoić.
- Czy on Cię skrzywdził? - Spytał chłodnym głosem.
- Nie...ja...Harry ja jestem adoptowana! - Wybuchnęłam nową falą płaczu.
- Hej...to co? Przecież to nic nie zmienia! - Starał się opanować sytuację.
- Niby tak..aaale to nie jest moja prawdziwa rodzina...nnnnawet nie wiem czy tamci żyją... - Mówiłam przez płacz.
- To jest twoja prawdziwa rodzina Rachel. To oni Cię wychowali!
To był chyba najgorszy dzień w moim życiu. Posiedziałam chwilę u Hazzy i wyrobiłam do...siebie.
Siedzieli na kanapie. Byli bardzo smutni. Usiadłam się tam gdzie poprzednio. On ma rację oni są moją prawdziwą rodziną.
- To co dzisiaj na obiad...? - Spytałam cicho. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- Przepraszamy. - Powiedział tata.
- Czy moi biologiczni rodzice żyją?
- Nie, zginęli w wypadku. Nie mieli bliskiej rodziny, a my zawsze chcieliśmy mieć jeszcze córeczkę. - Spokojnie mówiła mama.
- Czy jest możliwość, że mam siostrę? - Musiałam o to spytać.
Mama wstała. Podeszła do szafki i poszperała trochę.
- Proszę to twój akt urodzenia w całości. - Wręczyła mi mama.
- Muszę gdzieś zadzwonić. - Poszłam do siebie. Wybrałam numer Lily i w między czasie zaczęłam się przebierać.
- Hallo? - Usłyszałam po drugiej stronie.
- Hej Lily. Masz może pod ręką akt urodzenia? - Niecodzienne pytanie no ale cóż...
- Mam...poczekaj...
Po kilku minutach dziewczyna wróciła do telefonu.
Wszystko się zgadzało, dzień, miesiąc, rok, szpital i... rodzice.
Stwierdziłyśmy, że pogadamy o tym jak pójdziemy do szkoły. Jak na jeden dzień to było zdecydowanie za dużo.
Atmosfera w domu była dość dziwna. Każdemu z nas było ciężko. Nic dziwnego. Szczerze to nie mogłabym sobie wymarzyć innej rodziny. Tylko, że to wszytko...ta cała sprawa z Lily...trochę mnie to przytłaczało. Bałam się co będzie dalej, jak potoczy się nasze dalsze życie.
***
Czekałam na rogu ulicy za Lily. Poprosiłam Harr'ego żeby z Niallem szli sami do szkoły. Była to trochę delikatna sprawa i wolałam porozmawiać o tym w cztery oczy. Po chwili ujrzałam radośnie biegnącą do mnie Lily.
- Hej siostrzyczko! - Rzuciła mi się na szyję.
Całą tą sprawę przeszła zupełnie inaczej. Ja nie od razu się tak cieszyłam. Ona wiedział od początku, że jest adoptowana, ja dowiedziałam się z dnia na dzień.
- Cześć. - Lekko ją odsunęłam i uśmiechnęłam się do niej.
- Wiem, że to chore ale cieszę się, że mam siostrę.
- Ja też się cieszę Lily, bardzo ale trochę minie czasu jak zaczniemy być prawdziwymi siostrami. Wiesz o tym prawda? - Zaczęłam delikatnie.
- No pewnie! Najpierw będziemy się zaprzyjaźniać i w ogóle.
Bardzo cieszyłam się, że zrozumiała. Dalszą drogę do szkoły całą przegadałyśmy o wszystkich... głównie chłopakach.
W szkole czas minął nam w bardzo miłej atmosferze. Oficjalnie przygarnęliśmy Lily do naszej paczki. Oczywiście przerwy były dla nas za krótkie i kończyliśmy tematy na lekcji, za co na się oberwało.
- Niall Horan, Harry Styles, Lily Malik i Rachel Payne! Cała wasza czwórka zostaje po lekcjach. Będziecie sprzątać w bibliotece. - Usłyszeliśmy od nauczyciela biologi.
Super...Po prostu genialnie. No ale sami sobie na robiliśmy. Po ostatniej lekcji powiadomiliśmy rodziców, że musimy zostać. Nie byli zbyt zadowoleni.
Przed naszą karą wyszliśmy na chwilę przed budynek szkoły. W bibliotece mieliśmy stawić się na kolejnej lekcji.
Nasze oczy ujrzały Loui'ego. Jako pierwsza ruszyłam do niego żeby się przywitać. Mina Harr'ego..hmm...jeszcze się do tego nie przyzwyczaił. Na parkingu było pełno uczniów, którzy wlepili w nas ślepia. Miałam to gdzieś! Louis na powitanie pocałował mnie, dość namiętnie. W tedy zaczęły się ciche szepty wśród gapiów.
- Coś nabroiła? - Spytał z uśmiechem na twarzy.
- A co aresztujesz mnie? - Zażartowałam.
- Wiesz w aucie mam kajdanki... - Puścił mi oczko.
Trzepnęłam go w głowę żeby się przymknął.
- Lily ci pisała?
- Mhm... - Dał mi buziaka w policzek na co mimo woli się uśmiechnęłam.
Podeszliśmy do naszej paczki. Niall był trochę przerażony. Po tym co się ostatnio stało miał prawo.
- Przepraszam stary, macie moje błogosławieństwo. - Powiedziała Lou i wyciągnął rękę do blondaska.
Zdziwiło go to trochę ale również wyciągnął rękę do niego. Jej! Zgoda! W końcu...tylko Harry. Louis obejmował mnie w pasie co mu się chyba nie podobało.
- Hej! Nie skrzywdzę jej, nie bój się. - Łagodnie powiedział do mojego przyjaciela.
- Okay... - Nie był jeszcze do końca przekonany jego deklaracji ale co miał zrobić.
Nagle zadzwonił dzwonek zwiastujący naszą karę. Pożegnałam się z Lou i poszliśmy do biblioteki. Nasza bibliotekarka była dla nas dość wyrozumiała. Dała nam kilka stosów książek i mieliśmy je powycierać w kurzu. Usiedliśmy się w koncie i zaczęliśmy pracę. Zajęłam miejsce blisko Hazzy. Nie chciałam żeby się czuł odtrącony.
Praca szła nam dość szybko i przed końcem lekcji skończyliśmy, więc bibliotekarka wypuściła nas do domu. Strasznie nie chciało mi się iść ale chciałam już być na miejscu... ach te problemy.
W domu byłam około 15:00. Zjadłam obiad i poszłam do siebie. Byłam sama jak zwykle o tej porze. Strasznie mi się nudziło.
Do:Louis
Wpadniesz?
Oby nie był w pracy. Napisałabym do Harr'ego ale jechał gdzieś z rodzicami. Po chwili przyszedł sms.
Od:Louis
Będę za 5 minut. Kupić coś?
Do:Louis
Możesz :D
Od:Louis
To będę za 10 minut :)
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i rozłożyłam się na łóżku. Tak dobrze mi się leżało ale usłyszałam pukanie do drzwi i musiałam wstać. U progu stał Lou z zakupami. Poszliśmy od razu do mojego pokoju i usiedliśmy się na łóżku. Kupił dwie bagietki i małe soczki pomarańczowe. Lubiłam z nim przebywać. Nie wiem czy to dlatego, że pracuje w policji ale czułam się przy nim bardzo bezpiecznie. Kiedy zjedliśmy nasz posiłek położyłam się. Louis patrzył na mnie tymi swoimi boskim oczami.
- Kładziesz się? - Spytałam.
- Mhm...
Zamiast się położyć wstał i ściągnął kurtkę dżinsową. Ukazały mi się te wszystkie paski co mają tam pistolet i w ogóle tak jak w tych wszystkich filmach. wyciągnął pistolet i ściągnął to dziwne coś. Położył na biurko i dopiero wtedy się koło mnie położył.
- Jak śledztwo? - Zapytałam kładąc się na jego klatkę piersiową.
- Źle, nic nie mam...przepraszam ale nie mogę z tobą rozmawiać na te tematy. Nawet jakbyś była moją żoną miał bym ograniczone pole dla tego tematu i to bardzo. - Powiedział głaskając moje ramię.
Posłałam mu zdziwione spojrzenie. Dobrze wiedział o jaką część tego co powiedział mi chodziło.
- Rachel Tomlinson...ładnie. - Stwierdził.
Usiadłam się na przeciwko niego. Jesteśmy ze sobą bardzo krótko, a on z takim tematem wyskakuje.
- Zwolnijjjjj..... - Powiedziałam, na co się tylko zaśmiał.
- Nie martw się nie będę się z tobą żenił...jeszcze! - Roześmiał się jeszcze bardziej i mnie przytulił.
Zarzuciłam ręce na jego ramiona, a on...zaczął mnie łaskotać. Nienawidzę tego! Położyłam się i zaczęłam wierzgać nogami. On położył się na mnie i zaczął mnie całować. Miał szczęście, że przestał mnie łaskotać, bo za chwilę by dostał z nogi tam gdzie nie powinien. To był przyjemny moment. Opierał się na rękach, tak że jego twarz była nad moją. Nagle podniósł się, poprawił bluzkę i położył się tak jak wcześniej.
- Chodź. - Rozłożył ramię, a ja położyłam głowę na jego klatkę piersiową.
Mocno się w niego wtuliłam i nie wiadomo kiedy zasnęła.
Kiedy się obudziłam na dworze zaczynało się już ściemniać. Obudziły mnie czyjeś rozmowy. Okazało się, że moja mama, jedną którą miałam, którą kocham, ucięła sobie pogawędkę z moim chłopakiem. Musiał pozostać w pozycji leżącej, gdyż zrobiłam sobie z niego poduszkę i misia do przytulania. Jak widać nie przeszkadzało mu tu. Nawet po moim przebudzeniu nie ruszył się.
- Która godzina? - Spytałam zaspana.
- Około osiemnastej. - Powiedziała mama.
- Będę się już zbierać. - Powiedział Lou i pomału wstał z łóżka.
- Możesz zostać, nie ma problemu! - Zaprotestowała mama.
- Dziękuję bardzo ale muszę jeszcze jechać na komisariat. - Odparł chowając pistolet.
Również wstałam i poszłam z nim do drzwi. Mama poszła do salonu. Mogliśmy się w spokoju pocałować na pożegnanie. Louis przytulił mnie mocno do siebie.
- Dziękuję za dzisiaj... - Wyszeptałam.
- To ja dziękuję. - Nie wypuszczał mnie z uścisku.
Było mi tak bardzo ciepło. Mogłabym tak z nim spać zawsze. Musiał już iść. Poszłam do kuchni i podeszłam do okna. Pomachałam mu na pożegnanie. Kiedy odjechał po drugiej stronie ulicy zobaczyłam mężczyznę ubranego na czarno, który się we mnie wpatrywał. Szybko odeszłam od okna.
Resztę wieczoru spędziłam z rodziną. Czułam, że musiałam przebywać z nimi więcej, że nie mogę zatracić tej więzi. Ciągle nie dawał mi spokoju to mężczyzna. Nie pisałam o tym do Lou, wiedziałam że mógłby rzucić wszystko i przyjechać. Nie powiedziałam nikomu. Wydawało mi się, że trochę dramatyzuję i starałam się po prostu o tym nie myśleć. Starałam się skoncentrować na mojej rodzinie, przyjaciołach, wspaniałym chłopaku oraz mojej nowej siostrze bliźniaczce...ale nie umiałam.
Usiedliśmy się razem w salonie, a ja im wszytko opowiedziałam, łącznie z rozmową przy śniadaniu. Ich miny stały się zmieszanie, a Liam przytulił mnie do siebie.
- Kochanie nie widzieliśmy jak ci powiedzieć... - Zaczęła mama.
- Nie! To nie możliwe! - Zaczęłam krzyczeć i wybiegłam z mieszkania.
Widziałam, że jak co niedziel rodzice Harr'ego jadą gdzieś, a on woli zostać w domu.
Wybiegłam do niego bez pukania. Siedział na kanapie i oglądaj TV. Wtuliłam się w niego i wybuchnęłam płaczem. Mocno mnie objął i próbował uspokoić.
- Czy on Cię skrzywdził? - Spytał chłodnym głosem.
- Nie...ja...Harry ja jestem adoptowana! - Wybuchnęłam nową falą płaczu.
- Hej...to co? Przecież to nic nie zmienia! - Starał się opanować sytuację.
- Niby tak..aaale to nie jest moja prawdziwa rodzina...nnnnawet nie wiem czy tamci żyją... - Mówiłam przez płacz.
- To jest twoja prawdziwa rodzina Rachel. To oni Cię wychowali!
To był chyba najgorszy dzień w moim życiu. Posiedziałam chwilę u Hazzy i wyrobiłam do...siebie.
Siedzieli na kanapie. Byli bardzo smutni. Usiadłam się tam gdzie poprzednio. On ma rację oni są moją prawdziwą rodziną.
- To co dzisiaj na obiad...? - Spytałam cicho. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- Przepraszamy. - Powiedział tata.
- Czy moi biologiczni rodzice żyją?
- Nie, zginęli w wypadku. Nie mieli bliskiej rodziny, a my zawsze chcieliśmy mieć jeszcze córeczkę. - Spokojnie mówiła mama.
- Czy jest możliwość, że mam siostrę? - Musiałam o to spytać.
Mama wstała. Podeszła do szafki i poszperała trochę.
- Proszę to twój akt urodzenia w całości. - Wręczyła mi mama.
- Muszę gdzieś zadzwonić. - Poszłam do siebie. Wybrałam numer Lily i w między czasie zaczęłam się przebierać.
- Hallo? - Usłyszałam po drugiej stronie.
- Hej Lily. Masz może pod ręką akt urodzenia? - Niecodzienne pytanie no ale cóż...
- Mam...poczekaj...
Po kilku minutach dziewczyna wróciła do telefonu.
Wszystko się zgadzało, dzień, miesiąc, rok, szpital i... rodzice.
Stwierdziłyśmy, że pogadamy o tym jak pójdziemy do szkoły. Jak na jeden dzień to było zdecydowanie za dużo.
Atmosfera w domu była dość dziwna. Każdemu z nas było ciężko. Nic dziwnego. Szczerze to nie mogłabym sobie wymarzyć innej rodziny. Tylko, że to wszytko...ta cała sprawa z Lily...trochę mnie to przytłaczało. Bałam się co będzie dalej, jak potoczy się nasze dalsze życie.
***
Czekałam na rogu ulicy za Lily. Poprosiłam Harr'ego żeby z Niallem szli sami do szkoły. Była to trochę delikatna sprawa i wolałam porozmawiać o tym w cztery oczy. Po chwili ujrzałam radośnie biegnącą do mnie Lily.
- Hej siostrzyczko! - Rzuciła mi się na szyję.
Całą tą sprawę przeszła zupełnie inaczej. Ja nie od razu się tak cieszyłam. Ona wiedział od początku, że jest adoptowana, ja dowiedziałam się z dnia na dzień.
- Cześć. - Lekko ją odsunęłam i uśmiechnęłam się do niej.
- Wiem, że to chore ale cieszę się, że mam siostrę.
- Ja też się cieszę Lily, bardzo ale trochę minie czasu jak zaczniemy być prawdziwymi siostrami. Wiesz o tym prawda? - Zaczęłam delikatnie.
- No pewnie! Najpierw będziemy się zaprzyjaźniać i w ogóle.
Bardzo cieszyłam się, że zrozumiała. Dalszą drogę do szkoły całą przegadałyśmy o wszystkich... głównie chłopakach.
W szkole czas minął nam w bardzo miłej atmosferze. Oficjalnie przygarnęliśmy Lily do naszej paczki. Oczywiście przerwy były dla nas za krótkie i kończyliśmy tematy na lekcji, za co na się oberwało.
- Niall Horan, Harry Styles, Lily Malik i Rachel Payne! Cała wasza czwórka zostaje po lekcjach. Będziecie sprzątać w bibliotece. - Usłyszeliśmy od nauczyciela biologi.
Super...Po prostu genialnie. No ale sami sobie na robiliśmy. Po ostatniej lekcji powiadomiliśmy rodziców, że musimy zostać. Nie byli zbyt zadowoleni.
Przed naszą karą wyszliśmy na chwilę przed budynek szkoły. W bibliotece mieliśmy stawić się na kolejnej lekcji.
Nasze oczy ujrzały Loui'ego. Jako pierwsza ruszyłam do niego żeby się przywitać. Mina Harr'ego..hmm...jeszcze się do tego nie przyzwyczaił. Na parkingu było pełno uczniów, którzy wlepili w nas ślepia. Miałam to gdzieś! Louis na powitanie pocałował mnie, dość namiętnie. W tedy zaczęły się ciche szepty wśród gapiów.
- Coś nabroiła? - Spytał z uśmiechem na twarzy.
- A co aresztujesz mnie? - Zażartowałam.
- Wiesz w aucie mam kajdanki... - Puścił mi oczko.
Trzepnęłam go w głowę żeby się przymknął.
- Lily ci pisała?
- Mhm... - Dał mi buziaka w policzek na co mimo woli się uśmiechnęłam.
Podeszliśmy do naszej paczki. Niall był trochę przerażony. Po tym co się ostatnio stało miał prawo.
- Przepraszam stary, macie moje błogosławieństwo. - Powiedziała Lou i wyciągnął rękę do blondaska.
Zdziwiło go to trochę ale również wyciągnął rękę do niego. Jej! Zgoda! W końcu...tylko Harry. Louis obejmował mnie w pasie co mu się chyba nie podobało.
- Hej! Nie skrzywdzę jej, nie bój się. - Łagodnie powiedział do mojego przyjaciela.
- Okay... - Nie był jeszcze do końca przekonany jego deklaracji ale co miał zrobić.
Nagle zadzwonił dzwonek zwiastujący naszą karę. Pożegnałam się z Lou i poszliśmy do biblioteki. Nasza bibliotekarka była dla nas dość wyrozumiała. Dała nam kilka stosów książek i mieliśmy je powycierać w kurzu. Usiedliśmy się w koncie i zaczęliśmy pracę. Zajęłam miejsce blisko Hazzy. Nie chciałam żeby się czuł odtrącony.
Praca szła nam dość szybko i przed końcem lekcji skończyliśmy, więc bibliotekarka wypuściła nas do domu. Strasznie nie chciało mi się iść ale chciałam już być na miejscu... ach te problemy.
W domu byłam około 15:00. Zjadłam obiad i poszłam do siebie. Byłam sama jak zwykle o tej porze. Strasznie mi się nudziło.
Do:Louis
Wpadniesz?
Oby nie był w pracy. Napisałabym do Harr'ego ale jechał gdzieś z rodzicami. Po chwili przyszedł sms.
Od:Louis
Będę za 5 minut. Kupić coś?
Do:Louis
Możesz :D
Od:Louis
To będę za 10 minut :)
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i rozłożyłam się na łóżku. Tak dobrze mi się leżało ale usłyszałam pukanie do drzwi i musiałam wstać. U progu stał Lou z zakupami. Poszliśmy od razu do mojego pokoju i usiedliśmy się na łóżku. Kupił dwie bagietki i małe soczki pomarańczowe. Lubiłam z nim przebywać. Nie wiem czy to dlatego, że pracuje w policji ale czułam się przy nim bardzo bezpiecznie. Kiedy zjedliśmy nasz posiłek położyłam się. Louis patrzył na mnie tymi swoimi boskim oczami.
- Kładziesz się? - Spytałam.
- Mhm...
Zamiast się położyć wstał i ściągnął kurtkę dżinsową. Ukazały mi się te wszystkie paski co mają tam pistolet i w ogóle tak jak w tych wszystkich filmach. wyciągnął pistolet i ściągnął to dziwne coś. Położył na biurko i dopiero wtedy się koło mnie położył.
- Jak śledztwo? - Zapytałam kładąc się na jego klatkę piersiową.
- Źle, nic nie mam...przepraszam ale nie mogę z tobą rozmawiać na te tematy. Nawet jakbyś była moją żoną miał bym ograniczone pole dla tego tematu i to bardzo. - Powiedział głaskając moje ramię.
Posłałam mu zdziwione spojrzenie. Dobrze wiedział o jaką część tego co powiedział mi chodziło.
- Rachel Tomlinson...ładnie. - Stwierdził.
Usiadłam się na przeciwko niego. Jesteśmy ze sobą bardzo krótko, a on z takim tematem wyskakuje.
- Zwolnijjjjj..... - Powiedziałam, na co się tylko zaśmiał.
- Nie martw się nie będę się z tobą żenił...jeszcze! - Roześmiał się jeszcze bardziej i mnie przytulił.
Zarzuciłam ręce na jego ramiona, a on...zaczął mnie łaskotać. Nienawidzę tego! Położyłam się i zaczęłam wierzgać nogami. On położył się na mnie i zaczął mnie całować. Miał szczęście, że przestał mnie łaskotać, bo za chwilę by dostał z nogi tam gdzie nie powinien. To był przyjemny moment. Opierał się na rękach, tak że jego twarz była nad moją. Nagle podniósł się, poprawił bluzkę i położył się tak jak wcześniej.
- Chodź. - Rozłożył ramię, a ja położyłam głowę na jego klatkę piersiową.
Mocno się w niego wtuliłam i nie wiadomo kiedy zasnęła.
Kiedy się obudziłam na dworze zaczynało się już ściemniać. Obudziły mnie czyjeś rozmowy. Okazało się, że moja mama, jedną którą miałam, którą kocham, ucięła sobie pogawędkę z moim chłopakiem. Musiał pozostać w pozycji leżącej, gdyż zrobiłam sobie z niego poduszkę i misia do przytulania. Jak widać nie przeszkadzało mu tu. Nawet po moim przebudzeniu nie ruszył się.
- Która godzina? - Spytałam zaspana.
- Około osiemnastej. - Powiedziała mama.
- Będę się już zbierać. - Powiedział Lou i pomału wstał z łóżka.
- Możesz zostać, nie ma problemu! - Zaprotestowała mama.
- Dziękuję bardzo ale muszę jeszcze jechać na komisariat. - Odparł chowając pistolet.
Również wstałam i poszłam z nim do drzwi. Mama poszła do salonu. Mogliśmy się w spokoju pocałować na pożegnanie. Louis przytulił mnie mocno do siebie.
- Dziękuję za dzisiaj... - Wyszeptałam.
- To ja dziękuję. - Nie wypuszczał mnie z uścisku.
Było mi tak bardzo ciepło. Mogłabym tak z nim spać zawsze. Musiał już iść. Poszłam do kuchni i podeszłam do okna. Pomachałam mu na pożegnanie. Kiedy odjechał po drugiej stronie ulicy zobaczyłam mężczyznę ubranego na czarno, który się we mnie wpatrywał. Szybko odeszłam od okna.
Resztę wieczoru spędziłam z rodziną. Czułam, że musiałam przebywać z nimi więcej, że nie mogę zatracić tej więzi. Ciągle nie dawał mi spokoju to mężczyzna. Nie pisałam o tym do Lou, wiedziałam że mógłby rzucić wszystko i przyjechać. Nie powiedziałam nikomu. Wydawało mi się, że trochę dramatyzuję i starałam się po prostu o tym nie myśleć. Starałam się skoncentrować na mojej rodzinie, przyjaciołach, wspaniałym chłopaku oraz mojej nowej siostrze bliźniaczce...ale nie umiałam.
zapraszam do zapisania się do naszego spisu :)
OdpowiedzUsuńProwadzimy również oceniarnie opowiadań :)
http://wykaz-opowiadan.blogspot.dk/
http://werdykt-wilka.blogspot.dk/
Ooo bardzo chętnie :D
UsuńCzekamy na dodanie naszego buttonu, bądź zaobserwowanie naszego wpisu, w innym razie zgłoszenie zostanie usunięte za tydzień.
OdpowiedzUsuńhttp://wykaz-opowiadan.blogspot.dk/p/zgoszenia.html
Dzisiaj wieczorem dodam button :)
Usuń