środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 12

    Teraz już wiedzieliśmy o kogo chodzi. Zayn świetnie to z nim  rozegrał.... Ale nadal nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi.
- Zayn... Jeżeli chcesz o czymś pogadać to wal śmiało stary. - Zacząłem łagodnie.
Od jakichś 20 minut siedzieliśmy w całkowitym milczeniu siedzieliśmy we dwójkę w jego pokoju.
- Nie... Ja... Martwię się o Rachel i o Lily....
- Okay... To może inaczej... Co masz wspólnego z tym mężczyzną? Dlaczego chciał porwać Lily? - Tak bardzo nie chciałem żeby brzmiało to jak przesłuchanie, ale nie miałem wyboru!
- Louis... Pamiętasz Samanthe? - Spytał szeptem.
- No pewnie, przecież byliśmy razem...7 lat temu...
To właśnie ją znalazłem kiedyś martwą.
- Powiem to tylko dla dobra Lily i Rachel. Sam i ja mieliśmy romans kiedy była z Tobą. Wiem jestem najgorszym przyjacielem na całym świecie... Ja miałam wtedy problemy... Wkopałem się w bardzo złe towarzystwo... No i był tam taki James. Był dilerem i pracował z mafią... Miałem u niego duży dług... Dowiedział się, że jestem z Sam. Po jej śmierci dostałem od niego wiadomość: TO DOPIERO POCZĄTEK!....Rozumiesz.. Sam zginęła prze ze mnie!
Po jego policzku spłonęła jedna samotna łza. Siedział z głową opuszczoną i bał się mi spojrzeć w oczy. Ja... Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć.
- Zayn... Czemu mi wtedy nie powiedziałeś, że masz z nimi problemy?
- Louis przepraszam! Jeżeli coś się stanie Rachel ja sobie tego nie wybaczę...
Miałem mętlik w głowie. Szczerze, mało mnie juz obchodziło czy był z Sam czy nie. Trzeba było się zająć aktualnymi wydarzeniami, ochroną Lily i odbiciem Rach.
- Chłopaki... - W progu pokoju stanął Liam.
- Co jest? - Spytałem zaniepokojony.
- Ja nie mogę tak czekać... Znam ją. Ona jest silna ale może tego nie wytrzymać. - W jego głosie drżał niepokój, a w oczach miał strach.
- Wiem Liam... Zostań z Zaynem ja jadę po Lili i chłopaków do szkoły. -  Co dziennie ktoś z nas po nich jeździł.
***
      Kiedy się obudziłam śniadanie w pokoju już czekało. Nie miałam zamiaru go tknąć. Co to soku... Pragnienie było silniejsze. Wzięłam delikatne szklankę. Wysłałam troszkę do kwiatka i odczekałam kilka minut. Nic się nie wydarzyło. Powąchałam sok. Pachniał normalnie. Pomału wzięłam pierwszy łyk. Normalny sok pomarańczowy. Ze wstrętem przemykałam każdy kolejny łyk.
    W całym pokoju panowała przerażająca cisza. Czułam, że muszę iść do łazienki, ale się bałam. W końcu pomału otworzyłam drzwi pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu. Pusto. Z poprzedniego dnia wiem, że łazienka jest obok mojego pokoju.
Ostrożnie wyszłam na korytarz i szybko weszłam do łazienki.
Powiedziałam tam trochę i nasłuchiwałam czy nikt nie idzie. Szybko otworzyłam drzwi i w ostatniej chwili powstrzymałam się żeby nie krzyknąć.
- O wiedzę, że toaletę przed drogą mamy załatwioną. Idziemy! - Szarpnął moim ramieniem.
Był czymś ewidentnie wkurzony. Bałam się, że swój gniew będzie chciał wylądować na mnie.
Szybkim krokiem wyszliśmy z domu i udaliśmy się do  auta. Ponownie zajęłam miejsce na tyłach.
- Gdzie jedziemy? - Spytałam po jakichś pięciu minutach drogi.
- Zobaczysz...
***
    Przyjechałem o wiele za wcześnie. Cały czas siedziałem w aucie i myślałem. O wszystkim i o niczym.... Tak bardzo chciałem coś zrobić, ale byłem bezradny.
- Weź się w garść człowieku! Cholera jesteś gliną! - Krzyczałem sam na siebie i waliłem w kierownicę.
Tak bardzo brakowało mi jej uśmiechu, jej docinek....
- Hej... - Usłyszałem cichy głos Lily, który wyrwał mnie z tego transu.
- Hej... Wsiadajcie. - Oznajmiłem krótko.
- Coś wiadomo? - Spytał Harry.
- Nic... - Tak bardzo chciałem im przekazać w końcu jakieś dobre wieści.
- Będzie dobrze... Musi być... - Wyszeptał blondas.
      Odwiozłem chłopaków i wróciliśmy do domu.
- Hej aniołku... -  Przytulił Lily, Zayn na powitanie.
- Cześć braciszku.
Poszedłem do siebie. Widziałem jak bardzo się teraz na wzajem potrzebują... Jak wszyscy teraz potrzebujemy wsparcia.
Mój pokój nie był pusty. Na łóżku siedział Liam.
- Wiesz czego się najbardziej boje... Tego, że jak będę w szpitalu to ją zobaczę. Jak wiozą ja do prosektorium Louis!
Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Każdy z nas się tej bał, ale on jako pierwszy powiedział to na głos.
- Liam... Ja... Dręczy nie ta bezczynność! - Zająłem miejsce obok niego.
Dopiero teraz spostrzegłem, że miał mokre policzki od płaczu, a z oczu wypływały już kolejne.
- Zrobię wszystko żeby ją uratować...
- A ja Ci pomogą. - odparł pewnie i stanowczo.
- Louis! - Usłyszałem nawoływanie Zayna.
Obydwoje zerwaliśmy się z łóżka i pobiegliśmy do kuchni.
- Co jest?! - Spytałem lekko zdenerwowany.
W kuchni również stał Tom. W ręku trzymał jakąś kopertę. Wydarłem mu ją z ręki. Ręce mi się drżały.
"Zmiana planu, macie... Dwa dni! Ceny te same. Powodzenia. "
***

     Jechaliśmy z jakieś pół godziny. Naszym celem okazała się opuszczona fabryka i magazyny. Było strasznie zimno i ponuro. Szliśmy szybkim i energicznym.Wszędzie było pusto. Ta pustka była przerażająca. W końcu doszliśmy do bardziej nowoczesnej części. Kazał mi się usiąść na stary, skórzany fotel. Sam chodził poddenerwowany i niespokojny w te i wew te.
- Na kogoś czekamy? - Spytałam nieświadoma tego co się tutaj dzieje.
Zero odpowiedzi i jakiej kol wiek reakcji. Straciłam rachubę czasu. Zaobserwowałam tylko, że zrobiło się ciemniej i jeszcze bardziej ponuro.
Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki. Ewidentnie kobiece. Wyraźnie było słychać, że osobo porusza się na szpilkach i to dość wysokich i cienkich.
- Witaj. - Czułam, że robi mi się słabo.
Amanda... Teraz już wszystko na nic! Ochrona Lily na nic...
- Amando. - Przywitał się James i wyszedł.
- Witaj...Lily...
Nie miałam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. To już się naprawdę zaczynało robić chore!
Nie byłam w stanie nic jej odpowiedzieć, byłam w kompletnym szoku.
- Dlaczego?.... - Wyszeptałam tylko, a ona podeszła do mnie. Wyciągnęła małą strzykawkę, a ja poczułam lekkie ukucie....