wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 4

     Historia ciągnęła się niemiłosiernie długo. Wszyscy prawie usypiali. W jeszcze większą senność wprawiało nas stukanie deszczu w okna. Nauczyciel pisał coś na tablicy, a Harry pokazywał mi śmieszne zdjęcia w telefonie schowanym w piórniku.
Niall miał na sobie śliczny wełniany, nie za gruby sweter. Zawsze go zakładał kiedy miał być ważny dzień, szedł do Lily więc to powinno wystarczyć. Byłam ciekawa czy dla niego Louis będzie też miły.
    Po ostatniej lekcji w trójkę poszliśmy do szafek. Mieliśmy duże szczęście, gdyż znajdowały się obok siebie. Ja z Harrym miałam jedną na spółkę. Dużo uczniów, mało szafek...
Wyjęłam ostrożnie swoje skrzypce, a Niall ostatni raz obejrzał się w lusterku.
Moje lekcje odbywały się na tej samej ulicy gdzie jest szkoła. Jako pierwsza od łączyłam się od chłopaków. Zapewne Niall nawijał całą drogę jak stresuje się przed spotkaniem z Lily. Biedny Harry.
Weszłam do domu gdzie Pani Gilbert już na mnie czekała. Jak zawsze siedziała w swoim fotelu i piła herbatę. Miała około 50 lat ale figury to niejedna mogła jej pozazdrościć. Była bardzo miłą kobietą zawsze sobie żartowałyśmy i rozmawiałyśmy tak...na luzie.
- Co się dzieje? - Spytała kiedy zrobiłyśmy przerwę.
- Nic... - Odparłam.
- Moja rodzina pochodzi z Nowego Orleanu. I moja babka umiała wyczuć kiedy ktoś kłamie i ja też to potrafię. - Odrzekła. Uwielbiałam kiedy mówiła mi o tym mieście, te wszystkie legendy coś niesamowitego ale wtedy...
- No bo...
- Chłopak? - Spytała bardzo pewnie. Nie wiem po co zastosowała tam pytanie skoro bardzo dobrze o tym widziała.
- Właściwie to już mężczyzna... - Powiedziałam po cichu.
- Ile ma lat? - Ciągnęła temat.
- Nie wiem. Pracuje w policji. Jest młody no ale...
- Przed trzydziestką?
- Obstawiam 25 lat, a ja mam...prawie 18.... - Stwierdziłam lekko przygnębiona.
- Nie jest źle. Mój świętej pamięci mąż był ode mnie o 8 lat straszy. A ty zmykaj do domu i odpocznij bo nic z Ciebie dzisiaj nie będzie! - Zażartowała lekko na koniec.
Pożegnałyśmy się i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Nagle dostałam sms-a.
Od: Payno
Przynieś mi jakieś jedzenie do szpitala. Błagam!
Do: Payno
Już się robi!
Och biedy Liam. Szybko weszłam do jakiegoś baru i zamówiłam coś ciepłego na wynos. Droga do szpitala zajęła mi jakieś 15 minut autobusem. Kiedy weszłam do środka poczułam przypływ ogromnej fali ciepła. Do windy była kolejka więc stwierdziłam, że pójdę po schodach. Oddział chirurgii był na piętrze więc nie tak źle. Od pielęgniarki dowiedziałam się gdzie znajdę mojego brat. Siedział on w małym pokoiku przeznaczonym dla stażystów. Przyszłam idealnie, gdyż przed chwilą zaczęła mu się przerwa.
- Wiesz, że jesteś cudowna! - Oznajmił kiedy weszłam do pokoiku. Uśmiechnęłam się tylko na to stworzenie i podałam bratu jedzenie.
Miło spędziłam z nim przerwę i zbierałam się już do wyjścia. Nagle myślałam, że zaraz stracę grunt pod nogami. Louis. Okazało się, że również mnie zauważył i od razu ruszył w naszą stronę.
- Hej. - Powiedział miękko. Jego głos...och...
- Część. - Uśmiechnęłam się do niego.
- Liam Payne. Brat Rachel. - Wtrącił się Liam. Mój kochany, czasami nadopiekuńczy braciszek.
- Louis Tomlinson. Wydział zabójstw, szukam prosektorium. - Mówiąc to ukazał nam swoją odznakę. 
- Yyy... jak by ci to wytłumaczyć... - Zaczął lekko speszony Liam.
- Chodź zaprowadzę Cię! - Stwierdziłam.
Szybko pożegnałam się z bratem i pomaszerowałam z Lou. Dobrze widziałam gdzie jest prosektorium. Jak byłam młodsza leżałam na chirurgii i zachciało mi się spacerku no i zabłądziłam tak trochę i doszłam do prosektorium.
- Chodzi o to morderstwo? - Spytałam po cichu.
- Mhm... masz bardzo opiekuńczego brata. - Stwierdził z uśmiechem na twarzy.
- Jak się czuje Lily?
- Lepiej. Ten Nill u niej chyba jeszcze siedzi.
- Niall. - Poprawiłam go. Ludzie często przekręcali jego imię.
Nie pytałam się o to całe śledztwo i tak by nie mógłby mi nic powiedzieć. Nie widzieć czemu pewna część mnie bardzo się cieszyła z tego spotkania. - To tutaj. - Oznajmiłam kiedy zatrzymaliśmy się przed dość dużymi drzwiami.
- Możesz za mną poczekać to nie potrwa za długo, a ja Cię później odwiozę. - Powiedział.
Wyglądał tak uroczo. Był wtedy taki nieśmiały, co było strasznie urocze. Miał lekko spuszczoną głowę i lekki, wręcz niezauważalny uśmiech.
- Jane. - Na te słowa na jego twarzy pojawił się pewny uśmiech. Usiadłam się na krześle, a Louis poszedł do prosektorium. Właściwie to wtedy dotarło do mnie, że jest w pracy, a ja mu mogę trochę przeszkadzać, no ale z drugiej strony sam zaproponował.
    Posiedziałam tak z około 20 minut kiedy na korytarzu pojawił się Louis.
- Nie wiem jak można pracować w takim miejscu... - Wyszeptał i szybkim krokiem poszliśmy do wyjścia.
Zaparkował na tyłach szpital więc mieliśmy kawałek drogi do przejścia. Na dworze zrobiło się ponuro i bardzo zimno, nawet w płaszczu było mi strasznie zimno. Zauważył to. Objął mnie lekko ramieniem. Czułam, że nie był pewny czy może sobie pozwolić na ten ruch. Mógł. Przysunęłam się bliżej, a on objął mnie mocniej. W końcu doszliśmy do jego auta. Louis otworzył mi drzwi i szybkim krokiem podszedł do drzwi kierowcy. Kiedy już zajął swoje miejsce włączył ogrzewanie i radio.
-Słuchaj...nie wychodź teraz sama z domu jak się robi ciemno... - Powiedział nagle.
-Myślisz, że to seryjny morderca?
-Zabił raz, co to dla niego różnica czy zabije znowu? - Odrzekł. Jego głos i wyraz twarzy nagle się zmienił. Stał się bardzo poważny, chłodny i opanowany.
-Może to było zabójstwo w afekcie? - Spytałam cicho.
-Nie jest...
-Skąd wiesz? - Byłam w niego wpatrzona, a on w drogę. Wiedziałam, że coś sobie przypomina. Coś złego.
-7 lat temu... miałem dziewczynę. Była cudowna. Kochałem ją nad życie. Pewnego wieczoru postanowiłem ją odwiedzić w jej małym mieszkaniu, które wynajmowała niedaleko uczelni. Kiedy miałem zapukać...jej drzwi były już otwarte i była na nich ślady krwi. Wszedłem do środka, starałem się niczego nie dotykać. Leżała na kanapie... z nożem wbitym w serce. Oglądała wtedy jakieś romansidło. Ona po prostu tam leżała w krwi....ona była cała w krwi, tam była tylko krew Rachel! -Szybko zjechał na pobocze. Wyszedł i głośno zatrzasnął drzwi.
Pobiegłam od razu zanim. Stanął przy drzewie, a po jego policzku spływały łzy. Był wściekły. Podeszłam wolno i lekko go przytuliłam, odwzajemnił to.
-Przepraszam... -Wyszeptał.
Poczułam jak jego łza spłynęła na moja skroń. Przytuliłam go jeszcze mocniej.
-Nie masz za co... Sądzisz, że?
-Tak. To morderstwo było identyczne. -Teraz patrzył mi prosto w oczy.
***
   Razem z tatą oglądałam jakiś western. To znaczy on oglądał ja pisałam z Harrym, powiedzmy tak, siedzieliśmy na jednej kanapie w tym samym pokoju. Liam brał prysznic, a mama szykowała kolację. Ciągle myślałam o Lou. Wzięłam sobie do serca jego słowa i postanowiłam nie wychodzić nigdzie jak się zaczynało robić ciemno.
- No to mów! - Powiedziała nagle mamy, kiedy siedzieliśmy już razem przy kolacji.
- Ale o czym? - Spytałam lekko zdziwiona.
- No o tym całym Lou! Liam mi szepnął już co nieco.
- Jestem ciekawa co?! - Przeniosłam swoje gniewne spojrzenia na brata, który jakby nigdy nic jadł sobie sałatkę.
- To tylko kolega. - Odpowiedziałam mamie. 
Jej mina była typu: Jasne kolega, ja już swoje wiem. Czułam, że na moich policzkach pojawiły się małe rumieńce co czyniło tą chwilę bardziej niezręczną.
Po kolacji poszłam wziąć prysznic. Kiedy wróciłam do pokoju na moim telefonie było kilka nowych powiadomień. Dwa z Twittera, 4 z Facebook, czyli ktoś mnie odznaczył na zdjęciu, sms od nialla, wiadomość na Facebooku od Hazzy i jeden sms od numeru nieznanego. Najpierw usunęła powiadomienia z portali, a następnie odpisałam chłopakom. Czas na tajemniczą wiadomość.

Od: Numer Nieznany
Hej. Co u Ciebie? /Louis

Zarumieniłam się nie wiedzieć czemu. Musiał mieć mój numer od Lily, bo od kogo innego. Szybko zapisałam numer.

Do: Louis
Hej. Nudy...leżę sobie. Nie martw się jestem bezpieczna :*

Czemu ja tam dałam całusa? Jestem po prostu głupia.

Od: Louis
To dobrze. Co robisz jutro wieczorem? ;)

Nie powiem, zaskoczyło mnie to pytanie. Dobrze, że nie było Liama w pokoju, bo by padło pytanie "Czego się szczerzysz do tego telefonu? "

Do: Louis
Brak planów Panie władzo :D

Od: Louis
Śmieszne... Bądź gotowa na 17:00, ubierz się ciepło.

Do: Louis
Dobrze ;)

Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co się stało. Umówiłam się z Louisem. Czemu? No ale z drogiej strony...pewna część mnie pragnęła tego.
   Wyciszyłam telefon i odłożyłam go na szafkę nocna. Przykryłam się po szyję kołdra i zasnęłam z wielkim uśmiechem na twarzy.

czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 3

     Tak. Jesień zaczęła się na dobre.  Wzięłam kalosze na drogę, a lekkie buty wepchnęłam do plecaka.          
Na schodach czekał już Harry. Jego mina była chłodna i posępna. Kiedy na mnie spojrzał w jego oczach było coś dziwnego. W pewnym rodzaju ironia i żal o coś,  prawdopodobnie do mnie.
     Szliśmy w ciszy. Ja ze spuszczoną głową. On z wzrokiem wpatrzonym przed siebie.
Nagle obydwoje spostrzegliśmy Niallera.
- Co tam? Co macie takie miny? -Spytał blondasek.
Strasznie się cieszyłam, że szedł na środku.
- Nic... zapytaj się naszej przyjaciółki. -Powiedział Harry.
- Yyy... okay... Nie wiem o co poszło i wolę nie widzieć... - Stwierdził Niall.
Całą drogę do szkoły szliśmy w milczeniu. W szkole lepiej nie było. Harry praktycznie się do mnie nie odzywał co było na prawdę dołujące. Jejku nic się nie stało!  On mnie tylko odprowadził do domu, a ten buziak to.... nie ważne. 
   W końcu nasze lekcje się skończyły. Z jednej strony czułam się dziwnie, Harry wydawał mi się być zazdrosny o Loui'ego ale ja go przecież nawet nie znam. No ale z drugiej strony cieszyłam się, że idę do Lily, a w duchu miałam małą nadzieję, że będę miała okazję po przebywać sam na sam z panem tajemniczym.  Nigdy wcześniej się tak dziwnie nie czułam....tak rozdarta.  
      Na miejscu zadzwoniłam na domofon mieszkania nr.2. 
- Słucham? - Usłyszałam w słuchawce znany mi już głos. 
- To ja Rachel.-Odpowiedziałam. 
Nic nie odpowiedział. Rozłączył się i otworzył mi drzwi. Wchodząc do mieszkania nie zapukałam tylko od razu weszłam, miałam nadzieję, że nie będzie zły. Od razy po wejściu do mieszkania poszłam do kuchni gdzie zostałam Louis. Szykował herbatę. Wyglądał na lekko zaspanego, a ubrany był w luźne spodnie dresowe i luźną, wyglądającą na starą bluzkę. 
- Hej. - Oj tak, po głosie było słychać, że przed chwilą wstał. 
- Hej...obudziłam Cię? -Spytałam delikatnie i usiadłam się tam gdzie ostatnio. 
- Mhm...byłem po nocnej zmianie i odsypiałem. - Mówiąc to podał mi kubek herbaty.
- Dziękuję i przepraszam. 
- Proszę i nic się nie stało, a i nie słodziłem. - Uśmiechnął się do mnie ciepło. 
Nagle skierował się do wyjścia z kuchni. 
- Gdzie idziesz? -Spytałam, lubiłam z nim przebywać. 
- Po Lily, chyba się zdrzemnęła, no w końcu to do niej przyszłaś. - Powiedział chłopak i wyszedł z kuchni. 
No tak do Lily... pomyślałam. Nie rozumiałam o co chodzi mojemu przyjacielowi, Louis to na prawdę miły gość. 
     Do kuchni wparowała Lily, niestety już bez Lou.
- Hejcia... sorry, że czytałaś ale usnęło mi się... mam nadzieję, że Cię nie zanudził. - Powiedziała radośnie i rozłożyła na stoliku swoje zeszyty. 
- Hej...Nie, nie zanudził. - Odpowiedziałm i również wyciągnęłam swoje zeszyty. 
Przez cały czas liczyłam, że wyjdzie do kuchni chociaż na chwilę. Kiedy Lily przepisywała zadania ja wpatrywałam się w kubek z herbatą przyrządzoną przez niego. 
- Hej młoda, Lou u siebie? - Do kuchni wszedł chłopak gdzieś w wieku Liama. 
- Hej brat. Tak, a to jest Rachel.- Przedstawiła mnie koleżanka. 
- Miło mi, Zayn. - Chłopak poszedł do mnie i podał mi rękę. Wymieniliśmy się szybkim uściskiem dłoni i Zayn pobiegł do Lou. 
Lily i Zayn w ogóle nie byli do siebie podobni.No może prócz tego, że oboje byli szczupli. Nigdy bym nie pomyślała, że mogą być rodzeństwem. 
Podczas mojej wizyty u Lily, Zayn kilkukrotnie przewijał się przez kuchnię. Zawsze sam. Zamiast skupić się na wytłumaczeniu Lily dzisiejszych lekcji myślałam o nim...
      Nasze spotkania dobiegło końca, a Louis pewnie odsypiał. Szczęście, że nie padał deszcz, bo nie miał by kto do mnie z parasolem przybiec. 
Droga minęła mi w ciszy i dość szybko. Dom był pusty jak za zwyczaj o tej porze. Usiadłam się w salonie i wzięłam dzisiejsza gazeta, którą zapomniałam rano przeczytać. Moja uwagę od razu przykuł wielki napis TAJEMNICZE MORDERSTWO. 
Uważnie przeczytałam ten reportaż. Nie były w nim zbyt wiele informacji. Policja nie może zdradzić więcej informacji i to nie jest seryjny morderca...jak na razie. Od razy pomyślałam o Tomlinsonie ale z drogiej strony głupio tak się pytać, właściwie się nawet nie znaliśmy. Nagle poczułam wibracje w telefonie. Sms.

Od:Mama
Jesteśmy w drodze powrotnej. Zrób coś do jedzenia :)

Do:Mama
Jasne :D

Szybko było coś wymyślić. Coś prostego i smacznego. Dobrze radziłam sobie w kuchni i od razu wpadł mi jakiś pomysł do głowy. Postanowiłam usmażyć bliny ziemniaczane. Poprzynosiłam sobie wszystkie składniki i zabrałam się do roboty. Pomyślałam, że dobrze by było mieć do tego jakaś sałatkę, więc gdy trzy bliny się smażyły ja wzięłam się za mycie sałaty. W pewnej chwili usłyszałam Don't - Ed Sheeran. Ooo! Uwielbiam tą piosenkę i Ed'a. Kiedy była połowa pierwszej zwrotki uświadomiłam sobie, że to mój telefon. Pośpiesznie odebrałam. 
- Halo? - Spytałam obierając liście sałaty. 
- Znowu się za słuchałaś?! - Usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. Harry? Nie sądziłam, że do mnie zadzwoni. 
- Oj przecież mnie znasz! - Próbowałam zażartować.
- Mogę do Ciebie przyjść? - Zdziwiło mnie jego pytanie i jednocześnie bardzo uszczęśliwiło.
- Jasne! 
Harry się rozłączył. Za jakieś pięć minut powinien przyjść. Poczułam dziwny zapach. Szybko przeniosłam wzrok na patelnię. Blin mi się przypiekł i to tak za bardzo! Wyjęłam go z patelni i wrzuciłam do kosza. Obejrzałam dokładnie jego pozostałych kolegów, na szczęście nic im się nie stało. Od razy dołożyłam kolejnego na patelnię. 
- Co tak śmierdzi? - Harry stał już w drzwiach od kuchni. 
- Yyy blin...Nie ważne... - Wyjąkałam i uchyliłam okno. 
Harry usiadł się na przeciwko mnie, a ja dałam mu ogórki do pokrojenia. Wolałam nie spuszczać z oczu blin.
Kiedy skończył swoje zadanie postanowił zrobić nam herbatę. Herbata... Od razu pomyślałam o nim.Wiem, że to chore! Harry od razu wiedział jaką herbatę lubię. Było to na prawdę miłe. Praktycznie się nie odzywał ale był, to najważniejsze. W pewnej chwili obuje usłyszeliśmy dźwięk przychodzącego sms-a.
-Sprawdzę... no chyba, że... -Zaczął Harry.
-Leży na tamtej szafce. -Odparłam z uśmiechem.
Odblokował telefon i przeczytał mi treść wiadomości. Była od Liam'a dowiedziałam się, że będzie za jakiś kwadrans, a mama z tatą przyjadą dopiero wieczorem.
-Zjesz z nami? -Spytałam z dużym uśmiechem na twarzy.
-Nie chcę przeszkadzać...
-Ty nigdy nie przeszkadzasz! -Odparłam i mocno go przytuliłam.
Od razu odwzajemnił. Poczułam ulgę. Nigdy nie lubiłam się przytulać ani rozczulać. Harry był wyjątkiem mogłam siedzieć wtulona w niego cały dzień. Szybko przygotowaliśmy stół do posiłku, a Liam przyszedł jak skończyliśmy. Poszedł jeszcze do łazienki i razem usiedliśmy do stołu.
Widać, że Liam miał ciężki dzień. Był bardzo zmęczony. Co po chwile pocierał czoło i przecierał zmęczone oczy.
-Idź się połóż, odpocznij trochę. -Stwierdziłam wkładając naczynia do zmywarki.
-Ciężki dzień po prostu... nie martw się. -Uśmiechnął się do mnie na pocieszenie.
Jednak za jakieś pięć minut spał już na kanapie. Razem z Harrym rozłożyliśmy się na moim łóżku. Oglądaliśmy nasze stare zdjęcia i staraliśmy nie śmiać się za głośno żeby nie obudzić Liam'a. Hazza będzie cudownym chłopakiem, a w przyszłości ojcem. Był zawsze taki opiekuńczy i troskliwy.
-Przepraszam.... -Wyszeptał.
Nic nie odpowiedziałam tylko się znowu przytuliłam.
-Po prostu... nigdy nie interesowałaś się tak bardzo chłopakami, a jak już to w twoim wieku... byłem zazdrosny... -Powiedział to jeszcze ciszej niż przedtem.
-Nie interesuję się nim...każde z nas kiedyś się zakocha ale obiecajmy sobie jedno. Bez względu na wszystko zawsze będzie przyjaciółmi, zawsze będziemy sobie pomagać i zawsze będzie mogli na siebie liczyć. -Oświadczyłam.
-Zawsze... -Mówiąc objął mnie tak mocno jak tylko potrafił.

środa, 12 listopada 2014

Rozdział 2

      Kiedy obudziłam się następnego dnia pogoda była zupełnie odmienna od tej ze zeszłego dnia. Mimo iż jesień trwała od około dwóch tygodni,  to pogoda w Londynie nigdy nie przestaje zaskakiwać. Kilka dni było na prawdę przyjemnych.
Deszcz niemiłosiernie stukał w okna mojego pokoju. Leniwie podniosłam telefon z szafki koło łóżka. 5:30! Wzdechnełam na cały pokój. Rodzice byli od dwóch dni w Wolverhampton u rodziny i mieli tam zostać jeszcze kolejne dwa dni. W domu, prócz mnie był mój straszy brat Liam. Mój wzór do naśladowania,  od dziecka był dla mnie kimś w rodzaju jakiegoś Supermana. Zawsze kiedy była paskudna pogoda wieczorami siadaliśmy w dwójkę przed telewizorem i oglądaliśmy jakieś filmy na kasetach. Dzięki niemu obejrzałam chyba porawie wszystkie ekranizacje słynnego bohatera, ukrywających swą twarz pod maską nietoperza, nazywanego przez wszystkich: BATMAN.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki na korytarzu.Osoba przechadzająca się po korytarzu wleciała w szafkę przed wejściem do mojego pokoju. Od razu się odwróciłam w stronę drzwi. Zobaczyłam tam Liam przeklinającego po cichu.
-Ty nic nie słyszałaś! -Powiedział kiedy zorientował się, że na niego patrzę.
-Jak zawsze braciszku. -Zaśmiałam się lekko.
Nie zdążyłam się podnieść, a mój braciszek siedział już przede mną na łóżku.
-Czemu nie śpisz? -Spytał i jednak położył się koło mnie, a ja mogłam się w niego wtulić.
-Nie mogę spać... -Wyszeptałam.
-Nie chce mi się iść dzisiaj na praktyki ale wiem, że muszę ugh.... -Rozżalił się Payno.
-Biedactwo.... -Powiedziałam sarkastycznie, na co mnie tylko szturchnął.
Poleżeliśmy tak do 6:30, a potem każde z nas zaczęło się szykować.
Liam wyszedł z domu wcześniej ode mnie, ja miałam jeszcze chwilę dla siebie.  Kiedy siedziałam przy oknie w kuchni patrzyłam jak ludzie przewijają się przez moją ulice, jak spieszą się do pracy i jak turyści zachwycają się słynną londyńską ulicą. Byłam zdziwiona,  że chce im się zwiedzać w tak paskudną pogodę.
     Około 7:20 wyszłam z mieszkania. Na klatce schodowej czekał już na mnie Harry. W ręku miał duży czarny parasol. Miał go od jakiegoś czasu i strasznie mi się podobał, a po za tym bez problemu się pod nim mieściliśmy.
- Hej ksieżniczko! - Przytulił mnie chłopak co od razu odwzajemniłam.
- Przed chwilą napisał do mnie Niall. Nie idzie z nami bo szedł wcześniej coś poprawić, a i Lily do mnie napisała, na Facebooku, że też rano z nami nie idzie. - Zdałam relacje Stylesowi no co on powiedział tylko okay.
     Chodniki były całe w kalużach i oczywiście zapomniałam wziąć kaloszy na drogę. Szczęście, że mi buty chociaż nie przemokły. Mimo oktopnej pogody droga minęła nam całkiem przyjemnie.  Cały czas się śmialiśmy z byle czego.
Kiedy doszliśmy do szkoły, prawie równo z nami podjechał samochód. Ten sam do którego wsiadała Lily. Ku naszemu zaskoczeniu z auta nie wyszła Lily lecz nijaki Louis. Co jeszcze dziwniejsze szedł w naszym kierunku. Razem z Harrym wymieniliśmy zdziwione spojrzenia.
-Rachel? -Zapytał mnie chłopak.
-Tak... -Odpowiedziałam niepewnie.
-Lily dzisiaj nie będzie w szkole. Mogłabyś jej dzisiaj przynieść lekcje? -Na koniec się uśmiechnął do mnie, na co Harry zareagował dość surową miną.
- Jasne. Przyjechaleś tutaj żeby mi to powiedzieć Lily mogła napisać. - Stwierdziłam nadal będąc zdziwiona.
- Jechałem akurat na służbę i Cię...Was zobaczyłem. - Odpowiedział. Poprawił się,  gdyż mina lokowatego była typu I Wanna Kill You.
- Służbę... - Prychnął Harry.
- Pracuje w policji...na wydziale zabójstw najprościej ujmując. - Powiedział z lekką arogancja w głosie i oddalił się do swojego samochodu. Po chwili już znikał z szkolnego parkingu.
Nawet tego nie skomentowalismy. Od razy poszliśmy pod sale gdzie mieliśmy mieć pierwszą lekcję. Czekał już tam na nas blondasek. Cały uśmiechnięty i emanujący  dobrą energią. Jego całą radość zniknęła kiedy powiedzieliśmy mu, że Lily jest chora i nie przyjdzie dzisiaj do szkoły.  Biedactwo. On na prawdę się zakochał.

***

   Po szkole chłopaki poszli do parku, a ja od razu do Lily. Cały czas nie dawało mi spokju to,  że byłyśmy tak do siebie podobne. W pewnej chwili dostałam sms-a

Od: Payno
Właśnie uczestniczyłem pierwszy raz w przeprowadzaniu sekcji zwłok :)

Nic na to nie odpisałam, nie miałam pojęcia jak to skomentować. Po chwili zorientowałam się, że jestem już koło domu Lily.
Zadzwoniłam raz, drógi i nikt nie odpowiadał. Nagle dostałam sms-a.Był on od Lily, napisała że jest u lekarza i będzie za jakieś 15-20 minut i że mój numer ma od Nialla. Jejku!  Jaki synchron jakby wiedziała,  że stoję pod jej domen. Zapisałam sobie jej numer i usiadłam się na schody przed wejściem.  Stwierdziłam, że nie opłaca mi się nigdzie iść. Po jakichś 5 minutach czekania na ulicy zaparkował dobrze mi już znany czarny samochód.
- Znowu On.....- Wyszeptałam sama do siebie.
Chłopaka wysiadł z auta, a w ręku miał torbę z zakupami. Minął mnie obojętnie, otworzył drzwi i wszedł do środka. Siedziałam na tych schodach z miną typu Czy coś mnie ominęło?
- Wejdziesz sama czy mam księżniczkę wnieść? ! -Zapytał nie miło.
- Nie chciałam się wpraszać.... - Powiedział nie pewnie.
Przewrócił tylko oczami, a ja weszłam za nim.
Kiedy weszłam do środka przeżyłam lekki szok. Ich mieszkaniem było z piętrem. Było o wiele większe od naszego mimo iż nasze małe też nie było.
- Rozgość się. Za chwilę powinna wrócić. - Rzucił.
Siedzieliśmy w kuchni, a on rozpakowywał zakupy. Patrzyłam w okno ale czułam jak co po chwilę na mnie zerka. Nagle usiadł się naprzeciwko mnie i podał mi kubek herbaty. Nawet nie zauważyłam kiedy ją zrobił.  Uśmiechnęłam się lekko do niego i wzięłam łyk herbaty.
- Uuuu fuj...! - Odłożyłam szybko kubek na bok.
- Co ci?
- Nie słodzę, a ty tu chyba całą cukiernicze wsypałeś! - Wyjaśniłam.
- Dwie łyżeczki.... - Powiedział, patrząc na mnie zdziwiony.
-Na jedno wychodzi!  -Odparłam.
-Lily tyle słodzi...czyli jednak coś was różni. - Powiedział to tak oczywiście, że aż bezczelnie.  Wziął mój kubek, a podsunął mi swój.
- Dzięki... aż tak to widać? - Spytałam. Mówiąc to spojrzałam w jego oczy. Były piękne.... Ten błękit, nigdy takich nie widziałam.
- Żartujesz? Jesteście wręcz identyczne! Tylko, że ty masz kobiece kształty w przeciwieństwie do Lily.- Powiedział przy czym lekko się zaśmiał co było bardzo urocze.
Nagle Louis wyciągnął z tylnej kieszeni lekko pogniecioną już paczkę papierosów.
-Umm nie będzie ci to przeszkadzać? -Spytał kiedy już miał jednego w ustach i szukał po kieszeniach zapalniczki.
-Skoro musisz... -Powiedziałam, po czym westchnęłam.
Chłopak nagle wstał i otworzył swoją połówkę okna, przysunął krzesło, lekko się wychylił i dopiero wtedy zapalił. Pomyślałam, że było to bardzo miłe z jego strony.
-Właściwie to fajnie, że przyszłaś wcześniej. -Zaskoczył mnie swoim stwierdzeniem.
-Czemu? -Zapytała nie ukrywając swojego zdziwienia.
-Wiesz Zayn jest ciągle na uczelni, studiuje prawo, wiesz starszy brat Lily, a z kolei ona....młodsza ode mnie i nie mamy wspólnych tematów. -Wytłumaczył, wypuszczając z ust kolejne obłoczki dymu.
-Nie chce cię smucić ale wiesz, że jesteśmy w tym samym wieku? -Spytałam bacznie obserwując chłopaka.
-Wiem ale wydajesz się bardziej....jakby to ująć....rozgarnięta i doroślejsze. -Uśmiechnął się do mnie ciepło co odruchowo odwzajemniłam. Louis był zupełnie inny w prywatnej rozmowie. Był taki... miły. Porozmawialiśmy sobie jeszcze chwilę na różne tematy. Nagle do kuchni weszła Lily. Dwa klony w jednym pokoju.
- Gdzie Zayn? -Spytał Lou, a jego ton głosu się automatycznie zmienił.
- Podwiózł mnie i pojechał gdzieś tam. - Odpowiedziała dziewczyna siadają obok mnie, a jej nos od kataru był już lekko zaczerwieniony.
- Pojechał??? Jak do jasnej cholery? On nie ma auta ani prawa jazdy! - Odrzekł, nie ukrywając swojego zdziwienia.
- A to nic ci nie mówił? - Spytała cicho dziewczyna.
- Idę do siebie... -Wymamrotał Lou,a dym papierosa rozniósł się po całym pokoju.
Szczerze to dziwnie się czułam sam na sam z dziewczyną, której praktycznie nie znam, a wyglądamy cóż... identycznie.
- Przepraszam Cię za tego pacana. - Powiedziała delikatnie. Uśmiechnęła się tylko do niej. Widać było, że ona i Louis nie przepadają za sobą.
    Lily przepisała lekcje, nie było tego zbyt dużo.  To co potrafiłam od razy jej tłumaczyłam. Jednak ciągle, nie widzieć czemu,  brakowało mi jego obecności. Dziwne uczucie.
Kiedy skończyłam swoją rolę jako nauczycielka pożegnała się z Lily. Przyjdzie dopiero w poniedziałek do szkoły,  czyli 2 dni wolnego i weekend. Trochę sobie odpocznie. Szczęściara. Zdeklarowałam się jej,  że na następny dzień dzień też do niej przyjdę z lekcjami ale w kolejny to Niall ją odwiedzi, gdyż ja mam lekcję gry na skrzypcach. Nawet nie musiałam się pytać blodaska czy będzie zainteresowany. Widziałam,  że nie przepuści takiej okazji.
      Kiedy byłam jakieś trzy domy za domem Lily zaczęło okropnie lać. Super nie mieć parasola w taką pogodę. Jednak Harry też potrafi być tym ogarniętym. Marzyłam,  żeby mi tu się zaraz pokazał ze swoim parasolem.
- Rachel!!! - Usłyszałam gdzieś za sobą. Widziałam,  że nie był to Hazza, jednakże kojarzyłam ten głos.
Gdy się odwróciłam w strugach deszczu ujrzałam biegnącego w moją stronę Lou... Z parasolem!
-Co ty wprawiasz? -Spytałam kiedy  był już koło mnie i rozłożył nade mną parasol.
- Papierosy mi się kończą, a po za tym chyba nie chcesz zmoknąć? - Stwierdził Louis.
- Mogłeś przyjść 2 minuty temu ale lepiej późno niż wcale. - Zazartowałam.
Nie mogłam uwierzyć, że to ten sam bezczelny i arogancki typ. Wow! Lily, Louis, co jeszcze?
Trochę dziwnie się czułam idąc z nim pod jednym parasolem. Co miałam zrobić?  W gruncie rzeczy Louis był całkiem dla mnie miły. Cały czas o czymś  rozmawialiśmy, cały czas podtrzymywał rozmowę. Zastanawiało mnie ile ma lat ale wolałam nie pisać nie chciałam zepsuć miłej atmosfery.
- Tutaj mieszkam. Jeszcze raz dziękuję. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie to chłopaka.
- Cała przyjemność po mojej stronie Rachel. - Powiedział spokojnie i ucałowam mnie delikatnie w policzek.
Na moich policzkach pojawiły się rumieńce, czułam to. Z lekkim uśmiechem na twarzy szybkim krokiem żeby nie zmoknąć, jeszcze bardziej,  weszłam do budynku. Kiedy weszłam do domu zaczęłam się uśmiechać sama to siebie. To było coś... uroczego. Już w tedy wiedziałam, że on i Lily namieszają jeszcze w moim życiu.

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 1

      Słońce miło przygrzewało kiedy szłam rano do szkoły. Uwielbiałam spacerować po Londynie, dlatego droga do szkoły sprawiała mi przyjemność. Patrzenie na zabieganych ludzi, obserwacja wszystkiego wokół była w pewnym sensie moim hobby albo naczytałam się za dużo Sherlocka Holmesa.
-Siemmaaaaa! -Usłyszałam krzyk i poczułam jak ktoś na mnie wskakuje. Ledwo co utrzymałam równowagę i nie wylądowałam na chodniku.
Moim oczom ukazał się chłopak w lekkich lokach.
-Harry ja cię kiedyś uduszę własnymi rękami z zimną krwią! -Wkurzyłam się lekko.
-Oj tam oj tam! Będziesz chciała zadanie z matmy! -Zażartował chłopak.
-Bo akurat masz.... -Skwitowałam i ruszyłam przed siebie. Harry od razu mnie dogonił i pomaszerowaliśmy do szkoły.
Był to codzienny widok. Nasz dwójka od lat chodząca w jednym kierunku.

      Nasza szkoła była dosyć stara. Pochodziła z XIX wieku, a jej pewna cześć była jeszcze drewniana. Trzeba przyznać, że miała ona swój unikatowy klimat. Jej drzwi były ogromne, a po oby stronach rozchodziły się arkady. Murowana część szkoły była wykonana z pięknej czerwonej cegły.
     W budynku krzątało się już pełno uczniów. Niektórzy z nich wykorzystywali ostatnie chwile na zrobienie zadania domowego, inni na uczenie się na sprawdzian, a jeszcze inny stwierdzali, że i tak nie zdążą więc po co się wysilać.
-Co mamy pierwsze? -Spytałam chwilowo zagubionego w akcji Harr'ego, zresztą jak przez większość jego życia.
-Godzinę Wychowawczą. -Powiedział radośnie.
W tej samej chwili nasze oczy odnalazły w tłumie blondasa, o imieniu Niall, przy którym była masa ludzi i się z czegoś śmiali na pół korytarza. Telepatycznie wyczuł nasze spojrzenie, pożegnał się z grupa znajomych i podbiegł do nas.
-Hejka ludzie! -Powiedział jak zawsze z uśmiechem na ustach i iskrą radości w oku. Od razu nas poprzytulał, co oznaczał, że miał dzisiaj na prawdę dobry nastrój. Zresztą cały dzień się zapowiadał na całkiem niezły.
-Okay chłopcy, zwijamy się na lekcję! -Zadecydowałam jak prawdziwy przywódca swojej watahy, a ona go posłusznie słuchała i zaczęliśmy się przeciskać przez korytarz aby dotrzeć do sali 32.

   Owa 32 znajdowała się na pierwszym piętrze. Dotarliśmy do niej idealnie równo z dzwonkiem i nauczycielem. Wychowawczyni należała do najmilszych i najbardziej lubianych nauczycieli szkoły.
Szybko zajęliśmy swoje stałe miejsca.
-Dzień dobry moi drodzy. -Powiedziała uprzejmie pani Forbes.
-Dzień dobry. -Powiedzieliśmy chórkiem.
-Zanim zaczniemy lekcję chcę wam kogoś przedstawić. To jest Lily Malik. -Powiedziała miło nauczycielka i wskazała na dziewczynę BARDZO podobną do mnie, która stała koło jej biurka, a której tak szczerze nie zauważyłam.
-Cześć Lily. -Powiedziałam cała klasa prócz mnie. Zadziwiło mnie to podobieństwo naszego wyglądu.
Nauczycielka wskazała jej wolne miejsce w ławce przed mną i lokowatym. Kiedy spojrzałam się na Nialla jego mina zmieniła się na minę Niall Podrywacz. Biedactwo. Dziewczyna nawet na niego nie spojrzał tylko od razu zajęła swoje miejsce. 
   Lekcja minęła nam w miłej atmosferze, zresztą jak zawsze. Przerażała nas jedynie myśl, że następna jest fizyka i ktoś będzie pytany, a po minach innych szło wydedukować, że też nie są przygotowani co oznaczało Pytanie Przechodnie, nie wiesz pytanie idzie dalej a ty masz minus, 5 minusów jedynka, 5 plusów piątka. Ogólnie podsumowując: MASAKRA! Nagle dzwonek rozniósł się po całej szkole, a cały korytarz wypełnił się po brzegi. 
-Hejj... -Doszedł do naszych uszu cichy głosik. Siedzieliśmy na murku od arkad, a tam jest zawsze największy hałas. Byliśmy już przyzwyczajeni, że jak rozmawiamy to czasem musimy do siebie krzyczeć.
-Hejka. -Odpowiedzieliśmy synchronicznie. Przed nami stała Lily. Wyglądała na lekko zestresowaną. 
-Wiecie gdzie jest sala 15? -Zapytała.
-Takkk wszystko ci wytłumaczę! -Zerwał się Niall. Czuł, że to jego 5 minut.
-Choć zaprowadzimy cię. -Zaproponowałam.
-Jejjuuu dziękuję.
-Jestem Harry, to jest Niall i nasza księżniczka Rachel. -Przedstawił nas Styles i ruszyliśmy do przodu. Niall miał minę jakby chciał mnie zabić na co dałam mu tylko buziaka w policzek i mu troszkę przeszło. Wiem, że wolałby buziaka od Lily no ale cóż....życie się mówi!
     Resztę przerwy rozmawialiśmy z Lily. Wydawała się na fajną dziewczynę, troszkę zamkniętą w sobie i nieśmiałą. Też tak miałam. Fajnie, że prócz wyglądu mamy jeszcze coś wspólnego z charakteru, chociaż nie powiem było to dla mnie trochę dziwne.
     Cud! Na fizyce nie było pytania, bo nauczyciel stwierdził, że się w takim tempie z materiałem nie wyrobi. Połowa klasy gapiła się przez okna albo w sufit, reszta nic nie rozumiała, a Niall fascynował się nową koleżanką. Nigdy nie widziałam go w takim....stanie. Chciał być męski, a zarazem uroczy. Ja z Harry próbowaliśmy coś zrozumieć z lekcji ale po 15 minutach się poddaliśmy i dołączyliśmy do ludzi gapiących się w otaczającą nas przestrzeń. Zsunęłam się lekko z krzesła i oparłam głowę na ramieniu Harr'ego. Zawsze mogłam na niego liczyć. Był po prostu kochany.
Nie wiadomo kiedy skończyła się lekcja, a do naszej klasy wleciała zmachana dyrektorka.
-Wasze kolejne zajęcia są odwołane idziecie do domu. Nie ma nauczycieli są na szkoleniach i nie ma kto z wami prowadzić zastępstw. Do widzenia. -Powiedziała szybko i ruszyła w dalszą drogę po szkole.  
W klasie zapanowała euforia. Wszyscy wylecieli tak szybko jak się tylko dało, tylko nasz trójka i Lily wyszliśmy na końcu.
-Gdzie mieszkasz? -Spytała nagle Niall, zakładając rękę na ramię Lily.
-Glentworth St. 34. -Odpowiedziała delikatnie dziewczyna.
-Jak fajnie mieszkamy stosunkowo niedaleko siebie ja mieszkam na Chagford St 12, a Harry i Rach na Baker St. -Blondasek kontynuował rozmowę .
-Jak Sherlock Holmes! -Zauważyła Lily.
-Ta i czasami mądruje się jak on! -Skierował na mnie swoje złe spojrzenia blondynek, na co się tylko uśmiechnęłam i rozpoczęliśmy naszą wędrówkę do domu.

Po drodze wstąpiliśmy do małej kawiarenki na kawę i ciastko. Było tam bardzo przytulnie i troszkę romantycznie, co od razu wykorzystał Niall. Zajęliśmy stolik na antresoli, było tam cudownie. Niall ciągle zagadywał Lily. Czasami wyglądało to troszkę śmiesznie, więc z lokowatym powstrzymywaliśmy się od śmiechu. Okazało się, że ja i Lily urodziłyśmy się tego samego dnia i, że dzieli nas tylko kilka godzin różnicy. To stawało się jeszcze bardziej dziwne. Wiem, że chłopacy też tak sądzili ale nie chcieli nic mówić.

    Kiedy z Balcombe St weszliśmy na Dorste Square podjechało do nas czarne, sportowe auto i zahamowało piskliwie. Na twarzy Lily pojawił się grymas i wywróciła oczami, a żadne z nas nie miało pojęcia o co chodzi. Nagle szyba od strony pasażera uchyliła się lekko.
-Wsiadaj. -Usłyszeliśmy głos z auta. Był on cudowny!
-A jeśli nie to co? -Zapytała arogancko Lily. Było w tym coś z mojego charakteru, jednakże ja powiedziałabym to jeszcze z większą obcesowością i ironią.
Nic nie usłyszeliśmy. Drzwi od strony pasażera otworzyły się, a z auta wyszedł młody(mega przystojny!) facet. Obstawiałam około 25 lat. Był lekko wyższy ode mnie, jednakże znacznie niższy od Harr'ego.
-Zayn kazał po Ciebie przyjechać. Zechciej łaskawie wejść, gdyż się śpieszę. -Chciał być spokojny i opanowany.
Nasz trójka stała jak wryta, nie mieliśmy pojęcia kim jest ten koleś, kim jest Zayn i co się tu właściwie  wyprawia!
-Okay...- Powiedziała posłusznie Lily.
Dziewczyna pożegnała się z nami i wsiadła z nim do auta. Były słychać tylko pisk opon i samochód znikł nam z przed oczu.

   W końcu z Harrym dotarliśmy na Baker St. Ulica gdzie nigdy nie brakowało turystów i dobrze zawsze się coś działo.
-Mów... -Wręcz wyszeptałam do przyjaciela.
-Ona jest wręcz identyczna.... -Sam nie wiedział co powiedzieć na ten temat, a ja nic nie odpowiedziałam.
Mieszkaliśmy w tej samej kamienicy, on na dole, ja na piętrze. Pożegnaliśmy się jak zawsze uściskiem i każde poszło do swojego mieszkania. Nie mogłam przestać myśleć o Lily. To podobieństwo, to wszystko co się stało, to za dużo, miałam przeczucie, że to dopiero początek.