sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 8

   Długo leżałam z zamkniętymi oczami. Nie chciałam jeszcze wstawać. Louis był wtulony w moje plecy, a jego ręce i nogi oplotły mnie mnie. Byłam przykryta po uszy. Robił się już co raz zimniej, a my byliśmy... cóż... nago, a do tego jestem strasznym zmarzluchem. W końcu delikatnie się obróciłam tak, że leżałam przy klatce piersiowej Lou.
- Dzień dobry księżniczko... - Usłyszałam cichy, zaspany głos.
- Dzień dobry... ty już nie śpisz?
- Od jakiejś godzinki. Nie miałem serca Cię budzić, tak słodko spałaś. - Mówiąc to ucałował mnie w czoło.
Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, niczym mały kotek.
- Pobudkaaaaa!!! - Krzyknął Zayn. 
Odruchowo przykryłam się jeszcze bardziej. Malik stanął na przeciwko nas.
- Zayn... chwila... - Wymamrotał Lou.
- Dzwonili z pracy. Masz przyjechać. Zostawiłeś telefon w kuchni i odebrałem. - Wytłumaczył.
Louis wywrócił oczami i skinął głową, na znak, że ten może już opuścić pokoju.
    Leniwie wstaliśmy i zaczęliśmy się ubierać. Lou pożyczył mi jakąś świeżą bluzkę. Ogólnie mogłam poprosić o to Lily, byliśmy podobnych rozmiarów ale uważałam tą opcję za bardziej romantyczną. Przeszliśmy do kuchni gdzie była już Lily i Zayn z śniadaniem. Louis zjadł w pośpiechu i pojechał.
- Spoko ten twój blondasek siostra. - Stwierdził nagle Zayn.
- No ja wiem... - Rozmarzyła się Lily.
- Zostawiam was same drugie panie i idę się uczyć. - Odszedł od stołu.
- No i jak...?!! - Wybuchnęła dziewczyn.
Po prostu czekałam aż nie wytrzymie.
- No... super! - Odpowiedziałam jej z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To był twój pierwszy... - Zapytała troszkę niepewnie.
- Tak i było cudownie. Louis był genialny, taki kochany i delikatny ale i namiętny... - Rozmarzyłam się na wspomnienia z nocy.
- Szczęścia... A czy Niall już kiedyś...?  - Spuściła wzrok.
Czuła się nieswojo mówiąc o tym.
- Nie jeszcze nie... ciągle czeka na tą jedyną i muszę ci powiedzieć, że to chyba jesteś ty. - Nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się sama do siebie, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
    Około godziny 13:00 byłam już na  Baker St. Cały czas myślałam jak noc spędził Harry. Kiedy weszłam do domu mama zasypała mnie tysiącem pytań. Przeszłyśmy razem do salonu gdzie jej wszytko opowiedziałam... no może nie z szczegółami. Poszłam wziąć prysznic i przebrać się w świeże ubrania. Wybrałam stare, przedarte już na kolanach, jeansy oraz luźną bluzkę. Postanowiłam trochę poczytać... dawno tego nie robiłam, po prostu nie miałam czasu. Z półki sięgnąłem moja ukochaną powieść: Sherlock Holmes-Pies Baskerwill'ów. Skończyłam na momencie gdzie John pisz pierwszy raport do  Sherlocka. Lektura mnie pochłonęła do końca.
- No ile Cię można wołać?!!! - Usłyszałam nagle głos mamy, który wyrwał mnie z zamyślenia.
Szybko pobiegłam do niej. Stała przy otwartych drzwiach, a za nimi był Harry. Strasznie ucieszyłam się na jego widok. Ubrałam pośpiesznie trampki wzięłam kurtkę i wyszliśmy na ulicę.
- No opowiadaj! - Zażądałam. Byłam bardzo ciekawa jak mu minęła noc.
- No to poznałem taką fajną dziewczynę, Amanda, i było fajnie.... - Cały Harry, jak on coś opowie to po prostu wiesz wszystko.
- Wow... - Wydusiłam z siebie ironicznie.
- No co jejku?... No było bardzo fajnie... ma fajny pokój i wiesz.... - Siedziałam koło niego z ogromnym uśmiechem na twarzy, a on był lekko speszony.
- No to fajnie.... u mnie też było bosko.
- Co?!! Ty i Louis?! - Wybuchnął.
- Tak... No, a ty i Amanda to na pewno książki czytaliście! - Odgryzłam się mu.
Po tych słowach uspokoił się. Chwilę szliśmy w milczeniu. Wybuchnęliśmy śmiechem. Zawsze po naszych "kłótniach" tak mieliśmy, mamy i będziemy mieć.
    Zajęliśmy miejsce na ławeczce i rozmawialiśmy o wszystkim. Dużo się śmialiśmy, oboje byliśmy w znakomitych humorach. Przeniosłam wzrok na drugą stronę ulicy. Zobaczyłam mężczyznę... tego mężczyznę! Szybko przeniosłam wzrok na Hazze.
- Chodźmy do galerii! - Zaproponowałam szybko ukrywając zdenerwowanie.
- Okay.
Wstaliśmy i nadała, dość szybkie tempu marszu. Szybko znaleźliśmy się u celu. Nie oglądałam się po drodze wstecz. Gdybym go zobaczyła,  na pewno zaczęła bym biec, a to już by było trudniej wytłumaczyć mojemu przyjacielowi. Bieg dla zdrowia? Nie uwierzyłby, dobrze wie że nie przepadam za bieganiem.
   W galerii zaczęliśmy naszą wędrówkę po sklepach. Chodziliśmy stała trasa. Omijaliśmy niektóre  sklepy, w których nasze kieszonkowe mogłoby zacząć rzewnie płakać. Kupiłam sobie zwiewna bluzkę, a Harry jakąś koszule. Pobyt tam zajął nam około dwóch godzin.
- Harry!!! - Usłyszeliśmy oboje kiedy byliśmy już przed budynkiem. Było to głos kobiecy, przepełniony entuzjazmem. Odwróciliśmy się w stronę dobiegającego dźwięku.
- Amanda! - Harry poszedł się z nią przytulić, ja podreptałam za nim.
Dziewczyna była w naszym wieku. Miała długie blond włosy sięgające pośladków. Delikatne rysy i błękitne oczy oraz idealna cera, bez jakich kol wiek defektów. Ubrana w najlepsze markowe ciuchy i perfekcyjny makijaż.
- Rachel to Amanda, Amanda to Rachel. - Przedstawił nas sobie.
Podałam jej rękę na przywitanie, na co w ogóle nie zareagowała. Poczułam się lekko nie swojo. Dziewczyna cały czas bacznie mnie obserwowała. Stałam lekko na boku ze spuszczoną głową. Umówili się na środę albo czwartek. Starałam się nie podsłuchiwać.
- Pójdę już... - Powiedziałam po cichu do Harr'ego i poszłam sobie. Skinął tyko głową. Teraz to ja czułam się odrzucona i zazdrosna. Kiedy zbliżałam się do pewnej kawiarni zauważyłam dwa machające mi punkciki w jej głębi. Niall i Lily. Weszłam do budynku i pomaszerowałam do ich stolika.  Zamówiłam siebie sałatkę i coś do picia. Opowiedziałam im o tej całej Amandzie. Niall był w szoku, że Harry się tak zachował względem mnie.
    Lily siedziała z Niallem na małej kanapie, a ja na krześle na przeciwko nich. Wyglądali razem cudownie. Niall mocno ją do siebie przytulał. Ich słodkość przepełniała całą restauracje, a śmiech Nialla cały Londyn...
- Hej! Może chciałabyś jechać razem z Lou z nami na biwak nad jezioro? Pamiętasz ten domek mojego wujka nie? - Zapytał nagle Niall.
- Tak pamiętam, oczywiście, że pamiętam! - Zaczęliśmy się śmiać.
Jak byliśmy mali jeździliśmy tam na biwaki. Jezioro, ognisko, gitary.... cudowne czasy.
- Jedziemy teraz na te pięć dni co mamy w szkole. O! Zapytamy Hazze może pojedzie z tą swoją Amandą. - Zaproponował blondas.
Bym w bardzo podekscytowany.
    Po pobycie w restauracji Niall z Lily poszli do Harr'ego. Ja postanowiłam zadzwonić do Lou. Nie odbiera...
Od: Tommo xD
Jestem w pracy. Za pół godziny mam przerwę. Czekaj koło tej budki z kebabami co ci ostatnio mówiłem xd
Poszłam w wyznaczone mi miejsce. Odkąd zmieniłam nazwę na Tommo xD, nadal zastanawiałam się czy nie zapisać go jako Diva! ale się jakoś powstrzymałam.
- Hej piękna. - Przytulił mnie na powitanie.
- Jest sprawa Lou. Chciałbyś jechać z Niallem, Lily, mną i być może Harrym i jego dziewczyną Amandą na biwak nad jezioro? - Na koniec uśmiechnęłam się szeroko.
Nie podzielał mojego entuzjazmu. Przez chwilę nic nie odpowiadał.
- Okay...  - Wyszeptał.
- Jak nie chcesz nie musisz...
- Dla Ciebie wszystko księżniczko! - Uwiesiłam się mu na szyję i szeptałam cały czas dziękuję dziękuję....  Dawno tam nie byliśmy, a teraz mogliśmy już być tam sami. Bez żadnych opiekunów... ale z policjantem... Ale nie ważne! Strasznie się cieszyłam.
    Przerwa Lou szybko minęła. Poszłam do domu. Wypadało by powiadomić o tym rodzicom i bratu.
Tata miał pewne wątpliwości ale moja mama w stu procentach chciała żebym jechała. Liam nie miał zbytnio do gadania.
     Wieczorem siedziałam przy biurko i robiłam zadanie z matmy.
Od:Lily
Wszyscy jedziemy!  :D
Już się nie mogłam doczekać czułam, że to będzie niezapomniany wypadzik.

czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 7

      Dzień był na prawdę przyjemny. Dość ciepło i bezchmurnie. Po lekcjach od razu poszliśmy do pobliskiego parku. Zajęliśmy dość dużą ławkę i delektowaliśmy się pięknym dniem. Ja i Lily usiadłyśmy się w środku, a Niall z Harrym po zewnętrznych stronach. Oczywiście Niall koło Lily. W końcu mogli się sobą cieszyć i nie ukrywali tego. Lily siedziała wtulana w blondaska, a on nie przestawał się uśmiechać. Akurat to nie jest nowość ale nie o to chodzi, ważne, że byli szczęśliwi. Ja z Harrym słuchałam muzyki przez słuchawki. Mieliśmy swoją własną playlistę i w kółko jej słuchaliśmy. Oparłam się o Lily i położyłam nogi na Harolda.
- Ejjjjj! - Usłyszeliśmy, była to Lily.
- Rachel tak zawsze robi jak ma oświecenie jakieś. - Harry zaczął się śmiać, za co dostał ode mnie w tył głowy.
- Idźcie nam po coś do picia. -Stwierdziła.
- Genialny pomysł siostro. - Razem z Lily przybiłyśmy piątki.
Nie mieli innego wyjścia. Wstali i poszli zrobić zakupy. Stwierdziłam, że fajnie mieć siostrę, taką przyjaciółkę, której się możesz zawsze wyżalić. Pomachałyśmy chłopcom na pożegnanie z wilkimi uśmiechami na twarzach ich miny były mnie entuzjastyczne.
- Dziękuję, że tak...okiełznałaś Loui'ego. - Zaśmiałam się na te słowa.
- Ty lepiej opowiadaj jak to się zaczęło! - Zażądałam.
-No więc...zostawił u mnie zeszyt, więc przyszedł po niego w sobotę. No i tak zaczęliśmy gadać i w ogóle stwierdziłam, że jest mega uroczy i przystojny. Wiesz kocham niebieskookich blondynów. Zamówiliśmy sobie jedzenie i było bardzo przyjemnie. W pewnym momencie nasze twarze znalazły się bardzo blisko sobie i tak jakoś samo wyszło.- Wytłumaczyła z lekkimi rumieńcami na policzkach.
Szeroko się do niej uśmiechnęłam i przygarnęłam ją do siebie ramieniem. Nagle zobaczyłyśmy chłopaków idących w naszą stronę. Podziękowałyśmy im za fatygę i usiedliśmy się jak poprzednio.
- Ludzie idziemy w piątek na imprezę! - Ogłosił Niall.
Spojrzeliśmy na niego pytającym wzrokiem.
- Czemu? - Spytał Harry.
Nie lubiliśmy chodzić na imprezy, nigdy nas do tego nie ciągnęło.
- No dalej staruchy! Czas się zabawić! O Rach weź Lou. - Oznajmił radośnie Niall.
Po chwili wykręcania się głupimi wymówkami zgodziliśmy się. Niall podał nam szczegóły gdzie idziemy, a ja napisałam do Lou. Zaproponował, że nas zawiezie z czego się bardzo ucieszyliśmy, no może Harry trochę mniej ale tak czy siak mieliśmy podwózkę.

***
  
    W końcu doczekaliśmy się upragnionego piątku. Odwołałam lekcje skrzypiec. Odbyło się to bez problemu, gdyż moje nauczycielka chciała jechać do rodziny. Po lekcjach szybko poszliśmy do domu.
   W mieszkaniu był tylko Liam. Uczył się czegoś na jakieś zaliczenie, a ja poszłam się szykować. Umyłam włosy i wzięłam się za wybieranie stroju. Ostatecznie zdecydowałam się na czarną bokserkę, czarną spódniczkę oraz balerinki. na górę założyłam kurtkę dżinsową, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Zagarnęłam je tylko na bok jak to już miałam w zwyczaju.
- Ładnie? - Spytałam brata odrywając go od nauki.
- Ślicznie, jak zawsze. - Wstał i ucałował mnie w policzek, a następnie mocno przytulił.
Był na prawdę kochanym starszym bratem. Na pożegnanie zaczął mi jeszcze prawić jakieś kazania i w ogóle. Czasami był zbyt opiekuńczy ale i tak go kocham.  
   Przed budynkiem stał już Harry. Miał założone ciasne spodnie i koszule. Wyglądał świetnie! Równo z moim wyjściem na ulicy zaparkował Louis. W aucie już byli Niall i Lily. Harry dołączył do nich na tyłach, a ja zajęłam miejsce koło kierowcy. Na powitanie Louis dał mi buziaka, na co Lily zachichotała.
Po około 15 minutach byliśmy przed klubem. W środku było już dość dużo ludzi. Zbliżała się 21. Zajęliśmy zaokrągloną kanapę. Zamówiliśmy po drinku, oprócz naszego kierowcy. Lily z Niallem poszli szaleć na parkiecie. Wyglądali strasznie uroczo. Harry poszedł na podryw, a ja zostałam z Lou.
- Nie żal Ci, że nie możesz sobie nawet wypić? - Zapytałam.
- Przyzwyczaiłem się. W moim zawodzie lepiej być zawsze trzeźwym. - Zażartował.
Również poszliśmy tańczyć. Zawiesiłam swoje ręce na jego barkach, a on objął mnie w tali. Było bardzo przyjemnie. 
- Odbijany! - Zawołał jakiś mężczyzna.
Koło nas stanął mężczyzna około 1,90 m. Był o WIELE wyższy od Lou. Błagałam oby miał odznakę i broń. Nie, że miał strzelać ale go postraszyć czy coś. 
- Będę miły...spadaj! - Warknął Louis.
Louis osłonił mnie. Jeśli chodzi o siłę i wysokość to tamten wygrywał. 
- Jakiś problem Panowie? - Spytał jeden z ochroniarzy. 
- Nie wszystko w porządku. - Powiedział Louis i pokazał odznakę. 
Odetchnęłam z ulgą i nadzieją, że będzie po sprawie. Ochroniarz się odwrócił i odszedł. Louis uśmiechnął się do wielkoluda, a ten z nie nacka przywalił mu w twarz. Zachwiał się mocno ale szybko się otrząsnął. Już chciał mu oddać ale ochrona zareagowała. Szybko wyszłam z nim na zewnątrz z wargi leciała mu krew jak i z policzka. Na szczęście na uderzył w nos. 
- Wszystko dobrze? - Dopytywał się lekko jeszcze zdezorientowany. 
- Ze mną tak...mocno boli? - Spytałam. Martwiłam się, że coś mogło się mu stać. 
- Nie... - Wyszeptał i przytulił mnie. 
Napisałam do Lily i Hazzy, że my się już zwijamy i poszliśmy do auta. W wiadomościach dostałam informacje, że zamówią taksówkę czy coś. Zresztą to już dorośli ludzie. 
    Kiedy szliśmy do auta po drugiej stronie równo z nami szedł jakiś mężczyzna. Ten sam, którego widziałam w tedy.Wyszeptałam wszytko Lou, a on mnie skarcił wzrokiem za to, że nic mu nie powiedziałam. Przyśpieszyliśmy kroku... on też. Auto! Weszliśmy do niego jak najszybciej i ruszyliśmy. 
- Jak mogłaś mi nic nie powiedzieć?! - Był wściekły, miał prawo. 
- Przepraszam, ja nie chciałam Cię martwić. - Powiedziałam po cichu, a oczy naszły mi łzami. 
- Już dobrze... napisz do mamy, że zostajesz u mnie. Nie mogę Cię teraz zostawić. - Powiedział nie odwracając wzroku od jezdni. 
Wykonałam posłusznie zadanie bez żadnych protestów. Mama również ich nie miała. Na prawdę go polubiła. 
- Prawdopodobnie Zayn będzie w domu ale nie martw się nie będzie nam przeszkadzać. - Powiedział Lou,  kiedy wchodziliśmy do mieszkania. 
Uśmiechnęłam się tylko, nie wiem czy zauważył, gdyż wszędzie panował pół mrok. Weszliśmy do kuchni zapalając światło. W salonie już się świeciło i dobiegł z niego okrzyk.
- Louis?!
- A któż inny?
Zaczął się śmiać. Podszedł do lodówki i wyciągnął trzy pepsi. Przeszliśmy do salonu. Zayn siedział na kanapie i z czegoś się uczył. Usiedliśmy się koło niego, a ten odłożył na bok naukę.
- Dziękuję za chwilę przerwy! Co tam u Ciebie Rach? Spytał otwierając pepsi.
- A jakoś leci...a ty z czego się uczysz?
- Kodeksy prawne i takie tam...masakra! - Wzdychnął i opar się o kanapę. 
- W sobie poplotkujcie, a ja idę się opatrzyć. - Odstawił puszkę i poszedł do łazienki.
- Co mu się stało? - Zapytał z zdziwieniem.
Opowiedziałam mu całą historię, jakże ekscytującego, wieczoru. Zayn okazał się całkiem fajnym facetem.
- Jak ci idą studia? - Spytałam na stos książek leżący na stoliku.
- Wolno...A jak twojemu bratu? Tommo mi wspominał. - Odparł.
- Dobrze, nie narzeka zbytnio. Tommo? - Zapytałam patrząc na Zayna.
- Heh..no kiedyś wymyśliliśmy tą ksywkę naszemu kochanemu Lou. - Zaśmiał się. Udzielił mi się jego dobry nastrój i obydwoje śmialiśmy się z takiej błahostki.
- Ja mam jeszcze dwóch przyjaciół, Lou może Ci wspominał. Niall i Harry, no i jak byliśmy młodsi to był Nialler i Hazza, ogólnie to nadal tak na nich mówimy. Wszyscy już mówią normalnie, bo twierdzą, że to trochę dziecinne ale nam to nie przeszkadza. - Opowiedziałam.
- A na Ciebie jak mówią, mówili?
- Yyy...no chłopaki to mnie nazywają Divą i Księżniczką, a jak się ''wymądrzam'' to Sherlock Holmes... - Powiedziała czekając na jego reakcję.
- Ooo Tommo to też tak nasza mała Diva. - Mówiąc to spojrzał czy nie idzie.
- A na Ciebie jak?
- DJ Malik! - Rozłożył się na kanapie i zaczął znowu śmiać.
W końcu w drzwiach stanął Louis z zaczerwienionym nosem i policzkiem.
- Tommo! - Krzyknęłam razem z Zaynem.
Louis spojrzał na Malika, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć ale się powstrzymał. Usiadł się koło nas i wziął się za swoją pepsi. Spojrzałam na telefon....dopiero 23:30...
- Ejjj a jak Lily wróci do domu? - Spytał Zayn.
- Jest ze swoim chłopakiem, niech się o nią zatroszczy...wiesz, możesz zostać wujkiem. - Oznajmił jakby nigdy nic i skończył swoją pepsi.
- Louis...... - Wyszeptałam. On czasami na prawdę nie potrafił się powstrzymać.
- Czyli pojadę po nich. Wezmę twoje auto.
- WŁAŚNIE! Mógłbyś mi z łaski swej powiedzieć kiedy ty do cholery zrobiłeś prawo jazdy?! - Nasz mała Diva oburzyła się. Przepraszam...po prostu to określenie...
- Nie mówiłem ci..oj... czyli pojadę po nich, a właściwie jadę teraz. Może poznam jakąś fajną laskę. - Uśmiechnął się, wziął kluczyki Lou i wyszedł. Chłopakom jakoś krócej zajmuje wyjście na imprezę.
Louis usiadł się koło mnie i przygarnął mnie do siebie. Włączyliśmy telewizor i zaczęliśmy oglądać jakiś film.
- Boli? - Spytałam cicho.
- Nie, nie przejmuj się. - Odparł i pocałował mnie w skroń.
- Możemy już iść się położyć? - Zapytałam.
On tylko pokiwał twierdząco głową. Poszłam od razu do łazienki biorąc ze sobą rzeczy, które miałam u niego ostatnio założone na noc. Wzięłam szybki prysznic. I położyłam się na łóżko. Kiedy Lou się kąpał, rozłożyłam się wygodnie, wiedząc, że za chwilę będę musiał mu oddać kawałek łóżka. W końcu do mnie dołączył. Usiadł się na łóżku i wpatrywał we mnie. Zbliżył się i zaczął całować. Oplotłam go nogami. W końcu nikt nam nie przeszkadzał. Podciągnął moją koszulkę do góry. Wiedziałam, że to się stanie. Nie protestowałam. Ufałam mu i kochałam cały sercem

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 6

     Obudziłam się w podobnej pozycji co zasnęłam, tylko że bardziej na nim leżałam.
- Dzień dobry... - Wyszeptał.
- Dzień dobry. Długo już nie śpisz?
- Troszkę.. Słodko wyglądasz jak śpisz. - Stwierdził.
Uśmiechnęłam się do niego i dałam mu całusa na dzień dobry.
Poleżeliśmy z jakieś piętnaście minut i postanowiliśmy zrobić śniadanie.
Lily jeszcze spała. Nie dziwię jej się była dopiero 10:00.
- Ale mieliśmy wczoraj "Rocky Horror"! - Zażartował Louis.
Mnie nie było tak do śmiechu ale spostrzeżenie trafne. Kiedy skończyliśmy szykować posiłek do kuchni weszła Lily.
- Ja was zostawiam. - Szybkim krokiem wyszłam z kuchni.
Wolałam ich zostawić samych, nie chciałam się wtrącać. Poszłam do łazienki. Usiadłam się na kafelkach i czekałam aż będę mogła wrócić. Nagle drzwi do toalety się otwarły, a u progu stał Zayn, musiał wrócić w nocy.
- Czemu masz na sobie cichu Tomlinsona? - Spytał zaspany.
- Siadaj, to dość długa historia.
Zayn usiadł się obok mnie na kafelkach bez większego zdziwienia. Opowiedziałam mu całe wczorajsze zajście, które on tylko skomentował: O cholera....
Postanowiliśmy pójść do kuchni i sprawdzić czy jeszcze się nie pozabijali. Przeżyliśmy lekki szok. Louis i Lily z uśmiechami na twarzach właśnie zasiadali do śniadania.
- Właśnie miałam was wołać, a i Zayn weź nie rozwalaj lampy jak wchodzisz do pokoju. - Powiedział Louis.
Dołączyliśmy do nich przy stole. Z Zaynem co po chwilę wymieniliśmy pytające spojrzenia. Louis i Lily przyglądali mi się z rozbawionymi oczami, co było dosyć dziwne.
- Mogę wiedzieć co jest we mnie takiego śmiesznego?! - W końcu nie wytrzymałam.
- Mamy swoją teorię. - Powiedział tajemniczo Louis.
- O..? - Razem Zaynem równo  zapytaliśmy.
- O waszym podobieństwie. - Powiedział Lou.
- Jesteśmy zaginionymi bliźniaczkami i zostałyśmy rozdzielone w szpitalu. - Odpowiedziała najzwyczajniej w świecie Lily.
- A mój brat to Batman! - Powiedziała ironicznie.
- Nigdy nie wiesz czy to jest twój prawdziwy brat. - Stwierdził Louis.
Właściwie...nie! Liam jest moim bratem! Ale z drugiej strony moje zdjęcia rodzinne zaczynają się kiedy mam półtorej roku, a Liam ma pierwsze zdjęcie rodzinne od razu po urodzeniu. Wrzuciłam te myśli z głowy.
- A ty i Zayn? - Spytałam.
- O... bo ja ci nie mówiłam... - Zaczęła spokojnie dziewczyn.
- Lily jest adoptowana. - Powiedział Zayn i przygarnął dziewczynę lekko ramieniem.
- Zostałam adoptowana jak miałam jakiś półtorej roku i rodzice nigdy przede mną tego nie ukrywali. - Powiedziała Lily.
Zrobiło mi się duszno. To wszystko robiło się coraz bardziej chore.
     Nie wracaliśmy już do tego tematu. Cieszyłam się z tego powodu.
      Około godziny 12:00 byłam już u siebie w domu. Louis mnie odwiózł i pojechał na komisariat, gdyż dostał ważny telefon. Przekraczając próg domu czułam się jakoś dziwnie. Pierwszy raz pomyślałam sobie, że to może nie być moja prawdziwa rodzina, że wbrew pozorom to mogą być dla mnie zupełnie obcy ludzie.
Usiedliśmy się razem w salonie, a ja im wszytko opowiedziałam, łącznie z rozmową przy śniadaniu. Ich miny stały się zmieszanie, a Liam przytulił mnie do siebie.
- Kochanie nie widzieliśmy jak ci powiedzieć... - Zaczęła mama.
- Nie! To nie możliwe! - Zaczęłam krzyczeć i wybiegłam z mieszkania.
Widziałam, że jak co niedziel rodzice Harr'ego jadą gdzieś, a on woli zostać w domu.
Wybiegłam do niego bez pukania. Siedział na kanapie i oglądaj TV. Wtuliłam się w niego i wybuchnęłam płaczem. Mocno mnie objął i próbował uspokoić.
- Czy on Cię skrzywdził? - Spytał chłodnym głosem.
- Nie...ja...Harry ja jestem adoptowana! - Wybuchnęłam nową falą płaczu.
- Hej...to co? Przecież to nic nie zmienia! - Starał się opanować sytuację.
- Niby tak..aaale to nie jest moja prawdziwa rodzina...nnnnawet nie wiem czy tamci żyją... - Mówiłam przez płacz.
- To jest twoja prawdziwa rodzina Rachel. To oni Cię wychowali!
To był chyba najgorszy dzień w moim życiu. Posiedziałam chwilę u Hazzy i wyrobiłam do...siebie.
Siedzieli na kanapie. Byli bardzo smutni. Usiadłam się tam gdzie poprzednio. On ma rację oni są moją prawdziwą rodziną.
- To co dzisiaj na obiad...? - Spytałam cicho. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- Przepraszamy. - Powiedział tata.
- Czy moi biologiczni rodzice żyją?
- Nie, zginęli w wypadku. Nie mieli bliskiej rodziny, a my zawsze chcieliśmy mieć jeszcze córeczkę. - Spokojnie mówiła mama.
- Czy jest możliwość, że mam siostrę? - Musiałam o to spytać.
Mama wstała. Podeszła do szafki i poszperała trochę.
- Proszę to twój akt urodzenia w całości. - Wręczyła mi mama.
- Muszę gdzieś zadzwonić. - Poszłam do siebie. Wybrałam numer Lily i w między czasie zaczęłam się przebierać.
- Hallo? - Usłyszałam po drugiej stronie.
- Hej Lily. Masz może pod ręką akt urodzenia? - Niecodzienne pytanie no ale cóż...
- Mam...poczekaj...
Po kilku minutach dziewczyna wróciła do telefonu.
Wszystko się zgadzało, dzień, miesiąc, rok, szpital i... rodzice.
Stwierdziłyśmy, że pogadamy o tym jak pójdziemy do szkoły. Jak na jeden dzień to było zdecydowanie za dużo. 
     Atmosfera w domu była dość dziwna. Każdemu z nas było ciężko. Nic dziwnego. Szczerze to nie mogłabym sobie wymarzyć innej rodziny. Tylko, że to wszytko...ta cała sprawa z Lily...trochę mnie to przytłaczało. Bałam się co będzie dalej, jak potoczy się nasze dalsze życie.

***

     Czekałam na rogu ulicy za Lily. Poprosiłam Harr'ego żeby z Niallem szli sami do szkoły. Była to trochę delikatna sprawa i wolałam porozmawiać o tym w cztery oczy. Po chwili ujrzałam radośnie biegnącą do mnie Lily.
- Hej siostrzyczko! - Rzuciła mi się na szyję.
Całą tą sprawę przeszła zupełnie inaczej. Ja nie od razu się tak cieszyłam. Ona wiedział od początku, że jest adoptowana, ja dowiedziałam się z dnia na dzień.
- Cześć. - Lekko ją odsunęłam i uśmiechnęłam się do niej.
- Wiem, że to chore ale cieszę się, że mam siostrę.
- Ja też się cieszę Lily, bardzo ale trochę minie czasu jak zaczniemy być prawdziwymi siostrami. Wiesz o tym prawda? - Zaczęłam delikatnie.
- No pewnie! Najpierw będziemy się zaprzyjaźniać i w ogóle.
Bardzo cieszyłam się, że zrozumiała. Dalszą drogę do szkoły całą przegadałyśmy o wszystkich... głównie chłopakach.
    W szkole czas minął nam w bardzo miłej atmosferze. Oficjalnie przygarnęliśmy Lily do naszej paczki. Oczywiście przerwy były dla nas za krótkie i kończyliśmy tematy na lekcji, za co na się oberwało.
- Niall Horan, Harry Styles, Lily Malik i Rachel Payne! Cała wasza czwórka zostaje po lekcjach. Będziecie sprzątać w bibliotece. - Usłyszeliśmy od nauczyciela biologi.
Super...Po prostu genialnie. No ale sami sobie na robiliśmy. Po ostatniej lekcji powiadomiliśmy rodziców, że musimy zostać. Nie byli zbyt zadowoleni.
Przed naszą karą wyszliśmy na chwilę przed budynek szkoły. W bibliotece mieliśmy stawić się na kolejnej lekcji.
Nasze oczy ujrzały Loui'ego. Jako pierwsza ruszyłam do niego żeby się przywitać. Mina Harr'ego..hmm...jeszcze się do tego nie przyzwyczaił. Na parkingu było pełno uczniów, którzy wlepili w nas ślepia. Miałam to gdzieś! Louis na powitanie pocałował mnie, dość namiętnie. W tedy zaczęły się ciche szepty wśród gapiów.
- Coś nabroiła? - Spytał z uśmiechem na twarzy.
- A co aresztujesz mnie? - Zażartowałam.
- Wiesz w aucie mam kajdanki... - Puścił mi oczko.
Trzepnęłam go w głowę żeby się przymknął.
- Lily ci pisała?
- Mhm... - Dał mi buziaka w policzek na co mimo woli się uśmiechnęłam.
Podeszliśmy do naszej paczki. Niall był trochę przerażony. Po tym co się ostatnio stało miał prawo.
- Przepraszam stary, macie moje błogosławieństwo. - Powiedziała Lou i wyciągnął rękę do blondaska.
Zdziwiło go to trochę ale również wyciągnął rękę do niego. Jej! Zgoda! W końcu...tylko Harry. Louis obejmował mnie w pasie co mu się chyba nie podobało.
- Hej! Nie skrzywdzę jej, nie bój się. - Łagodnie powiedział do mojego przyjaciela.
- Okay... - Nie był jeszcze do końca przekonany jego deklaracji ale co miał zrobić.
Nagle zadzwonił dzwonek zwiastujący naszą karę. Pożegnałam się z Lou i poszliśmy do biblioteki. Nasza bibliotekarka była dla nas dość wyrozumiała. Dała nam kilka stosów książek i mieliśmy je powycierać w kurzu. Usiedliśmy się w koncie i zaczęliśmy pracę. Zajęłam miejsce blisko Hazzy. Nie chciałam żeby się czuł odtrącony.
Praca szła nam dość szybko i przed końcem lekcji skończyliśmy, więc bibliotekarka wypuściła nas do domu. Strasznie nie chciało mi się iść ale chciałam już być na miejscu... ach te problemy.
   W domu byłam około 15:00. Zjadłam obiad i poszłam do siebie. Byłam sama jak zwykle o tej porze. Strasznie mi się nudziło.

Do:Louis
Wpadniesz?

Oby nie był w pracy. Napisałabym do Harr'ego ale jechał gdzieś z rodzicami. Po chwili przyszedł sms.

Od:Louis
Będę za 5 minut. Kupić coś?

Do:Louis
Możesz :D

Od:Louis
To będę za 10 minut :)

Odłożyłam telefon na szafkę nocną i rozłożyłam się na łóżku. Tak dobrze mi się leżało ale usłyszałam pukanie do drzwi i musiałam wstać. U progu stał Lou z zakupami. Poszliśmy od razu do mojego pokoju i usiedliśmy się na łóżku. Kupił dwie bagietki i małe soczki pomarańczowe. Lubiłam z nim przebywać. Nie wiem czy to dlatego, że pracuje w policji ale czułam się przy nim bardzo bezpiecznie. Kiedy zjedliśmy nasz posiłek położyłam się. Louis patrzył na mnie tymi swoimi boskim oczami.
- Kładziesz się? - Spytałam.
- Mhm...
 Zamiast się położyć wstał i ściągnął kurtkę dżinsową. Ukazały mi się te wszystkie paski co mają tam pistolet i w ogóle tak jak w tych wszystkich filmach. wyciągnął pistolet i ściągnął to dziwne coś. Położył na biurko i dopiero wtedy się koło mnie położył.
- Jak śledztwo? - Zapytałam kładąc się na jego klatkę piersiową.
- Źle, nic nie mam...przepraszam ale nie mogę z tobą rozmawiać na te tematy. Nawet jakbyś była moją żoną miał bym ograniczone pole dla tego tematu i to bardzo. - Powiedział głaskając moje ramię.
Posłałam mu zdziwione spojrzenie. Dobrze wiedział o jaką część tego co powiedział mi chodziło.
- Rachel Tomlinson...ładnie. - Stwierdził.
Usiadłam się na przeciwko niego. Jesteśmy ze sobą bardzo krótko, a on z takim tematem wyskakuje.
- Zwolnijjjjj..... - Powiedziałam, na co się tylko zaśmiał.
- Nie martw się nie będę się z tobą żenił...jeszcze! - Roześmiał się jeszcze bardziej i mnie przytulił.
Zarzuciłam ręce na jego ramiona, a on...zaczął mnie łaskotać. Nienawidzę tego! Położyłam się i zaczęłam wierzgać nogami. On położył się na mnie i zaczął mnie całować. Miał szczęście, że przestał mnie łaskotać, bo za chwilę by dostał z nogi tam gdzie nie powinien. To był przyjemny moment. Opierał się na rękach, tak że jego twarz była nad moją. Nagle podniósł się, poprawił bluzkę i położył się tak jak wcześniej.
- Chodź. - Rozłożył ramię, a ja położyłam głowę na jego klatkę piersiową.
Mocno się w niego wtuliłam i nie wiadomo kiedy zasnęła.
     Kiedy się obudziłam na dworze zaczynało się już ściemniać. Obudziły mnie czyjeś rozmowy. Okazało się, że moja mama, jedną którą miałam, którą kocham, ucięła sobie pogawędkę z moim chłopakiem. Musiał pozostać w pozycji leżącej, gdyż zrobiłam sobie z niego poduszkę i misia do przytulania. Jak widać nie przeszkadzało mu tu. Nawet po moim przebudzeniu nie ruszył się.
- Która godzina? - Spytałam zaspana.
- Około osiemnastej. - Powiedziała mama.
- Będę się już zbierać. - Powiedział Lou i pomału wstał z łóżka.
- Możesz zostać, nie ma problemu! - Zaprotestowała mama.
- Dziękuję bardzo ale muszę jeszcze jechać na komisariat. - Odparł chowając pistolet.
Również wstałam i poszłam z nim do drzwi. Mama poszła do salonu. Mogliśmy się w spokoju pocałować na pożegnanie. Louis przytulił mnie mocno do siebie.
- Dziękuję za dzisiaj... - Wyszeptałam.
- To ja dziękuję. - Nie wypuszczał mnie z uścisku.
Było mi tak bardzo ciepło. Mogłabym tak z nim spać zawsze. Musiał już iść. Poszłam do kuchni i podeszłam do okna. Pomachałam mu na pożegnanie. Kiedy odjechał po drugiej stronie ulicy zobaczyłam mężczyznę ubranego na czarno, który się we mnie wpatrywał. Szybko odeszłam od okna. 
    Resztę wieczoru spędziłam z rodziną. Czułam, że musiałam przebywać z nimi więcej, że nie mogę zatracić tej więzi. Ciągle nie dawał mi spokoju to mężczyzna. Nie pisałam o tym do Lou, wiedziałam że mógłby rzucić wszystko i przyjechać. Nie powiedziałam nikomu. Wydawało mi się, że trochę dramatyzuję i starałam się po prostu o tym nie myśleć. Starałam się skoncentrować na mojej rodzinie, przyjaciołach, wspaniałym chłopaku oraz mojej nowej siostrze bliźniaczce...ale nie umiałam.

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 5

     Kiedy się rano obudziłam w domu już było słychać głośne rozmowy. Pokręciłam się trochę w łóżku i postanowiłam wstać.
Mama siedziała przy oknie w kuchni i rozmawiała z jakąś przyjaciółką przez telefon, to ona robiła najwięcej hałasu. Liam siedział przed telewizorem, a tata właśnie wychodził do pracy. Typowy sobotni dzień naszej rodziny. Jednak nie dla mnie. Ten dzień zapowiadał się dla mnie...wyjątkowo!
Około wpół do dwunastej wyszłam z Harrym do pobliskiej galerii do McDonald's.
- Na pewno Louis zabierze Cię na droższą kolację, a póki do masz tu tortille i się ciesz! - Wręczył mi ją z uśmiechem na twarzy.
- Och już nie przesadzaj...
Nie wiedziałam zbytnio co mu odpowiedzieć, sama nie widziałam gdzie mnie zabierze.
Po chodziliśmy trochę po sklepach i postanowiliśmy wrócić do domu. Po drodze Harry kupił świeżą gazetę. Nasz wzrok przykuł napis CZY TO SERYJNY MORDERCA?
Spojrzeliśmy na siebie ze strachem w oczach. Świeciło słońce, był środek dnia ale i tak dostaliśmy gęsiej skórki i przyśpieszyliśmy krok.
- Miłej randki.... - Powiedział cicho kiedy byliśmy już przed domem.
- Dziękuję. - Przytuliłam go mocno na pożegnanie i  poszłam się szykować.
     Miałam jeszcze z jakieś trzy godziny do jego przyjścia. Umyłam głowę i stanęłam przed szafą z jednym z największych dylematów w życiu każdej dziewczyny pt."W co ja mam się ubrać?" Moje włosy zdążyły już wyschnąć. Skręciłam je w kilka koków dla ładniejsze efektu. W końcu zdecydowałam się na sukienkę. Była ona na dość grubych ramiączkach, białka z dużymi czarnymi grochami. Stwierdziłam, że idę w balerinkach. Louis to nie jest facet przy którym musisz chodzić w szpilkach żeby mu trochę dorównywać. Na górę postanowiłam założyć lekki, czarny płaszczyk. Włosy zostawiłam rozpuszczone i potraktowałam je lekko lakierem.
- Jak ślicznotka... - Usłyszałam rozmarzony głos mojej mamy.
- Mogę tak iść? - Spytałam.
Stresowałam się, bardzo się stresowałam.
- Tak! Nie musisz wracać na noc...wiesz...
- Mamo! - Musiała i najlepsze, że w ogóle sobie nie żartowała.
"Nie musisz wracać na noc ". Ile dziewczyn by to chciało usłyszeć od swojej mamy. To chyba dla tego, że Louis pracuje w policji. Stawia go w świetle odpowiedzialnego faceta.
     Nagle serce mi stanęło. Dzwonek do drzwi. Mama zaczęło mnie poganiać, a ja się czułam jakbym miała dwie lewe nogi.
Chwyciłam za klamkę, otworzyłam drzwi i.... wow. Tylko to mi przychodziło na myśl. Wygląd bosko. Miał na sobie czarny garnitur i białą koszulę, a do tego muszkę.
- Proszę...wyglądasz prześlicznie. - Powiedział cichym miękkim głosem i wręczył mi bukiety czerwonych róż.
Moja mama od razu je przejęła i poszła je włożyć do wazonu. Ja wykorzystałam moment i szybko wyszłam. Nie chciało mi się słuchać ich komentarzy, wolałam już być z Lou.
- Gdzie mnie zabierasz? - Zapytałam, już nie mogłam wytrzymać z ciekawości.
- Na spacer, a później do mnie. - Uśmiechnął się do mnie.
Od razu odwzajemniłam uśmiech. Nagle poczułam jak niepewnie dotyka moją rękę swoją. Spojrzałam na niego, a on na mnie. To jest ten moment kiedy masz nogi z waty. Przysunęłam się lekko do niego. Lewą rękę ułożył na moich plecach, dosyć nisko ale nie zwracałam na to uwagi, prawa natomiast na szyi. Zbliżył swoje usta do moich. Zamknęłam oczy. Pocałował mnie. Jak w tych wszystkich romansidłach, w świetle latarni, a gdzieś w tle zachodzące już słońce. To był cudowny moment. Nagle odsunął się lekko. Patrzeliśmy sobie w oczy.
- To trochę śmieszne. Praktycznie Cię nie znam...ale chyba Cię kocham.... - Powiedział szeptem.
- To dobrze, bo ja chyba Ciebie też. - Tym razem ja wykonałam pierwszy ruch. Nasze usta znowu się złączyły.
Czułam się tak bezpieczna w jego ramionach.
    To był najlepszy spacer w moim życiu. Szliśmy ze splecionymi rękami. Rozmawialiśmy o wszystkim, ulubionej muzyce, filmie. Ciągle żartował i się wygłupiał. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej pewna swojego wyznania.
W końcu musiało się to stać. Temat pt."Mój pierwszy raz"... Moją mina posmutniała i odwróciłam wzrok.
- Lou...Ja jeszcze...no wiesz...nigdy tego nie robiłam.
Na te słowa mocno mnie przytulił. Szczerze to nie spodziewałam się takiej reakcji.
- Hej... Nie chcę Cię do niczego zmuszać. To jest wyłącznie twoja decyzja.
Kocham go, po prostu go kocham. Nie wracał już do tego tematu, widział że nie chcę o tym gadać.
    Robiło się coraz chłodniej. Jeden silniejszy podmuch wiatru sprawił, że otrzęsłam się z zimna.
- Proszę bardzo księżniczko. - Powiedział i okrył mnie swoją marynarką.
Dałam mu buziaka w policzek. Teraz jemu było zimno, był w samej koszuli.
- Chodźmy już do Ciebie, robi się coraz zimnej. - Stwierdziłam i poszliśmy w kierunku jego domu.
Zastanawiałam się gdzie będzie Zayn i Lily, przecież to nie tylko dom Lou.
- Lubisz musicale? - Spytał z dużym uśmiechem na twarzy.
- Tak ale piesze nie Greace! Widziałam to już tyle razy...
- Okay...hmm? Może... The Rocky Horror Picture Show?
- Tak!
Uwielbiam ten musical. Jest inny, chyba nigdy mi się nie znudzi.
Przyśpieszyliśmy krok i pięć minut później wchodziliśmy już do budynku. Przed drzwiami do ich mieszkania Louis dał mi znak że mam być cicho. Zdziwiło mnie to trochę. Okazało się, że drzwi są otwarte, a ze środka słychać głosy. Weszliśmy na palcach. W całym mieszkaniu było ciemno. Louis szedł pierwszy i trzymał mnie mocno za rękę. Staliśmy przed drzwiami do salonu. Lou szybko zapalił światło. Kiedy to zrobił oboje stanęliśmy jak wryci. Odruchowo zrobiłam wielkie oczy i otworzyłam usta ze zdziwienia. Na rozłożonej kanapie leżeli Lily i Niall i bieliźnie. Lily w białej, a Niall w żółtych bokserkach, było to o tyle dziwne, że przed chwilą rozmawiałam z Lou o Rocky Horror".
- Lily?!
- Louis!
- Niall?
- Rachel!!!
To było na prawdę dziwne. "Janet" i "Rocky" szybko się poderwali z kanapy i zaczęli ubierać...chwila! Z tego interesującego dialogu wynika, że jestem dr. Frankiem?! A tam mniejsza z tym....
- Wynoś się! - Louis warknął do Nialla.
Próbowałam jakoś uspokoić Lou ale się nie dało. Samo jego spojrzenie wystarczyło żeby Niall wybiegł z mieszkania. Oczywiście od razu pobiegłam z nim. Dogoniłam go przed budynkiem. Miał łzy w oczach, a jedna już spływała po policzku. Przytuliłam go mocno do siebie.
- Ja....
- Nic nie mów...
Nie miał się z czego tłumaczyć, a już na pewno nie mi. Cieszyłam się, że Lily odwzajemniała jego uczucia, cieszyłam się, że kogoś sobie znalazł. Szkoda, że nasze obydwie randki potoczyły się w ten sposób.
- Idź do niej, mną się nie przejmuj. - Powiedział i poszedł sobie.
Od razu pobiegłam z powrotem do mieszkania. Louis stał przy oknie i palił papierosa. Poszłam od razu do Lily. Siedziała na łóżku i płakała w poduszkę. Podeszłam do niej pomału. Kiedy na mnie spojrzała była cała we łzach. Przygarnęłam ją do siebie ramieniem. Nadal mnie dziwiło nasze zaskakujące podobieństwo ale wolałam się skupić na tym jak jej pomóc.
- Wszytko będzie dobrze... Idź wziąć prysznic i idź spać. Idę pogadać z tym idiotą. Chyba, że mam zostać z tobą? - Ten idiota to mój chłopaka ale to nie zmieniło faktu, że zachował się jak idiota.
- Nie dzięki, dam sobie radę. - Uśmiechnęła się do mnie i poszła do łazienki.
Szybko poszłam do kuchni. Stał cały czas z papierosem.
- Przepraszam...Lily przeproszę jutro, bo raczej mnie dzisiaj już nie chce widzieć, a tego blondaska kiedy indziej.
- A za co mnie przepraszasz? - Dobrze widziałam ale chciałam to od niego usłyszeć.
- Za to, że popsułem również naszą randkę, która była dla mnie bardzo ważna... - Wyrzucił papierosa i zbliżył się do mnie. Chciał mnie pocałować.
- Nie kotku.... capisz fajami... - Odepchnęłam go lekko na co się uśmiechnął.
Tak właściwie to wtedy uświadomiłam sobie, że przejmowała się Lily i martwił się o nią podczas gdy Zayna ciągle nie było.
- Pójdę już. - Zwróciłam się w kierunku drzwi.
- Oszalałaś! - Szybko zaprotestował.
- Złapię taksówkę..
- Nie ma mowy zostajesz! - Nie dawał za wygraną.
Przecież mógł mnie odwieść swoim autem. Właściwie to mama pozwoliła mi zostać. Nie protestowałam więcej. Poszliśmy do niego.
- Śpimy u mnie, gdyż kanapa jest jeszcze skażona, a u Zayna wolę nie spać bo dostanę solidny opieprz. Nie martw się będę przyzwoity. - Zaśmiał się na koniec, za co dostał pocisk z poduszki.
- Daj mi jakąś bluzkę i dresy...
Poszperał w szafce i rzucił mi ubrania. Poszłam do łazienki. Wykonałam wszystkie czynności i wróciłam do jego pokoju. Minęliśmy się w drzwiach i szturchnął mnie "lekko" ramieniem, tylko że każde z nas rozumie inaczej słowo lekko. Ja zachwiałam się i prawie wylądowałam na podłodze ale sama opanowałam całą sytuację. Musiało to trochę śmiesznie wyglądać, gdyż Louis hamował się aby nie roześmiać się za głośno. Po około 20 minutach oboje siedzieliśmy na łóżku.
- Dobranoc Rachel.
- Dobranoc...
Położyłam się bardzo blisko niego. Leżałam wtulona w jego klatkę piersiową, on mocno mnie objął jakby bał się, że ucieknę albo że ktoś mnie porwie. Nie wiem kiedy usnęłam ale było mi tak dobrze. Czułam się taka kochana.