Kiedy obudziłam się następnego dnia pogoda była zupełnie odmienna od tej ze zeszłego dnia. Mimo iż jesień trwała od około dwóch tygodni, to pogoda w Londynie nigdy nie przestaje zaskakiwać. Kilka dni było na prawdę przyjemnych.
Deszcz niemiłosiernie stukał w okna mojego pokoju. Leniwie podniosłam telefon z szafki koło łóżka. 5:30! Wzdechnełam na cały pokój. Rodzice byli od dwóch dni w Wolverhampton u rodziny i mieli tam zostać jeszcze kolejne dwa dni. W domu, prócz mnie był mój straszy brat Liam. Mój wzór do naśladowania, od dziecka był dla mnie kimś w rodzaju jakiegoś Supermana. Zawsze kiedy była paskudna pogoda wieczorami siadaliśmy w dwójkę przed telewizorem i oglądaliśmy jakieś filmy na kasetach. Dzięki niemu obejrzałam chyba porawie wszystkie ekranizacje słynnego bohatera, ukrywających swą twarz pod maską nietoperza, nazywanego przez wszystkich: BATMAN.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki na korytarzu.Osoba przechadzająca się po korytarzu wleciała w szafkę przed wejściem do mojego pokoju. Od razu się odwróciłam w stronę drzwi. Zobaczyłam tam Liam przeklinającego po cichu.
-Ty nic nie słyszałaś! -Powiedział kiedy zorientował się, że na niego patrzę.
-Jak zawsze braciszku. -Zaśmiałam się lekko.
Nie zdążyłam się podnieść, a mój braciszek siedział już przede mną na łóżku.
-Czemu nie śpisz? -Spytał i jednak położył się koło mnie, a ja mogłam się w niego wtulić.
-Nie mogę spać... -Wyszeptałam.
-Nie chce mi się iść dzisiaj na praktyki ale wiem, że muszę ugh.... -Rozżalił się Payno.
-Biedactwo.... -Powiedziałam sarkastycznie, na co mnie tylko szturchnął.
Poleżeliśmy tak do 6:30, a potem każde z nas zaczęło się szykować.
Liam wyszedł z domu wcześniej ode mnie, ja miałam jeszcze chwilę dla siebie. Kiedy siedziałam przy oknie w kuchni patrzyłam jak ludzie przewijają się przez moją ulice, jak spieszą się do pracy i jak turyści zachwycają się słynną londyńską ulicą. Byłam zdziwiona, że chce im się zwiedzać w tak paskudną pogodę.
Około 7:20 wyszłam z mieszkania. Na klatce schodowej czekał już na mnie Harry. W ręku miał duży czarny parasol. Miał go od jakiegoś czasu i strasznie mi się podobał, a po za tym bez problemu się pod nim mieściliśmy.
- Hej ksieżniczko! - Przytulił mnie chłopak co od razu odwzajemniłam.
- Przed chwilą napisał do mnie Niall. Nie idzie z nami bo szedł wcześniej coś poprawić, a i Lily do mnie napisała, na Facebooku, że też rano z nami nie idzie. - Zdałam relacje Stylesowi no co on powiedział tylko okay.
Chodniki były całe w kalużach i oczywiście zapomniałam wziąć kaloszy na drogę. Szczęście, że mi buty chociaż nie przemokły. Mimo oktopnej pogody droga minęła nam całkiem przyjemnie. Cały czas się śmialiśmy z byle czego.
Kiedy doszliśmy do szkoły, prawie równo z nami podjechał samochód. Ten sam do którego wsiadała Lily. Ku naszemu zaskoczeniu z auta nie wyszła Lily lecz nijaki Louis. Co jeszcze dziwniejsze szedł w naszym kierunku. Razem z Harrym wymieniliśmy zdziwione spojrzenia.
-Rachel? -Zapytał mnie chłopak.
-Tak... -Odpowiedziałam niepewnie.
-Lily dzisiaj nie będzie w szkole. Mogłabyś jej dzisiaj przynieść lekcje? -Na koniec się uśmiechnął do mnie, na co Harry zareagował dość surową miną.
- Jasne. Przyjechaleś tutaj żeby mi to powiedzieć Lily mogła napisać. - Stwierdziłam nadal będąc zdziwiona.
- Jechałem akurat na służbę i Cię...Was zobaczyłem. - Odpowiedział. Poprawił się, gdyż mina lokowatego była typu I Wanna Kill You.
- Służbę... - Prychnął Harry.
- Pracuje w policji...na wydziale zabójstw najprościej ujmując. - Powiedział z lekką arogancja w głosie i oddalił się do swojego samochodu. Po chwili już znikał z szkolnego parkingu.
Nawet tego nie skomentowalismy. Od razy poszliśmy pod sale gdzie mieliśmy mieć pierwszą lekcję. Czekał już tam na nas blondasek. Cały uśmiechnięty i emanujący dobrą energią. Jego całą radość zniknęła kiedy powiedzieliśmy mu, że Lily jest chora i nie przyjdzie dzisiaj do szkoły. Biedactwo. On na prawdę się zakochał.
***
Po szkole chłopaki poszli do parku, a ja od razu do Lily. Cały czas nie dawało mi spokju to, że byłyśmy tak do siebie podobne. W pewnej chwili dostałam sms-a
Od: Payno
Właśnie uczestniczyłem pierwszy raz w przeprowadzaniu sekcji zwłok :)
Nic na to nie odpisałam, nie miałam pojęcia jak to skomentować. Po chwili zorientowałam się, że jestem już koło domu Lily.
Zadzwoniłam raz, drógi i nikt nie odpowiadał. Nagle dostałam sms-a.Był on od Lily, napisała że jest u lekarza i będzie za jakieś 15-20 minut i że mój numer ma od Nialla. Jejku! Jaki synchron jakby wiedziała, że stoję pod jej domen. Zapisałam sobie jej numer i usiadłam się na schody przed wejściem. Stwierdziłam, że nie opłaca mi się nigdzie iść. Po jakichś 5 minutach czekania na ulicy zaparkował dobrze mi już znany czarny samochód.
- Znowu On.....- Wyszeptałam sama do siebie.
Chłopaka wysiadł z auta, a w ręku miał torbę z zakupami. Minął mnie obojętnie, otworzył drzwi i wszedł do środka. Siedziałam na tych schodach z miną typu Czy coś mnie ominęło?
- Wejdziesz sama czy mam księżniczkę wnieść? ! -Zapytał nie miło.
- Nie chciałam się wpraszać.... - Powiedział nie pewnie.
Przewrócił tylko oczami, a ja weszłam za nim.
Kiedy weszłam do środka przeżyłam lekki szok. Ich mieszkaniem było z piętrem. Było o wiele większe od naszego mimo iż nasze małe też nie było.
- Rozgość się. Za chwilę powinna wrócić. - Rzucił.
Siedzieliśmy w kuchni, a on rozpakowywał zakupy. Patrzyłam w okno ale czułam jak co po chwilę na mnie zerka. Nagle usiadł się naprzeciwko mnie i podał mi kubek herbaty. Nawet nie zauważyłam kiedy ją zrobił. Uśmiechnęłam się lekko do niego i wzięłam łyk herbaty.
- Uuuu fuj...! - Odłożyłam szybko kubek na bok.
- Co ci?
- Nie słodzę, a ty tu chyba całą cukiernicze wsypałeś! - Wyjaśniłam.
- Dwie łyżeczki.... - Powiedział, patrząc na mnie zdziwiony.
-Na jedno wychodzi! -Odparłam.
-Lily tyle słodzi...czyli jednak coś was różni. - Powiedział to tak oczywiście, że aż bezczelnie. Wziął mój kubek, a podsunął mi swój.
- Dzięki... aż tak to widać? - Spytałam. Mówiąc to spojrzałam w jego oczy. Były piękne.... Ten błękit, nigdy takich nie widziałam.
- Żartujesz? Jesteście wręcz identyczne! Tylko, że ty masz kobiece kształty w przeciwieństwie do Lily.- Powiedział przy czym lekko się zaśmiał co było bardzo urocze.
Nagle Louis wyciągnął z tylnej kieszeni lekko pogniecioną już paczkę papierosów.
-Umm nie będzie ci to przeszkadzać? -Spytał kiedy już miał jednego w ustach i szukał po kieszeniach zapalniczki.
-Skoro musisz... -Powiedziałam, po czym westchnęłam.
Chłopak nagle wstał i otworzył swoją połówkę okna, przysunął krzesło, lekko się wychylił i dopiero wtedy zapalił. Pomyślałam, że było to bardzo miłe z jego strony.
-Właściwie to fajnie, że przyszłaś wcześniej. -Zaskoczył mnie swoim stwierdzeniem.
-Czemu? -Zapytała nie ukrywając swojego zdziwienia.
-Wiesz Zayn jest ciągle na uczelni, studiuje prawo, wiesz starszy brat Lily, a z kolei ona....młodsza ode mnie i nie mamy wspólnych tematów. -Wytłumaczył, wypuszczając z ust kolejne obłoczki dymu.
-Nie chce cię smucić ale wiesz, że jesteśmy w tym samym wieku? -Spytałam bacznie obserwując chłopaka.
-Wiem ale wydajesz się bardziej....jakby to ująć....rozgarnięta i doroślejsze. -Uśmiechnął się do mnie ciepło co odruchowo odwzajemniłam. Louis był zupełnie inny w prywatnej rozmowie. Był taki... miły. Porozmawialiśmy sobie jeszcze chwilę na różne tematy. Nagle do kuchni weszła Lily. Dwa klony w jednym pokoju.
- Gdzie Zayn? -Spytał Lou, a jego ton głosu się automatycznie zmienił.
- Podwiózł mnie i pojechał gdzieś tam. - Odpowiedziała dziewczyna siadają obok mnie, a jej nos od kataru był już lekko zaczerwieniony.
- Pojechał??? Jak do jasnej cholery? On nie ma auta ani prawa jazdy! - Odrzekł, nie ukrywając swojego zdziwienia.
- A to nic ci nie mówił? - Spytała cicho dziewczyna.
- Idę do siebie... -Wymamrotał Lou,a dym papierosa rozniósł się po całym pokoju.
Szczerze to dziwnie się czułam sam na sam z dziewczyną, której praktycznie nie znam, a wyglądamy cóż... identycznie.
- Przepraszam Cię za tego pacana. - Powiedziała delikatnie. Uśmiechnęła się tylko do niej. Widać było, że ona i Louis nie przepadają za sobą.
Lily przepisała lekcje, nie było tego zbyt dużo. To co potrafiłam od razy jej tłumaczyłam. Jednak ciągle, nie widzieć czemu, brakowało mi jego obecności. Dziwne uczucie.
Kiedy skończyłam swoją rolę jako nauczycielka pożegnała się z Lily. Przyjdzie dopiero w poniedziałek do szkoły, czyli 2 dni wolnego i weekend. Trochę sobie odpocznie. Szczęściara. Zdeklarowałam się jej, że na następny dzień dzień też do niej przyjdę z lekcjami ale w kolejny to Niall ją odwiedzi, gdyż ja mam lekcję gry na skrzypcach. Nawet nie musiałam się pytać blodaska czy będzie zainteresowany. Widziałam, że nie przepuści takiej okazji.
Kiedy byłam jakieś trzy domy za domem Lily zaczęło okropnie lać. Super nie mieć parasola w taką pogodę. Jednak Harry też potrafi być tym ogarniętym. Marzyłam, żeby mi tu się zaraz pokazał ze swoim parasolem.
- Rachel!!! - Usłyszałam gdzieś za sobą. Widziałam, że nie był to Hazza, jednakże kojarzyłam ten głos.
Gdy się odwróciłam w strugach deszczu ujrzałam biegnącego w moją stronę Lou... Z parasolem!
-Co ty wprawiasz? -Spytałam kiedy był już koło mnie i rozłożył nade mną parasol.
- Papierosy mi się kończą, a po za tym chyba nie chcesz zmoknąć? - Stwierdził Louis.
- Mogłeś przyjść 2 minuty temu ale lepiej późno niż wcale. - Zazartowałam.
Nie mogłam uwierzyć, że to ten sam bezczelny i arogancki typ. Wow! Lily, Louis, co jeszcze?
Trochę dziwnie się czułam idąc z nim pod jednym parasolem. Co miałam zrobić? W gruncie rzeczy Louis był całkiem dla mnie miły. Cały czas o czymś rozmawialiśmy, cały czas podtrzymywał rozmowę. Zastanawiało mnie ile ma lat ale wolałam nie pisać nie chciałam zepsuć miłej atmosfery.
- Tutaj mieszkam. Jeszcze raz dziękuję. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie to chłopaka.
- Cała przyjemność po mojej stronie Rachel. - Powiedział spokojnie i ucałowam mnie delikatnie w policzek.
Na moich policzkach pojawiły się rumieńce, czułam to. Z lekkim uśmiechem na twarzy szybkim krokiem żeby nie zmoknąć, jeszcze bardziej, weszłam do budynku. Kiedy weszłam do domu zaczęłam się uśmiechać sama to siebie. To było coś... uroczego. Już w tedy wiedziałam, że on i Lily namieszają jeszcze w moim życiu.