piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 5

     Kiedy się rano obudziłam w domu już było słychać głośne rozmowy. Pokręciłam się trochę w łóżku i postanowiłam wstać.
Mama siedziała przy oknie w kuchni i rozmawiała z jakąś przyjaciółką przez telefon, to ona robiła najwięcej hałasu. Liam siedział przed telewizorem, a tata właśnie wychodził do pracy. Typowy sobotni dzień naszej rodziny. Jednak nie dla mnie. Ten dzień zapowiadał się dla mnie...wyjątkowo!
Około wpół do dwunastej wyszłam z Harrym do pobliskiej galerii do McDonald's.
- Na pewno Louis zabierze Cię na droższą kolację, a póki do masz tu tortille i się ciesz! - Wręczył mi ją z uśmiechem na twarzy.
- Och już nie przesadzaj...
Nie wiedziałam zbytnio co mu odpowiedzieć, sama nie widziałam gdzie mnie zabierze.
Po chodziliśmy trochę po sklepach i postanowiliśmy wrócić do domu. Po drodze Harry kupił świeżą gazetę. Nasz wzrok przykuł napis CZY TO SERYJNY MORDERCA?
Spojrzeliśmy na siebie ze strachem w oczach. Świeciło słońce, był środek dnia ale i tak dostaliśmy gęsiej skórki i przyśpieszyliśmy krok.
- Miłej randki.... - Powiedział cicho kiedy byliśmy już przed domem.
- Dziękuję. - Przytuliłam go mocno na pożegnanie i  poszłam się szykować.
     Miałam jeszcze z jakieś trzy godziny do jego przyjścia. Umyłam głowę i stanęłam przed szafą z jednym z największych dylematów w życiu każdej dziewczyny pt."W co ja mam się ubrać?" Moje włosy zdążyły już wyschnąć. Skręciłam je w kilka koków dla ładniejsze efektu. W końcu zdecydowałam się na sukienkę. Była ona na dość grubych ramiączkach, białka z dużymi czarnymi grochami. Stwierdziłam, że idę w balerinkach. Louis to nie jest facet przy którym musisz chodzić w szpilkach żeby mu trochę dorównywać. Na górę postanowiłam założyć lekki, czarny płaszczyk. Włosy zostawiłam rozpuszczone i potraktowałam je lekko lakierem.
- Jak ślicznotka... - Usłyszałam rozmarzony głos mojej mamy.
- Mogę tak iść? - Spytałam.
Stresowałam się, bardzo się stresowałam.
- Tak! Nie musisz wracać na noc...wiesz...
- Mamo! - Musiała i najlepsze, że w ogóle sobie nie żartowała.
"Nie musisz wracać na noc ". Ile dziewczyn by to chciało usłyszeć od swojej mamy. To chyba dla tego, że Louis pracuje w policji. Stawia go w świetle odpowiedzialnego faceta.
     Nagle serce mi stanęło. Dzwonek do drzwi. Mama zaczęło mnie poganiać, a ja się czułam jakbym miała dwie lewe nogi.
Chwyciłam za klamkę, otworzyłam drzwi i.... wow. Tylko to mi przychodziło na myśl. Wygląd bosko. Miał na sobie czarny garnitur i białą koszulę, a do tego muszkę.
- Proszę...wyglądasz prześlicznie. - Powiedział cichym miękkim głosem i wręczył mi bukiety czerwonych róż.
Moja mama od razu je przejęła i poszła je włożyć do wazonu. Ja wykorzystałam moment i szybko wyszłam. Nie chciało mi się słuchać ich komentarzy, wolałam już być z Lou.
- Gdzie mnie zabierasz? - Zapytałam, już nie mogłam wytrzymać z ciekawości.
- Na spacer, a później do mnie. - Uśmiechnął się do mnie.
Od razu odwzajemniłam uśmiech. Nagle poczułam jak niepewnie dotyka moją rękę swoją. Spojrzałam na niego, a on na mnie. To jest ten moment kiedy masz nogi z waty. Przysunęłam się lekko do niego. Lewą rękę ułożył na moich plecach, dosyć nisko ale nie zwracałam na to uwagi, prawa natomiast na szyi. Zbliżył swoje usta do moich. Zamknęłam oczy. Pocałował mnie. Jak w tych wszystkich romansidłach, w świetle latarni, a gdzieś w tle zachodzące już słońce. To był cudowny moment. Nagle odsunął się lekko. Patrzeliśmy sobie w oczy.
- To trochę śmieszne. Praktycznie Cię nie znam...ale chyba Cię kocham.... - Powiedział szeptem.
- To dobrze, bo ja chyba Ciebie też. - Tym razem ja wykonałam pierwszy ruch. Nasze usta znowu się złączyły.
Czułam się tak bezpieczna w jego ramionach.
    To był najlepszy spacer w moim życiu. Szliśmy ze splecionymi rękami. Rozmawialiśmy o wszystkim, ulubionej muzyce, filmie. Ciągle żartował i się wygłupiał. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej pewna swojego wyznania.
W końcu musiało się to stać. Temat pt."Mój pierwszy raz"... Moją mina posmutniała i odwróciłam wzrok.
- Lou...Ja jeszcze...no wiesz...nigdy tego nie robiłam.
Na te słowa mocno mnie przytulił. Szczerze to nie spodziewałam się takiej reakcji.
- Hej... Nie chcę Cię do niczego zmuszać. To jest wyłącznie twoja decyzja.
Kocham go, po prostu go kocham. Nie wracał już do tego tematu, widział że nie chcę o tym gadać.
    Robiło się coraz chłodniej. Jeden silniejszy podmuch wiatru sprawił, że otrzęsłam się z zimna.
- Proszę bardzo księżniczko. - Powiedział i okrył mnie swoją marynarką.
Dałam mu buziaka w policzek. Teraz jemu było zimno, był w samej koszuli.
- Chodźmy już do Ciebie, robi się coraz zimnej. - Stwierdziłam i poszliśmy w kierunku jego domu.
Zastanawiałam się gdzie będzie Zayn i Lily, przecież to nie tylko dom Lou.
- Lubisz musicale? - Spytał z dużym uśmiechem na twarzy.
- Tak ale piesze nie Greace! Widziałam to już tyle razy...
- Okay...hmm? Może... The Rocky Horror Picture Show?
- Tak!
Uwielbiam ten musical. Jest inny, chyba nigdy mi się nie znudzi.
Przyśpieszyliśmy krok i pięć minut później wchodziliśmy już do budynku. Przed drzwiami do ich mieszkania Louis dał mi znak że mam być cicho. Zdziwiło mnie to trochę. Okazało się, że drzwi są otwarte, a ze środka słychać głosy. Weszliśmy na palcach. W całym mieszkaniu było ciemno. Louis szedł pierwszy i trzymał mnie mocno za rękę. Staliśmy przed drzwiami do salonu. Lou szybko zapalił światło. Kiedy to zrobił oboje stanęliśmy jak wryci. Odruchowo zrobiłam wielkie oczy i otworzyłam usta ze zdziwienia. Na rozłożonej kanapie leżeli Lily i Niall i bieliźnie. Lily w białej, a Niall w żółtych bokserkach, było to o tyle dziwne, że przed chwilą rozmawiałam z Lou o Rocky Horror".
- Lily?!
- Louis!
- Niall?
- Rachel!!!
To było na prawdę dziwne. "Janet" i "Rocky" szybko się poderwali z kanapy i zaczęli ubierać...chwila! Z tego interesującego dialogu wynika, że jestem dr. Frankiem?! A tam mniejsza z tym....
- Wynoś się! - Louis warknął do Nialla.
Próbowałam jakoś uspokoić Lou ale się nie dało. Samo jego spojrzenie wystarczyło żeby Niall wybiegł z mieszkania. Oczywiście od razu pobiegłam z nim. Dogoniłam go przed budynkiem. Miał łzy w oczach, a jedna już spływała po policzku. Przytuliłam go mocno do siebie.
- Ja....
- Nic nie mów...
Nie miał się z czego tłumaczyć, a już na pewno nie mi. Cieszyłam się, że Lily odwzajemniała jego uczucia, cieszyłam się, że kogoś sobie znalazł. Szkoda, że nasze obydwie randki potoczyły się w ten sposób.
- Idź do niej, mną się nie przejmuj. - Powiedział i poszedł sobie.
Od razu pobiegłam z powrotem do mieszkania. Louis stał przy oknie i palił papierosa. Poszłam od razu do Lily. Siedziała na łóżku i płakała w poduszkę. Podeszłam do niej pomału. Kiedy na mnie spojrzała była cała we łzach. Przygarnęłam ją do siebie ramieniem. Nadal mnie dziwiło nasze zaskakujące podobieństwo ale wolałam się skupić na tym jak jej pomóc.
- Wszytko będzie dobrze... Idź wziąć prysznic i idź spać. Idę pogadać z tym idiotą. Chyba, że mam zostać z tobą? - Ten idiota to mój chłopaka ale to nie zmieniło faktu, że zachował się jak idiota.
- Nie dzięki, dam sobie radę. - Uśmiechnęła się do mnie i poszła do łazienki.
Szybko poszłam do kuchni. Stał cały czas z papierosem.
- Przepraszam...Lily przeproszę jutro, bo raczej mnie dzisiaj już nie chce widzieć, a tego blondaska kiedy indziej.
- A za co mnie przepraszasz? - Dobrze widziałam ale chciałam to od niego usłyszeć.
- Za to, że popsułem również naszą randkę, która była dla mnie bardzo ważna... - Wyrzucił papierosa i zbliżył się do mnie. Chciał mnie pocałować.
- Nie kotku.... capisz fajami... - Odepchnęłam go lekko na co się uśmiechnął.
Tak właściwie to wtedy uświadomiłam sobie, że przejmowała się Lily i martwił się o nią podczas gdy Zayna ciągle nie było.
- Pójdę już. - Zwróciłam się w kierunku drzwi.
- Oszalałaś! - Szybko zaprotestował.
- Złapię taksówkę..
- Nie ma mowy zostajesz! - Nie dawał za wygraną.
Przecież mógł mnie odwieść swoim autem. Właściwie to mama pozwoliła mi zostać. Nie protestowałam więcej. Poszliśmy do niego.
- Śpimy u mnie, gdyż kanapa jest jeszcze skażona, a u Zayna wolę nie spać bo dostanę solidny opieprz. Nie martw się będę przyzwoity. - Zaśmiał się na koniec, za co dostał pocisk z poduszki.
- Daj mi jakąś bluzkę i dresy...
Poszperał w szafce i rzucił mi ubrania. Poszłam do łazienki. Wykonałam wszystkie czynności i wróciłam do jego pokoju. Minęliśmy się w drzwiach i szturchnął mnie "lekko" ramieniem, tylko że każde z nas rozumie inaczej słowo lekko. Ja zachwiałam się i prawie wylądowałam na podłodze ale sama opanowałam całą sytuację. Musiało to trochę śmiesznie wyglądać, gdyż Louis hamował się aby nie roześmiać się za głośno. Po około 20 minutach oboje siedzieliśmy na łóżku.
- Dobranoc Rachel.
- Dobranoc...
Położyłam się bardzo blisko niego. Leżałam wtulona w jego klatkę piersiową, on mocno mnie objął jakby bał się, że ucieknę albo że ktoś mnie porwie. Nie wiem kiedy usnęłam ale było mi tak dobrze. Czułam się taka kochana.

1 komentarz:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Award :)
    Więcej informacji:
    http://fanfiction-harry-styles-illusion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń