niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 11

    Leżałam na czymś miękkim. Długo leżałam z zamkniętymi oczami. Nie wiedziałam jaki straszny widok mnie czeka. W końcu się podniosła i uniosłam powieki. Okazało się, że byłam w małym, przytulnym pokoiku. Leżałam na miękkim kocu, wśród stosu poduszek. Przez moment myślałam, że to wszystko mi się śni. Pomału wstałam. Na krześle wisiała sukienka w odcieniach różu. Moje ubrania gdzieś zniknęły, a ja stałam w samej bieliźnie. Szybko się ubrałam.
Otworzyłam niepewnie drzwi. Wszędzie panowała cisza. Na palcach przeszłam przez cały korytarz, aż doszłam do schodów gdzie się zawahałam. Po chwili namysłu jednak ruszyłam. Ciągle na palcach, delikatnie pokonywałam każdy stopień.
    Odnalazłam kuchnię. Pusto... Na stole było przygotowane śniadanie dla dwóch osób. Nagle w drzwiach pojawił się mężczyzna. On. Teraz dobrze widziałam jego twarz. Nie był szpetny... Wręcz przeciwnie. Był całkiem przystojnym brunetem. Właśnie wracał spod prysznica, był w samych bokserkach i z porannikiem narzuconym na ramiona. W dłoni trzymał... Pistolet.
- Witaj. Ślicznie wyglądasz. - Oznajmił. Odłożył pistolet na blat kuchenny i zasiadł przy stole.
- Czego Ty ode mnie chcesz?! 
To wszystko było chore. On był po prostu psychopatą.
- Siadaj to się dowiesz...
Był bardziej spokojny i opanowany. Ciągle się uśmiechał co mnie strasznie denerwowało. Niepwnie usiadłam się na przeciwko niego.
- Lily słuchaj... Ja do ciebie nic nie mam na prawdę, ale Twój braciszek trochę narozrabiał i teraz musi ponieść konsekwencje...
***
   Wszyscy byli w szoku. To co się stało...
- Louis.. Nawet nie wiesz jak się ciesze, że miałeś tą kamizelkę ale mogłeś nam powiedzieć... Przecież Rachel... Ona teraz... - Lily nie miała pojęcia jak ująć. Przecież nawet nie byliśmy pewni czy żyje.
- Tak... Dobrze, że miałam kamizelkę. Teraz będę mógł własnoręcznie zatłuc tego gnoja...!
Ja, Lily, Zayn, Niall, Harry, Liam i rodzice Rach siedzieliśmy u nas w domu. Policja szukała, a mi dali wolne. Stwierdzili, że tak będzie lepiej, bo ta sprawa jest za bardzo osobista.
     Zbliżała się 16:00. Rodzina Rach pojechała to siebie. Byli całkowicie roztrzęsieni tym zdarzeniem. Zresztą jaki rodzic by nie był. Siedziałem w kuchni... W tym samym miejscu, gdzie pierwszy raz rozmawiałem z Rachel. Nie miałam nawet siły na papierosa. Czułem jak łzy mi spływają po policzkach. Bałem się że ja stracę... Że już jej więcej nie zobaczę.
- Hej... Stary. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Zayn usiadł się na przeciwko mnie i mówił do mnie teraz tym swoim uspokajającym głosem.
- Zayn... Pamiętasz zabójstwo Emily?
- Ciężko zapomnieć... - Spuścił wzrok na dół.
- Wiesz po co do niej szedłem? Po to by jej powiedzieć, że wiem i żeby wiedziała, że ja o nic nie winię.. Zayn ja widziałem, że ona nie z tobą zdradza... - Tyle lat ukrywałem to, że wiem całą prawdę.
- Louis... Ja...
- Wybaczam ci. Jesteśmy jak bracia co nie? Było minęło...
Obaj poczuliśmy ulgę. We dwójkę siedzieliśmy przy stoliku. Harry i Niall postanowili zostać u nas. Nie mieliśmy nic przeciwko temu. Po godzinie 21:00 wszyscy leżeli juz w łóżku. Niall nocował u Lili, a Harry zajął kanapę. W całym mieszkaniu panowała cisza. Wpatrywałem się w sufit. Nie mogłem spać... Chciałem wiedzieć, że chociaż żyje.
***
     Cały dzień siedziałam w pokoju, w którym się obudziłam. Nic nie jadłam. Louis... Cały czas myślałam o nim. On już nie żył.. Jego już nie było...!!! Siedziałam przy oknie i wpatrywałam się w gwiazdy. Tak strasznie mi go brakowało... Ich wszystkich. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić jak bardzo cierpią teraz mama, tata i Liam... Tak bardzo się bałam co się stanie. Nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam szans ucieczki. Byłam na pierwszym piętrze bez żadnej możliwości ucieczki. Chciało mi się spać się bałam się zasnąć... Bałam się, że się nie obudzę, chociaż może i byłoby tak lepiej. Jednak potrzeba snu była silniejsza ode mnie.
    
      Obudziłam się bardzo wcześnie. Siedziałam po cichu w pokoju. Wszędzie panowała cisza. Byłam zamyślona chodź tak na prawdę nie myślałam o niczym. Wpatrywałam się w blado żółte ściany pokoiku. Nagle usłyszałam jak On rozmawia przez telefon blisko mojego pokoju.
- 50 tys. za nią albo 100 tys. za żywą. Masz pięć dni!
Tyle usłyszałam. Siedziałam jak wryta. Klamka w drzwiach poruszyła się, a drzwi wolno otwarły.
- Witaj Lily. Tak w ogóle to ci się nie przedstawiłem. Jestem James. - Wszedł do pokoju, w ręce trzymał talerz, a pod pachą miał butelkę soku pomarańczowego.
Położył to na stoliczku i usiadł koło mnie.
- Zapewne słyszałaś rozmowę. Rozmawiałem z twoim bratem. To tylko od niego zależy czy będziesz żyć.... Będzie mi bardzo przykro jeżeli będę musiał cie zabić.
Zayn... On...
- Co ci powiedział mój brat? - Spytałam.
- "Lily na być cała, gorzko tego pożałujesz" i takie tam...
Ha! Oni teraz wiedzą, że to chodziło o Lily... Jest genialny! Nie dał po sobie poznać, że to nie Lily została porwana.
     Kiedy spojrzałam na Jamesa wyglądał inaczej. Był czymś zaniepokojony. Dopiero po chwili zorientowałam się, że patrzyłam na niego za długo. Swój wzrok przyniósł na mnie. Był pełen gniewu. Serce stanęło mi w gardle. Nie widziałam co zrobi.
- Na prawdę nie chcę Cię zabić. Ty jesteś niewinna.....
Powiedział to tak łagodnie, tak spokojnie. Byłam w szoku. Po wypowiedzeniu tego wyszedł spokojnie z pokoju i delikatnie zamknął za sobą drzwi.
     Jeszcze pięć dni... Zobaczmy czy wyląduje na kanapie z rodziną czy w kostnicy.

1 komentarz:

  1. Twój blog został nominowany do LBA, więcej szczegółów na:

    http://guardian-angel-harry-styles.blogspot.com

    Gratuluję :))

    OdpowiedzUsuń